STRANGETOWN
ROZDZIAŁ
ÓSMY
Furia
Kołdra
była taka miękka. Belli nie chciało się wstawać. Emily gotowała
w kuchni jajecznicę, gawędząc z Dennisem. Opowiadała mu chyba o
pięknych wieczorach we Francji i kursie gotowania... Przynajmniej
coś w tym stylu.
Bella
zdecydowała się jednak wstać z łóżka.
-
Emily, każ temu... eterycznemu opuścić kuchnię TERAZ –
powiedziała zdecydowanym tonem.
-
Ale panno Bello, on czuje się samotny! - jęknęła dziewczyna,
zgrabnym ruchem zrzucając jajecznicę na talerz.
-
NIE – Bella narzuciła czerwony szlafrok – Ma się WYNIEŚĆ.
Emily
wydała z siebie ciężkie westchnięcie i szepnęła coś do
Dennisa. Ten burknął niezadowolony i opuścił kuchnie, mijając
się z Bellą w drzwiach. Kobieta zadrżała.
-
Cóż to za... ee... perfekcyjna jajecznica, Emily! - zawołała.
-
Naprawdę? Och, dziękuję! - zarumieniła się dziewczyna – a
Dennis jest naprawdę miły, potrzebuje kogoś, komu mógłby się
zwierzyć...
-
Nie. Żadnych duchów w moim domu.
Emily
zrobiła usta w podkówkę.
-
Ups. Oprócz ciebie, oczywiście.
***
Jodie
promiennie, choć trochę nerwowo uśmiechnęła się do
dziewięcioletniej blondynki jedzącej płatki śniadaniowe z taką
prędkością, jakby od tego zależało jej życie. K.T. spojrzała
na nią spod zmróżonych powiek i odłożyła miseczkę do zlewu.
Jodie westchnęła. Dziewczynka była nieufna, cicha i wolała
samotność niż towarzystwo Jodie. Nastolatka czuła się tym mocno
urażona, zwłaszcza, że wyobrażała sobie wspólne wieczory
spędzone na grze w scrabble, monopoly albo warcaby (lub chińczyka).
A do tej pory, choć K.T. spędziła u Jensonów aż trzy dni, oni
wiedzieli ją zaledwie dziewięć razy: przy posiłkach. Ted uznał,
że ona potrzebuje czasu, żeby się zadomowić. Ale faktem było, że
Ted miał okazję ją poznać w szpitalu, a Jodie nie.
-
Podwieźć cię do szkoły, K.T.? - spytała prędko nastolatka.
Zaczynała na trzecią lekcję, a dziewczynka na pierwszą, więc nie
musiała tego robić, ale może wtedy porozmawiają. Taką miała
nadzieję.
-
Nie, dzięki. Wolę się przejść. - padła odpowiedź.
Kiedy
K.T. wyszła , Jodie bezsilnie tupnęła nogą o podłogę. W
korytarzu odezwał się zirytowany Ted:
-
Zostaw ją. Nie musisz chodzić za nią krok w krok. To raczej nie
pomoże ci nawiązać z nią przyjaznych stosunków.
-
Wcale nie zamiarzałam! Ale, zobaczysz, zrobię to. Zaprzyjaźnię
się z nią, czy tego chcesz, czy nie.
-
Aleś ty uparta! - jęknął brat z rezygnacją.
***
To,
że Kałamarnica była uzależniona od herbaty, wiedziała cała
szkoła. Powstała nawet teoria (skrupulatnie spisana przez Ophelię
w Miejscowym Zeszycie Teorii), że nauczycielka zawarła pakt z
diabłem i sprzedała duszę za herbatę właśnie.
Tego
ranka kobieta zmierzała do swojej klasy z naręczem kubków, by
odbyć lekcję z II a. Stojąca pod ścianą Ophelia patrzyła na nią
spode łba.
-
Wellert zadał mi pracę poprawkową o uzależnieniach. Możemy
poprosić ją o materiały - zabłysnął inteligencją Johnny.
Ripp
zmarszczył brwi i nagle podskoczył.
-
Zrobimy zadymę! - wykrzyknął w nagłym olśnieniu. Siedząca na
ławce Sally uniosła brwi.
-
Chcesz dostać kolejną jedynkę?
Chłopak
wzruszył ramionami.
-
Nie zależy mi.
-
On się buntuje
- wyjaśniła Ophelia, po czym zwróciła się do przyjaciela - Masz
w ogóle jakiś plan? Poświęcanie się dla lepszego dobra jest
niezwykłe i w oglóle, ale...
-
Och, daj spokój z monologiem - machnął ręką Ripp i spojrzał po
siedzącej na ławkach pod ścianą klasie - Słuchajcie, zrobimy
tak...
***
Gdy
weszli do klasy, Kałamarnica miała przed sobą siedem kubków
herbaty, w tym dwa puste. Ripp i Sally bez słowa udali się na drugą
ławkę w rzędzie przy oknie. Ophelia oraz Samantha zajęły
przedostatni stolik w rzędzie po stronie lewej, a Johnny z Zoe
usiedli w pierwszej ławce rzędu środkowego, tuż przed
nauczycielką. Ta zmróżyła oczy, spoglądając na błękitne
włosy dziewczyny i zieloną skórę chłopaka.
Lekcja
rozpoczęła się od sprawdzenia obecności. Gdy po wyczytanym
nazwisku Susan zapadła cisza, Johnny uśmiechnął się pod nosem.
Potem nauczycielka opróżniła kolejny kubek herbaty i wstała, by
zapisać temat na tablicy. Gdy tylko się odwróciła, Ripp mrugnął
do spoglądającej na niego z ukosa Ophelii.
Ta
momentalnie zaczęła działać. Wyrwała z zeszytu kartkę, zmięła
ją w kulkę i rzuciła w Mikey'a. Chłopak podał ją Jodie, która
od razu wykrzyknęła:
-
Proszę pani, Ripp rzucił we mnie kulką!
Kałamarnica
momentalnie odwróciła się i spojrzała na drugą ławkę, ale
Rippa już w niej nie było. Zamiast niego siedziała tam Susan,
która weszła niezauważona w chwili, gdy Ophelia "przypadkowo"
się zakrztusiła.
Podczas,
gdy fizyczka przeczesywała klasę wzrokiem w poszukiwaniu zbiega,
Zoe wychyliła się lekko i potrąciła jeden z kubków z herbatą.
Brązowy płyn rozlał się po biurku.
Nim
Kałamarnica zorientowała się, o co chodzi, w klasie wybuchły
prawdziwe zamieszki. Papierowe samolociki latały po sali, Ripp wśród
ogólnych oklasków wylazł spod biurka Johnny'ego, wlazł na blat i
zaczął na nim tańczyć. Ophelia wyła. Nagle złapała się za
gardło i opadła na podłogę w konwulsjach przerywanych
spazmatycznym śmiechem. Susan waliła głową o ścianę, Danielle
nagrywała całe zajście. Kałamarnica siegnęła po kubek z
herbatą, lecz potrąciła go ręką, rozlewając zawartość. Zawyła
nieludzko i poczęła... zlizywać ciecz z biurka.
-
Widzicie, co uzależnienie robi z ludźmi? - Jodie rzuciła pytanie
retoryczne gdzieś w przestrzeń. Kiedy nauczycielka spojrzała
badawczo na plamy na podłodze, dziewczyna nie wytrzymała i
roześmiała się, po czym wskoczyła na ławkę obok Samanthy Yokel.
***
Jodie
pośpieszyła do klasy muzycznej profesora Bachusa, zastanawiając
się, kiedy nagrania z fizy trafią na iSim. W efekcie pomyliła
numery pomieszczeń i wpadła do sali na ostanią chwilę. Bachus
wtoczył się zaraz za nią, drapiąc się po swetrze, na widok
którego brunetka wzdrugnęła się z obrzydzeniem.
Dziewczyna
opadła na miejsce pomiędzy Rippem a Zoe i prędko wyciągnęła
książki.
-
No dobrze - wychrapał profesor - zaczynamy...lekcję.
Kto...pierwszy? - spytał ni z gruszki, ni z pietruszki. Jodie
rozejrzała się po sąsiadach, sprawdzając, czy wiedzą, o co
chodzi, ale Ripp i Zoe wydawali się zorientowani. Sprawdziła prędko
notatki z ostatniej lekcji.
"Pamiętaj:
Przygotować piosenkę do zaśpiewania na lekcji. Obojętnie jaką."
Jo
bezgłośnie klepnęła się w czoło, w duchu wyzywając się od
debilek i idiotek. Ripp spojrzał na nią z na wpół drwiącym, na
wpół wspułczującym uśmiechem.
-
Nie nauczyłaś się, co? - wyszeptał, tak, żeby nauczyciel go nie
usłyszał. Niestety, usłyszał. Jodie szybko kiwnęła głową,
kiedy Bachus znów charknął na uczniów z pierwszych ławek.
-
No dobrze. Ripp? Ty się zgłaszasz?
-
Eeeem... Mogę. - wzruszył ramionami. Jodie wsunęła się głebiej
w krzesło.
Wszyscy
uczniowie jakoś przebrnęli przez śpiewanie, choć czasami brzmiało
to raczej jak deklamacja. Została tylko Jodie.
-No
dobrze - chrychął Bachus - Panno Jenson? Teraz ty.
Jodie
skuliła się na krześle, ciesząc się w duchu, że może siedzieć.
Normalnie lubiła muzykę, teraz wolałaby mieć jeszcze jedną
matematykę.
-
To będzie rzeź - usłyszała cichy głos Ophelii, mówiącej do
Johnny'ego. Przebiegła w pamięci znane jej piosenki. Hmm...
-
I
just wanna scream and lose control!
Throw
my hands up and let it go!
Śpiewała
najpierw cicho, potem coraz głośniej i mocniej, coraz szybciej
-
Forget
about everything and runaway, yeah!
I
just want to fall and lose myself!
Lauhing
so hard it hurts like hell!
Forget
about everything and runaway, yeah!
Runaway...
Runaway...
-
Wow - powiedziała Zoe, słuchająca wcześniej z otwartymi ustami.
-
Wow - przytaknął Ripp - Wielkie wow.
-
Hmmm... Myślę...że nadaje sie na... 5+? - powiedział sennie
Bachus.
-
Ale... Jak?! - zawołała z rozpaczą Ophelia.
***
-
Kto zagra Rellę w tym przedstawieniu? - spytała K.T.
-
Chyba Cindy Quinn... ale nie mam pewności - odpowiedziała Kim
Yokel.
-
Ooo... Jakie role są jeszcze wolne? A Cindy jest dziś? - spytał
Drew Partain.
-
Nie ma jej. A role to: Sephone, Czarownica, Starszy Brat...
-
Mi się wydaje, że to bez sensu - wyznała K.T. Dziewiątka
dzieciaków obecna w dusznym pokoju spojrzała na nią w zdziwieniu.
- Te role są trudne i nudne, bohaterów jest za dużo, a akcja zbyt
prosta.
-
W sumie... to masz rację. A że Cindy to wymyśliła, to sobie
nadała główną rolę.
-
Napiszmy nowy scenariusz! - wyrwała się Jill. K.T uśmiechnęła
się niepewnie.
-
Dobry pomysł. Może przełóżmy jakieś przedstawienie na
Strangetown'ową wersję?
Wszyscy
pokiwali zgodnie głowami.
-
Ale co napiszemy? Może romans?
-
Wystawmy coś o Belli! - wrzasnęła radośnie Jill.
***
-
JOHNIE MARTINIE SMITHU!! - zagrzmiała Jenny, wchodząc do pokoju.
Siedząca na podłodze Ophelia zmarszczyła brwi, a spisujący pracę
domową Ripp szybko zakrył zeszyt. Kobieta udała, że tego nie
widzi.
-
Popatrzcie na mnie, wszyscy troje - groźnie spojrzała po zdziwionej
młodzieży - Co wyście, na święte lamy, wyprawiali na fizyce?!
-
Skąd pani... - zdziwił się Ripp.
-
Poczta pantoflowa - Jenny wzruszyła ramionami - No więc?
Ophelia
starała się nie wyszczerzyć. Niestety bezskutecznie. Nim
wybuchnęła śmiechem, Johnny zatkał jej usta poduszką.
-
To był taki... projekcik integracyjno-edukacyjny - wyjaśnił, wciąż
przyciskając poduszkę do twarzy dziewczyny.
-
Mający na celu, eee... pomoc Johnny'emu w napisaniu pracy
poprawkowej zadanej przez We... to jest, pana Wellerta - pośpieszył
mu z pomocą Ripp.
-
Jakiej pracy poprawkowej?!
-
Eeem, nieważne - zająknął się chłopak, nerwowo zerkając na
przyjaciela i duszącą się Ophelię.
-
Właśnie, że ważne! - z dołu dobiegł odgłos dzwonka telefonu -
Ustalcie wspólną wersję wydarzeń, a jak nie, każde
z was poniesie tego konsekwencje - pogroziła im palcem i wyszła z
pokoju, zamykając drzwi za sobą. Ripp uśmiechnął się
triumfalnie.
-
Ugghhm!! - Ophelia oderwała poduszkę od swoich ust - Trzymaj to
cholerstwo z dala ode mnie!
***
Ajay
wyjrzał przez okno i go zamurowało. Erin Beaker podążała drogą
obładowana książkami. Mężczyzna chwilę zmagał się sam ze
sobą, a potem otworzył okno i wystawił przez nie głowę.
-
Hej Erin!
Dziewczyna
spojrzała na niego; stos ksiąg zachwiał się.
-
Cześć! - uśmiechnęła się promiennie.
-
Co robisz tak późno na ulicach? - spytał.
-
Zakuwam - brzmiała odpowiedź - A właściwie to wracam z
biblioteki, gdzie zakuwałam.
-
Aha. To w takim razie, co będziesz teraz robić?
-
Zakuwać.
***
Jenny
wygrzebała z szafy pudełko po butach, w którym trzymała pamiątki
(rodzinna przypadłość). Nie, żeby planowała sprzątanie, po
prostu tak. Powspominać.
Usiadła
na podłodze i wysypała zawartość obok siebie. Jakieś zdjęcia,
stara biżuteria, pamiątki, pomięte kartki. Nic specjalnego.
Jednak
z szafy wypadł zielony album. Leżał teraz rozłożony, okładką
do góry. Jenny podniosła go i spojrzała na stronę, na której się
otworzył. Od razu poczuła ukłucie w sercu.
Na
sześciu z lekka wyblakłych zdjęciach było pięć osób. Pierwsze
dwa przedstawiały osiemnastoletnią Lylę i samą Jenny śmiejące
się do obiektywu, trzecie - Circe uwieszoną ramienia Vidcunda. Na
trzech pozostałych Lyla przytulała się do Buzza.
Jenny
otarła łzy spływające po jej policzkach. Patrząc na szczupłą,
jasnowłosą i niebieskooką blondynkę nie mogła uwierzyć, że
dziewczyna ta zdążyła wyjść za mąż, urodzić trójkę dzieci i
umrzeć...
Kobieta
przerzucała strony albumu, z każdą kolejną coraz bardziej
płacząc. Sesja na zakończenie roku, urodziny, impreza nad
basenem... to wszystko powracało ze zdwojoną siłą i bolało
bardziej, niż nawet w dniu pogrzebu Lyli - gdy musiała obejmować
szlochającego Rippa, sama wypłakując się na ramieniu męża.
Teraz nie była nawet zdolna do dalszego przewracania kartek, zwinęła
się tylko w kłębek i łkała cicho.
***
PT
uchylił drzwi pokoju i ujrzał swoją żonę leżącą na podłodzce,
cicho płacząc. Zamknął drzwi i podszedł do niej.
-
Co się stało?
Jenny
odwróciła się do niego. Na twarzy miała ciemne smugi rozmazanego
makijażu i zaczerwienione oczy. Obok leżał album ze zdjęciami
otwarty na stronię z sesją urodzinową bliźniaczek.
-
Tak strasznie za nią tęsknię... - wyszeptała, ocierając łzy -
Boję się, że nigdy nie poznamy prawdy o jej śmierci...
-
Ciii - obiął ją i zakołysał w ramionach jak małe dziecko -
Będzie dobrze.
-
Wiem - odparła cicho. I siedzieli tak, oboje myśląc o tym samym: o
wesołej, niebieskookiej blondynce, która opuściła ich tak
wcześnie.
***
Nerwus
stał przed Nocną Sową. Annie widziała go z okna swojego pokoju,
zastanawiając się, czy może wyjść. Wybiła dwudziesta pierwsza -
miała mało czasu.
W
końcu zdecydowała się opuścić pub. Pojawiła się na schodkach
wejściowych w cienkim T-shircie i shortach, z rozwianymi włosami.
Było zimno.
-
Nerwus? Co ty tu robisz? - zdziwiła się, podchodząc do niego.
-
Muszę ci o czymś powiedzieć, Annie - szepnął, ledwie słyszalnie.
-
Tak?
-
Ja... nigdy nie opowiadałem ci mojej przeszłośi, prawda? O
Beakerach...
Annie
zamarła. Szykowała się długa, potworna opowieść o Beakerach.
Beakerowie = wściekłość. A ona nie miała czasu.
-
Nerwus, ja...
-
Posłuchaj mnie - jego niebieskie oczy były dziwnie szkliste -
Proszę...
Dziewczyna
westchnęła i skinęła głową.
***
F.
U. R. I . A.
To
słowo w scrabblach powinno być punktowane za tysiaka. Jeśli
ułożyła je Annie - za dwa.
Tak.
F-U-R-I-A. Pięć liter. Jakie jeszcze słowa powinny liczyć się za
tysiąc punktów?
BÓL.
CIERPIENIE. STRACH. PRZEKLEŃSTWO. Przekleństwo...
Nerwus
zakończył historię cichym westchnieniem, a Annie płonęła. Bała
się, że za chwilę straci kontrolę, przemieni się, pobiegnie do
domu Beakerów i wywlecze ich stamtąd z odgryzionymi kończynami. Za
to, co zrobili chłopakowi. JEJ chłopakowi.
Jej
chłopakowi.
Nerwus
był jej chłopakiem.
Chyba.
Smutek
w tych ciemnoniebieskich oczach doprowadzał ją do szału. Poczuła
się rozdzierana od środka.
-
Uciekaj!! - zawyła, chwytając się za głowę - Uciekaj, słyszysz?!
Ale
on nadal tam stał, cichy, niczym upadły anioł, z lichą imitacją
skrzydeł na plecach i nadgarstkami poprzecieranymi od kajdanek.
Bała
się, że coś mu zrobi, tak strasznie się bała. Powoli traciła
nad sobą kontrolę, stawała się dzika, straszna, uwięziona we
własnym ciele. Opadła na ziemię.
-
Uciekaj, uciekaj! - wołała, nawet nie zdając sobie sprawy, że to
robi. To wyły jej myśli, głośne jak nigdy dotąd - Proszę,
błagam, odejdź...
W
następnej chwili wyłączyła jej się świadomość.
***
K.T. pomachała do oddalających się Bucka i Jill, po czym ruszyła w stronę centrum, do domu Jensonów, a teraz i jej. Hmm... Kate Tina Jenson? Coś poruszyło się w ciemności, a dziewczynka obejrzała się na światła w domu Kim, przewodniczącej kółka teatralnego. Wszyscy już wyszli ze spotkania, i zapewne omawiali przez telefony swoje role. K.T. miała swój telefon, dostała go od Jo, ale raczej nie korzystała z niego.
Coś otarło się o jej nogę; głośno krzyknęła. Rozejrzała się strachliwie, po czym ruszyła dalej. Szła przez całkowite pustkowie, a przynajmniej przez całkowitą ciemność. Po lewej coś zawyło, a K.T. wrzasnęła na cały głos. Zawarczało, chyba po lewej. Dziewczynka odsunęła się w prawo i potknęła się o przewalony znak drogowy. Serce biło jej szybko, miała wrażenie, jakby ziemia pod nią falowała i unosiła się. Coś trzeszczało.
Nie, to nie było wrażenie, ziemia naprawdę poruszyła się! Z ciemności dobiegł ją zaskoczony pisk. Osunęła się do rowu przy drodze, a trzęsienie ziemi trwało dalej. Ale dziwne piszczące stworzenie uciekło, zostawiając ją samą. Uspokoiła się. Podłoże z resztą też.
Nagle padł na nią promień latarki więc zmrużyła oczy.
- Kto to? - zawołała i spróbowała się podnieść, niestety bezskutecznie. Jej noga ugrzęzła w dziurze, której nie powinno tam być.
- Co ci się stało? - zawołała postać, odwracając nieco promień latarki.
- N-nie wiem. Tu coś było. Przewróciłam się. Nie mogę wstać - pisnęła. Teraz mogła przyjrzeć się tej postaci. To był chłopiec, na oko straszy od niej o jakieś cztery lata. Miał taką brązowawą skórę i równie brązowe włosy. Ciemne oczy i...rumieńce? dopełniały jego wyglądu. Dosyć niski, ale szczupły. Przypominał jej... kogoś. Kogoś, kogo poznała niedawno. - Chyba skręciłam kostkę.
- Ouu...
Pomogę ci wstać. Co tutaj robisz?
- Mogę zadać
ci to samo pytanie. I kim jesteś?
- Wracam od
kolegi.
- No widzisz.
Ja też. Ale jak masz na imię? - drążyła K.T., kiedy chłopak
pomagał jej stanąć.
- Bruno Kellington.
- Bruno Kellington.
-Dzięki za
pomoc... Bruno. - powiedziała.
- Nie ma za
co. A ty jesteś...? - zwiesił głos chłopak.
- K.T.
Jenson. - odparła.
***
-
Co się tu dzieje? - Crystal spytała samą siebie, spoglądając
niepewnie w okno wychodzące na ulicę. Jej dom stał przy szkole,
więc miała stąd wręcz idealny widok na wracające z kółka
teatralnego dzieci.
Ale
nikt nie uprzedzał o trzęsieniu ziemi.
Kiedy
mała blondynka przeszła przez drogę i pożegnała się z dwójką
swoich towarzyszy, a następnie skręciła w Sześćdziesiątą
Szóstą (ulicę nazwał Duncan będąc pijany), coś poruszyło się
w ciemności. Dziewczynka krzyknęła.
I
nagle podłoże zatrzęsło się.
Crystal
chwyciła sweter, komórkę i klucze, pogasiła światła i wyszła z
domu. Małej blondynki już nie było. To znaczy, blondynka była.
Ale już nie mała. Tamta unosiła ręce, a półtora metra nad
ziemią wisiało... coś. Ktoś. Crystal rzuciła się pędem przed
siebie. Zamurowało ją, gdy stała na środku drogi.
-
ERIN?! - teraz wreszcie widziała twarz dziewczyny. I niestety
rozpoznała również ten drugi kształt. Szerokie ramiona, ogromny
nos, mała głowa. Nocna Bestia.
-
Nie stój tak, wymyśl coś! - zawołała rozpaczliwie Erin –
Zadzwoń po kogoś czy coś!
Crystal
wyciągnęła telefon i wybrała pierwszy numer, jaki przyszedł jej
do głowy. Po krótkim sygnale rozległ się głos Lazla.
-
Cry? Co się dzieje?
-
Jestem przy Sześćdziesiątej Szóstej, mamy Annie, zaatakowała
jakąś dziewczynkę – przedstawiła sytuację.
-
Ach. Jasne. Już lecę.
***
Niebo
było niebieskie jak oczy Nerwusa.
Niebo.
Nocne
niebo.
Piasek.
Cholera
jasna.
Annie
nie myślała trzeźwo, przez głowę przebiegały jej myśli i
uczucia. Chciała zabić Beakerów, tego była pewna. Pytanie tylko,
dlaczego?
Pub.
Historia Nerwusa. Scrabble.
Och.
***
Annie
otworzyła oczy tylko na chwilę. Tak, Annie. Przemieniła się w
człowieka dokładnie w chwili, gdy Lazlo pojawił się w zasięgu
wzroku. Potem znów zemdlała.
Mężczyzna
wziął ją w ramiona i zaniósł do domu, a Crystal podążyła za
nim. Erin natomiast nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Wiedziała,
że w jej pokoju czeka ogromna sterta materiałów do opanowania i
kalendarz z jutrzejszym dniem zaznaczonym na jaskrawoczerwono.
Egzamin. Uch.
Erin
potrzebowała herbaty. Lub kawy. Lub RedBulla. Czegokolwiek, nawet
ostatecznie soku pomarańczowego. Cze-go-kol-wiek.
Ajay
chyba jeszcze nie spał, prawda?
***
Pascal
cucił leżącą na barku w kuchni Annie. Vidcund z Lazlem szukali na
dworze blondwłosej dziewczynki, a Crystal zdawała relacje z
ostatnich wydarzeń. Niedokładne, ale trudno.
Gdy
doszła do zauważenia dziwnego kształtu w powietrzu, Annie obudziła
się. Przedstawiała sobą obraz istnej rozpaczy – podarty T-shirt,
brak jednego buta, krwawiąca rana na policzku, brudne i rozczochrane
włosy. Ale przynajmniej żyła.
-
Gdzie ja jestem? - zapytała cicho.
-
U braci Curious – odpowiedziała Crysal – Znaleźliśmy cię koło
drogi.
-
Jest noc, prawda?
-
Tak – Pascal skinął głową – Chyba nic sobie nie złamałaś,
mam nadzieję. Zadzwonię do Jen, ale na razie...
Jen.
Jenny. Szpital. Circe. Beakerowie. Nerwus.
Furia.
Dwie
łzy spłynęły Annie po policzkach.
-
Muszę wam coś powiedzieć. To ważne.
-
Jak ważne? - Pascal zmarszczył brwi.
-
Od tego zależy życie mojego chłopaka.
-
To ty masz... mpgfmh! - nie zdołał dokończyć, bo Crystal zatkała
mu usta dłonią.
-
Mów, Annie.
***
-
Co za noc... - westchnął Ted do telefonu. Moo próbowała go jakoś
pocieszyć, niestety bezskutecznie – Annie należałoby trzymać
pod kluczem.
-
To nieludzkie! - zawołała ze śmiechem kobieta, wyobrażając sobie
minę Joela – Ale takie kajdanki...
-
Taaak... Posłuchaj, muszę już kończyć, Jo wróciła. Do
niedługa.
-
Do niedługa.
Kobieta
odłożyła słuchawkę i nagle zaczęła się wydzierać.
-
&%$@**^%@#$*@!!!! Jak ja ich dorwę, to...
Joel
wszedł do pokoju akurat w połowie czwartej porcji soczystych
przekleństw pod adresem Beakerów.
-
Rany, co się...
-
CO SIĘ? TY PYTASZ, CO SIĘ?! - wrzasnęła Moo, wymachując szczotką
do włosów, którą mu wyrwała – BEAKEROWIE SIĘ!
-
Ojć. To coś poważnego, prawda? Może Valtruin...? - na wspomnie
swojego pierwszego spotkania z Annie uśmiechnął się do siebie.
-
NIE DRWIJ ZE MNIE!! - Joel był pewien, że na górze wyleciała
szyba – To POWAŻNE! Naprawdę poważne!
-
No dooobra, Moo, wyluuuzuuuj – starał się złagodzić sytuację –
Co się właściwie stało?
Czerwona
z wściekłości kobieta zaczerpnęła powietrza.
-
Kojarzysz Nerwusa? To chłopak Annie. Syn Olive. Beakerowie...
przeprowadzają na nim eksperymenty. Całe życie. Jest ich królikiem
doświadczalnym... - otarła łzy – Oni go zniszczyli. Widziałeś
jego twarz? Słyszałeś, jak mówi? To wszystko ich wina. To przez
nich jest taki... taki... o bogowie...
Płacząca
Moo. Rany. Joela zmroziło, tak totalnie. Nie mógł się ruszyć.
Hmm, co by zrobić w tej sytuacji? Pocieszać ją? Jak?!
Wytężając
swój umysł, podał jej chusteczki. Hałaśliwie wydmuchała nos.
-
Ughh, po co ja się sprowadzałam do tego miasta?! Ono niszczy mi
psychikę!
-
Co ty nie powiesz...
***
Erin
niepewnie zastukała w metalowe ogrodzenie domu Ajaya. I nic.
Zastukała
mocniej.
Nadal
nic.
Nie
miała już nawet siły, by wyważyć furtkę za pomocą telekinezy.
Przywaliła o nią czołem.
Furtka
otworzyła się.
-
O, chol...
-
Jak chcesz wejść, nie musisz tak walić.
Dziewczyna
podniosła głowę i potknęła się. Wpadła na stojącego w
przejściu Ajaya, prawie go przewróciła.
-
Ups, przepraszam – uśmiechęła się nerwowo.
-
Nie ma za co – starał się na nią nie patrzeć – Nie odbierz
tego jako wyrzut czy niegościnność, i tak nie chodzę spać przed
pierwszą, ale zdajesz sobie sprawę, że dochodzi dwudziesta
trzecia?
Skinęła
głową.
-
Tak. A ja mam jutro test zaliczeniowy i muszę zarwać noc, ponieważ
nic nie umiem, bo jestem głupia, więc daj mi jakiegoś energetyka,
ty zawsze coś masz, proszę! – ostatnie słowa były błaganiem –
Jestem na skraju histerii!
-
Właśnie widzę – pokiwał głową – Wejdź, coś znajdę.
Dom
Ajaya był mały, lecz przytulny. Na kominku stały zdjęcia rodziny
i znajomych, w tym jej własne – Erin postanowiła nie pytać.
Usiadła na sofce naprzeciwko, podczas gdy gospodarz grzebał w
lodówce.
-
Przykro mi, nic nie mam – otworzył małe blaszane pudełko stojące
na blacie – Ale mogę ci dać miętówkę, pomaga na stres.
-
Poproszę.
Ajay
usiadł koło niej i zaczął ją pytać o wszystko: studia,
znajomych, rodzinę. Rozmawiali jak dobrzy przyjaciele i to się Erin
podobało. Co prawda była zbyt śpiąca, by zauważyć lekkie
rumieńce na policzkach chłopaka, a może po prostu pomarańczowy
blask ognia z kominka tańczył po jego twarzy. W chwili, gdy doszli
do omawiania imprezy siedemnastkowej u Zoe, dziewczyna poczuła, że
oczy jej się same zamykają. Było tak ciepło, miło,
bezpiecznie...
Zasnęła
z głową na ramieniu Ajaya.
_______________________________________________________
Od autorki:
Uhuhu, ten rozdział powstał w trzy dni. Hmm, w zasadzie, łącznie trwało to może z pięć-sześć godzin, nie licząc pierwszego podrozdziału o Belli. Och, oczywiście nie byłabym w stanie zrobić tego bez laptopa mojej przyjaciółki Julii (alias Smooth lub BTB). Strangetown się rozkręca i mogę zdradzić jak na razie tak ze... trzy? główne wątki. Pierwszym jest oczywiście afera Nerwusowa oraz co z tego wynikło, a w rezultacie śmierć jednej osoby, Drugim będą święta i wycieczka (spokojnie, dopiero feryjno-zimowa) do Aurora Skies, gdzie rozwiną się uczucia Jodie do Rippa. Jako trzeci, w chwili obecnej najbliżej umieszczony czasowo (a może nie? :P), figuruje związek między Jenny i Buzzem (bez skojarzeń), Lylą i PT (jak obok) oraz okoliczności śmierci tej przedostatniej. Jeśli chodzi o Moo czy Joela - to będzie musiało poczekać. Ale nie zapomniałam, przeciwnie - wizja Madeline w klepsydrze (nie pytajcie, ale przesłuchajcie "Set Fire To The Rain" Adele) prześladuje mnie co najmniej od początku roku szkolnego. Jak nie od wakacji.
wreszcie :3 Ale pisaj dalej i to szybko :P i daj coś o Johnnym i Ophelii <3
OdpowiedzUsuńBędzie w następnym rozdziale, obiecuję ;)
OdpowiedzUsuńNie pamiętam już, kto jest kim... Ale i tak czyta się świetnie, a to świadczy o naprawdę świetnych umiejętnościach autorki (ek?)
OdpowiedzUsuńQwan
Ek :P
UsuńDzięki ^^