.

.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Strangetown - rozdział ósmy "Furia"

STRANGETOWN
ROZDZIAŁ ÓSMY

Furia



Kołdra była taka miękka. Belli nie chciało się wstawać. Emily gotowała w kuchni jajecznicę, gawędząc z Dennisem. Opowiadała mu chyba o pięknych wieczorach we Francji i kursie gotowania... Przynajmniej coś w tym stylu.
Bella zdecydowała się jednak wstać z łóżka.
- Emily, każ temu... eterycznemu opuścić kuchnię TERAZ – powiedziała zdecydowanym tonem.
- Ale panno Bello, on czuje się samotny! - jęknęła dziewczyna, zgrabnym ruchem zrzucając jajecznicę na talerz.
- NIE – Bella narzuciła czerwony szlafrok – Ma się WYNIEŚĆ.
Emily wydała z siebie ciężkie westchnięcie i szepnęła coś do Dennisa. Ten burknął niezadowolony i opuścił kuchnie, mijając się z Bellą w drzwiach. Kobieta zadrżała.
- Cóż to za... ee... perfekcyjna jajecznica, Emily! - zawołała.
- Naprawdę? Och, dziękuję! - zarumieniła się dziewczyna – a Dennis jest naprawdę miły, potrzebuje kogoś, komu mógłby się zwierzyć...
- Nie. Żadnych duchów w moim domu.
Emily zrobiła usta w podkówkę.
- Ups. Oprócz ciebie, oczywiście.

***

Jodie promiennie, choć trochę nerwowo uśmiechnęła się do dziewięcioletniej blondynki jedzącej płatki śniadaniowe z taką prędkością, jakby od tego zależało jej życie. K.T. spojrzała na nią spod zmróżonych powiek i odłożyła miseczkę do zlewu. Jodie westchnęła. Dziewczynka była nieufna, cicha i wolała samotność niż towarzystwo Jodie. Nastolatka czuła się tym mocno urażona, zwłaszcza, że wyobrażała sobie wspólne wieczory spędzone na grze w scrabble, monopoly albo warcaby (lub chińczyka). A do tej pory, choć K.T. spędziła u Jensonów aż trzy dni, oni wiedzieli ją zaledwie dziewięć razy: przy posiłkach. Ted uznał, że ona potrzebuje czasu, żeby się zadomowić. Ale faktem było, że Ted miał okazję ją poznać w szpitalu, a Jodie nie.
- Podwieźć cię do szkoły, K.T.? - spytała prędko nastolatka. Zaczynała na trzecią lekcję, a dziewczynka na pierwszą, więc nie musiała tego robić, ale może wtedy porozmawiają. Taką miała nadzieję.
- Nie, dzięki. Wolę się przejść. - padła odpowiedź.
Kiedy K.T. wyszła , Jodie bezsilnie tupnęła nogą o podłogę. W korytarzu odezwał się zirytowany Ted:
- Zostaw ją. Nie musisz chodzić za nią krok w krok. To raczej nie pomoże ci nawiązać z nią przyjaznych stosunków.
- Wcale nie zamiarzałam! Ale, zobaczysz, zrobię to. Zaprzyjaźnię się z nią, czy tego chcesz, czy nie.
- Aleś ty uparta! - jęknął brat z rezygnacją.


***


To, że Kałamarnica była uzależniona od herbaty, wiedziała cała szkoła. Powstała nawet teoria (skrupulatnie spisana przez Ophelię w Miejscowym Zeszycie Teorii), że nauczycielka zawarła pakt z diabłem i sprzedała duszę za herbatę właśnie.
Tego ranka kobieta zmierzała do swojej klasy z naręczem kubków, by odbyć lekcję z II a. Stojąca pod ścianą Ophelia patrzyła na nią spode łba.
- Wellert zadał mi pracę poprawkową o uzależnieniach. Możemy poprosić ją o materiały - zabłysnął inteligencją Johnny.
Ripp zmarszczył brwi i nagle podskoczył.
- Zrobimy zadymę! - wykrzyknął w nagłym olśnieniu. Siedząca na ławce Sally uniosła brwi.
- Chcesz dostać kolejną jedynkę?
Chłopak wzruszył ramionami.
- Nie zależy mi.
- On się buntuje - wyjaśniła Ophelia, po czym zwróciła się do przyjaciela - Masz w ogóle jakiś plan? Poświęcanie się dla lepszego dobra jest niezwykłe i w oglóle, ale...
- Och, daj spokój z monologiem - machnął ręką Ripp i spojrzał po siedzącej na ławkach pod ścianą klasie - Słuchajcie, zrobimy tak...

***

Gdy weszli do klasy, Kałamarnica miała przed sobą siedem kubków herbaty, w tym dwa puste. Ripp i Sally bez słowa udali się na drugą ławkę w rzędzie przy oknie. Ophelia oraz Samantha zajęły przedostatni stolik w rzędzie po stronie lewej, a Johnny z Zoe usiedli w pierwszej ławce rzędu środkowego, tuż przed nauczycielką. Ta zmróżyła oczy, spoglądając na błękitne włosy dziewczyny i zieloną skórę chłopaka.
Lekcja rozpoczęła się od sprawdzenia obecności. Gdy po wyczytanym nazwisku Susan zapadła cisza, Johnny uśmiechnął się pod nosem. Potem nauczycielka opróżniła kolejny kubek herbaty i wstała, by zapisać temat na tablicy. Gdy tylko się odwróciła, Ripp mrugnął do spoglądającej na niego z ukosa Ophelii.
Ta momentalnie zaczęła działać. Wyrwała z zeszytu kartkę, zmięła ją w kulkę i rzuciła w Mikey'a. Chłopak podał ją Jodie, która od razu wykrzyknęła:
- Proszę pani, Ripp rzucił we mnie kulką!
Kałamarnica momentalnie odwróciła się i spojrzała na drugą ławkę, ale Rippa już w niej nie było. Zamiast niego siedziała tam Susan, która weszła niezauważona w chwili, gdy Ophelia "przypadkowo" się zakrztusiła.
Podczas, gdy fizyczka przeczesywała klasę wzrokiem w poszukiwaniu zbiega, Zoe wychyliła się lekko i potrąciła jeden z kubków z herbatą. Brązowy płyn rozlał się po biurku.
Nim Kałamarnica zorientowała się, o co chodzi, w klasie wybuchły prawdziwe zamieszki. Papierowe samolociki latały po sali, Ripp wśród ogólnych oklasków wylazł spod biurka Johnny'ego, wlazł na blat i zaczął na nim tańczyć. Ophelia wyła. Nagle złapała się za gardło i opadła na podłogę w konwulsjach przerywanych spazmatycznym śmiechem. Susan waliła głową o ścianę, Danielle nagrywała całe zajście. Kałamarnica siegnęła po kubek z herbatą, lecz potrąciła go ręką, rozlewając zawartość. Zawyła nieludzko i poczęła... zlizywać ciecz z biurka.
- Widzicie, co uzależnienie robi z ludźmi? - Jodie rzuciła pytanie retoryczne gdzieś w przestrzeń. Kiedy nauczycielka spojrzała badawczo na plamy na podłodze, dziewczyna nie wytrzymała i roześmiała się, po czym wskoczyła na ławkę obok Samanthy Yokel.

***
Jodie pośpieszyła do klasy muzycznej profesora Bachusa, zastanawiając się, kiedy nagrania z fizy trafią na iSim. W efekcie pomyliła numery pomieszczeń i wpadła do sali na ostanią chwilę. Bachus wtoczył się zaraz za nią, drapiąc się po swetrze, na widok którego brunetka wzdrugnęła się z obrzydzeniem.
Dziewczyna opadła na miejsce pomiędzy Rippem a Zoe i prędko wyciągnęła książki.
- No dobrze - wychrapał profesor - zaczynamy...lekcję. Kto...pierwszy? - spytał ni z gruszki, ni z pietruszki. Jodie rozejrzała się po sąsiadach, sprawdzając, czy wiedzą, o co chodzi, ale Ripp i Zoe wydawali się zorientowani. Sprawdziła prędko notatki z ostatniej lekcji.
"Pamiętaj: Przygotować piosenkę do zaśpiewania na lekcji. Obojętnie jaką."
Jo bezgłośnie klepnęła się w czoło, w duchu wyzywając się od debilek i idiotek. Ripp spojrzał na nią z na wpół drwiącym, na wpół wspułczującym uśmiechem.
- Nie nauczyłaś się, co? - wyszeptał, tak, żeby nauczyciel go nie usłyszał. Niestety, usłyszał. Jodie szybko kiwnęła głową, kiedy Bachus znów charknął na uczniów z pierwszych ławek.
- No dobrze. Ripp? Ty się zgłaszasz?
- Eeeem... Mogę. - wzruszył ramionami. Jodie wsunęła się głebiej w krzesło.
Wszyscy uczniowie jakoś przebrnęli przez śpiewanie, choć czasami brzmiało to raczej jak deklamacja. Została tylko Jodie.
-No dobrze - chrychął Bachus - Panno Jenson? Teraz ty.
Jodie skuliła się na krześle, ciesząc się w duchu, że może siedzieć. Normalnie lubiła muzykę, teraz wolałaby mieć jeszcze jedną matematykę.
- To będzie rzeź - usłyszała cichy głos Ophelii, mówiącej do Johnny'ego. Przebiegła w pamięci znane jej piosenki. Hmm...
- I just wanna scream and lose control!
Throw my hands up and let it go!
Śpiewała najpierw cicho, potem coraz głośniej i mocniej, coraz szybciej
- Forget about everything and runaway, yeah!
I just want to fall and lose myself!
Lauhing so hard it hurts like hell!
Forget about everything and runaway, yeah!
Runaway...
Runaway...
- Wow - powiedziała Zoe, słuchająca wcześniej z otwartymi ustami.
- Wow - przytaknął Ripp - Wielkie wow.
- Hmmm... Myślę...że nadaje sie na... 5+? - powiedział sennie Bachus.
- Ale... Jak?! - zawołała z rozpaczą Ophelia.

***

- Kto zagra Rellę w tym przedstawieniu? - spytała K.T.
- Chyba Cindy Quinn... ale nie mam pewności - odpowiedziała Kim Yokel.
- Ooo... Jakie role są jeszcze wolne? A Cindy jest dziś? - spytał Drew Partain.
- Nie ma jej. A role to: Sephone, Czarownica, Starszy Brat...
- Mi się wydaje, że to bez sensu - wyznała K.T. Dziewiątka dzieciaków obecna w dusznym pokoju spojrzała na nią w zdziwieniu. - Te role są trudne i nudne, bohaterów jest za dużo, a akcja zbyt prosta.
- W sumie... to masz rację. A że Cindy to wymyśliła, to sobie nadała główną rolę.
- Napiszmy nowy scenariusz! - wyrwała się Jill. K.T uśmiechnęła się niepewnie.
- Dobry pomysł. Może przełóżmy jakieś przedstawienie na Strangetown'ową wersję?
Wszyscy pokiwali zgodnie głowami.
- Ale co napiszemy? Może romans?
- Wystawmy coś o Belli! - wrzasnęła radośnie Jill.

***

- JOHNIE MARTINIE SMITHU!! - zagrzmiała Jenny, wchodząc do pokoju. Siedząca na podłodze Ophelia zmarszczyła brwi, a spisujący pracę domową Ripp szybko zakrył zeszyt. Kobieta udała, że tego nie widzi.
- Popatrzcie na mnie, wszyscy troje - groźnie spojrzała po zdziwionej młodzieży - Co wyście, na święte lamy, wyprawiali na fizyce?!
- Skąd pani... - zdziwił się Ripp.
- Poczta pantoflowa - Jenny wzruszyła ramionami - No więc?
Ophelia starała się nie wyszczerzyć. Niestety bezskutecznie. Nim wybuchnęła śmiechem, Johnny zatkał jej usta poduszką.
- To był taki... projekcik integracyjno-edukacyjny - wyjaśnił, wciąż przyciskając poduszkę do twarzy dziewczyny.
- Mający na celu, eee... pomoc Johnny'emu w napisaniu pracy poprawkowej zadanej przez We... to jest, pana Wellerta - pośpieszył mu z pomocą Ripp.
- Jakiej pracy poprawkowej?!
- Eeem, nieważne - zająknął się chłopak, nerwowo zerkając na przyjaciela i duszącą się Ophelię.
- Właśnie, że ważne! - z dołu dobiegł odgłos dzwonka telefonu - Ustalcie wspólną wersję wydarzeń, a jak nie, każde z was poniesie tego konsekwencje - pogroziła im palcem i wyszła z pokoju, zamykając drzwi za sobą. Ripp uśmiechnął się triumfalnie.
- Ugghhm!! - Ophelia oderwała poduszkę od swoich ust - Trzymaj to cholerstwo z dala ode mnie!

***

Ajay wyjrzał przez okno i go zamurowało. Erin Beaker podążała drogą obładowana książkami. Mężczyzna chwilę zmagał się sam ze sobą, a potem otworzył okno i wystawił przez nie głowę.
- Hej Erin!
Dziewczyna spojrzała na niego; stos ksiąg zachwiał się.
- Cześć! - uśmiechnęła się promiennie.
- Co robisz tak późno na ulicach? - spytał.
- Zakuwam - brzmiała odpowiedź - A właściwie to wracam z biblioteki, gdzie zakuwałam.
- Aha. To w takim razie, co będziesz teraz robić?
- Zakuwać.

***

Jenny wygrzebała z szafy pudełko po butach, w którym trzymała pamiątki (rodzinna przypadłość). Nie, żeby planowała sprzątanie, po prostu tak. Powspominać.
Usiadła na podłodze i wysypała zawartość obok siebie. Jakieś zdjęcia, stara biżuteria, pamiątki, pomięte kartki. Nic specjalnego.
Jednak z szafy wypadł zielony album. Leżał teraz rozłożony, okładką do góry. Jenny podniosła go i spojrzała na stronę, na której się otworzył. Od razu poczuła ukłucie w sercu.
Na sześciu z lekka wyblakłych zdjęciach było pięć osób. Pierwsze dwa przedstawiały osiemnastoletnią Lylę i samą Jenny śmiejące się do obiektywu, trzecie - Circe uwieszoną ramienia Vidcunda. Na trzech pozostałych Lyla przytulała się do Buzza.
Jenny otarła łzy spływające po jej policzkach. Patrząc na szczupłą, jasnowłosą i niebieskooką blondynkę nie mogła uwierzyć, że dziewczyna ta zdążyła wyjść za mąż, urodzić trójkę dzieci i umrzeć...
Kobieta przerzucała strony albumu, z każdą kolejną coraz bardziej płacząc. Sesja na zakończenie roku, urodziny, impreza nad basenem... to wszystko powracało ze zdwojoną siłą i bolało bardziej, niż nawet w dniu pogrzebu Lyli - gdy musiała obejmować szlochającego Rippa, sama wypłakując się na ramieniu męża. Teraz nie była nawet zdolna do dalszego przewracania kartek, zwinęła się tylko w kłębek i łkała cicho.

***

PT uchylił drzwi pokoju i ujrzał swoją żonę leżącą na podłodzce, cicho płacząc. Zamknął drzwi i podszedł do niej.
- Co się stało?
Jenny odwróciła się do niego. Na twarzy miała ciemne smugi rozmazanego makijażu i zaczerwienione oczy. Obok leżał album ze zdjęciami otwarty na stronię z sesją urodzinową bliźniaczek.
- Tak strasznie za nią tęsknię... - wyszeptała, ocierając łzy - Boję się, że nigdy nie poznamy prawdy o jej śmierci...
- Ciii - obiął ją i zakołysał w ramionach jak małe dziecko - Będzie dobrze.
- Wiem - odparła cicho. I siedzieli tak, oboje myśląc o tym samym: o wesołej, niebieskookiej blondynce, która opuściła ich tak wcześnie.

***

Nerwus stał przed Nocną Sową. Annie widziała go z okna swojego pokoju, zastanawiając się, czy może wyjść. Wybiła dwudziesta pierwsza - miała mało czasu.
W końcu zdecydowała się opuścić pub. Pojawiła się na schodkach wejściowych w cienkim T-shircie i shortach, z rozwianymi włosami. Było zimno.
- Nerwus? Co ty tu robisz? - zdziwiła się, podchodząc do niego.
- Muszę ci o czymś powiedzieć, Annie - szepnął, ledwie słyszalnie.
- Tak?
- Ja... nigdy nie opowiadałem ci mojej przeszłośi, prawda? O Beakerach...
Annie zamarła. Szykowała się długa, potworna opowieść o Beakerach. Beakerowie = wściekłość. A ona nie miała czasu.
- Nerwus, ja...
- Posłuchaj mnie - jego niebieskie oczy były dziwnie szkliste - Proszę...
Dziewczyna westchnęła i skinęła głową.
***

F. U. R. I . A.
To słowo w scrabblach powinno być punktowane za tysiaka. Jeśli ułożyła je Annie - za dwa.
Tak. F-U-R-I-A. Pięć liter. Jakie jeszcze słowa powinny liczyć się za tysiąc punktów?
BÓL. CIERPIENIE. STRACH. PRZEKLEŃSTWO. Przekleństwo...
Nerwus zakończył historię cichym westchnieniem, a Annie płonęła. Bała się, że za chwilę straci kontrolę, przemieni się, pobiegnie do domu Beakerów i wywlecze ich stamtąd z odgryzionymi kończynami. Za to, co zrobili chłopakowi. JEJ chłopakowi.
Jej chłopakowi.
Nerwus był jej chłopakiem.
Chyba.
Smutek w tych ciemnoniebieskich oczach doprowadzał ją do szału. Poczuła się rozdzierana od środka.
- Uciekaj!! - zawyła, chwytając się za głowę - Uciekaj, słyszysz?!
Ale on nadal tam stał, cichy, niczym upadły anioł, z lichą imitacją skrzydeł na plecach i nadgarstkami poprzecieranymi od kajdanek.
Bała się, że coś mu zrobi, tak strasznie się bała. Powoli traciła nad sobą kontrolę, stawała się dzika, straszna, uwięziona we własnym ciele. Opadła na ziemię.
- Uciekaj, uciekaj! - wołała, nawet nie zdając sobie sprawy, że to robi. To wyły jej myśli, głośne jak nigdy dotąd - Proszę, błagam, odejdź...
W następnej chwili wyłączyła jej się świadomość.

***


K.T. pomachała do oddalających się Bucka i Jill, po czym ruszyła w stronę centrum, do domu Jensonów, a teraz i jej. Hmm... Kate Tina Jenson? Coś poruszyło się w ciemności, a dziewczynka obejrzała się na światła w domu Kim, przewodniczącej kółka teatralnego. Wszyscy już wyszli ze spotkania, i zapewne omawiali przez telefony swoje role. K.T. miała swój telefon, dostała go od Jo, ale raczej nie korzystała z niego.
Coś otarło się o jej nogę; głośno krzyknęła. Rozejrzała się strachliwie, po czym ruszyła dalej. Szła przez całkowite pustkowie, a przynajmniej przez całkowitą ciemność. Po lewej coś zawyło, a K.T. wrzasnęła na cały głos. Zawarczało, chyba po lewej. Dziewczynka odsunęła się w prawo i potknęła się o przewalony znak drogowy. Serce biło jej szybko, miała wrażenie, jakby ziemia pod nią falowała i unosiła się. Coś trzeszczało.
Nie, to nie było wrażenie, ziemia naprawdę poruszyła się! Z ciemności dobiegł ją zaskoczony pisk. Osunęła się do rowu przy drodze, a trzęsienie ziemi trwało dalej. Ale dziwne piszczące stworzenie uciekło, zostawiając ją samą. Uspokoiła się. Podłoże z resztą też.
Nagle padł na nią promień latarki więc zmrużyła oczy.
- Kto to? - zawołała i spróbowała się podnieść, niestety bezskutecznie. Jej noga ugrzęzła w dziurze, której nie powinno tam być.
- Co ci się stało? - zawołała postać, odwracając nieco promień latarki.
- N-nie wiem. Tu coś było. Przewróciłam się. Nie mogę wstać - pisnęła. Teraz mogła przyjrzeć się tej postaci. To był chłopiec, na oko straszy od niej o jakieś cztery lata. Miał taką brązowawą skórę i równie brązowe włosy. Ciemne oczy i...rumieńce? dopełniały jego wyglądu. Dosyć niski, ale szczupły. Przypominał jej... kogoś. Kogoś, kogo poznała niedawno. - Chyba skręciłam kostkę.
- Ouu... Pomogę ci wstać. Co tutaj robisz?
- Mogę zadać ci to samo pytanie. I kim jesteś?
- Wracam od kolegi.
- No widzisz. Ja też. Ale jak masz na imię? - drążyła K.T., kiedy chłopak pomagał jej stanąć.
- Bruno Kellington.
-Dzięki za pomoc... Bruno. - powiedziała.
- Nie ma za co. A ty jesteś...? - zwiesił głos chłopak.
- K.T. Jenson. - odparła.


***

- Co się tu dzieje? - Crystal spytała samą siebie, spoglądając niepewnie w okno wychodzące na ulicę. Jej dom stał przy szkole, więc miała stąd wręcz idealny widok na wracające z kółka teatralnego dzieci.
Ale nikt nie uprzedzał o trzęsieniu ziemi.
Kiedy mała blondynka przeszła przez drogę i pożegnała się z dwójką swoich towarzyszy, a następnie skręciła w Sześćdziesiątą Szóstą (ulicę nazwał Duncan będąc pijany), coś poruszyło się w ciemności. Dziewczynka krzyknęła.
I nagle podłoże zatrzęsło się.
Crystal chwyciła sweter, komórkę i klucze, pogasiła światła i wyszła z domu. Małej blondynki już nie było. To znaczy, blondynka była. Ale już nie mała. Tamta unosiła ręce, a półtora metra nad ziemią wisiało... coś. Ktoś. Crystal rzuciła się pędem przed siebie. Zamurowało ją, gdy stała na środku drogi.
- ERIN?! - teraz wreszcie widziała twarz dziewczyny. I niestety rozpoznała również ten drugi kształt. Szerokie ramiona, ogromny nos, mała głowa. Nocna Bestia.
- Nie stój tak, wymyśl coś! - zawołała rozpaczliwie Erin – Zadzwoń po kogoś czy coś!
Crystal wyciągnęła telefon i wybrała pierwszy numer, jaki przyszedł jej do głowy. Po krótkim sygnale rozległ się głos Lazla.
- Cry? Co się dzieje?
- Jestem przy Sześćdziesiątej Szóstej, mamy Annie, zaatakowała jakąś dziewczynkę – przedstawiła sytuację.
- Ach. Jasne. Już lecę.
***

Niebo było niebieskie jak oczy Nerwusa.
Niebo.
Nocne niebo.
Piasek.
Cholera jasna.

Annie nie myślała trzeźwo, przez głowę przebiegały jej myśli i uczucia. Chciała zabić Beakerów, tego była pewna. Pytanie tylko, dlaczego?
Pub. Historia Nerwusa. Scrabble.
Och.

***

Annie otworzyła oczy tylko na chwilę. Tak, Annie. Przemieniła się w człowieka dokładnie w chwili, gdy Lazlo pojawił się w zasięgu wzroku. Potem znów zemdlała.
Mężczyzna wziął ją w ramiona i zaniósł do domu, a Crystal podążyła za nim. Erin natomiast nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Wiedziała, że w jej pokoju czeka ogromna sterta materiałów do opanowania i kalendarz z jutrzejszym dniem zaznaczonym na jaskrawoczerwono. Egzamin. Uch.
Erin potrzebowała herbaty. Lub kawy. Lub RedBulla. Czegokolwiek, nawet ostatecznie soku pomarańczowego. Cze-go-kol-wiek.
Ajay chyba jeszcze nie spał, prawda?

***

Pascal cucił leżącą na barku w kuchni Annie. Vidcund z Lazlem szukali na dworze blondwłosej dziewczynki, a Crystal zdawała relacje z ostatnich wydarzeń. Niedokładne, ale trudno.
Gdy doszła do zauważenia dziwnego kształtu w powietrzu, Annie obudziła się. Przedstawiała sobą obraz istnej rozpaczy – podarty T-shirt, brak jednego buta, krwawiąca rana na policzku, brudne i rozczochrane włosy. Ale przynajmniej żyła.
- Gdzie ja jestem? - zapytała cicho.
- U braci Curious – odpowiedziała Crysal – Znaleźliśmy cię koło drogi.
- Jest noc, prawda?
- Tak – Pascal skinął głową – Chyba nic sobie nie złamałaś, mam nadzieję. Zadzwonię do Jen, ale na razie...
Jen. Jenny. Szpital. Circe. Beakerowie. Nerwus.
Furia.
Dwie łzy spłynęły Annie po policzkach.
- Muszę wam coś powiedzieć. To ważne.
- Jak ważne? - Pascal zmarszczył brwi.
- Od tego zależy życie mojego chłopaka.
- To ty masz... mpgfmh! - nie zdołał dokończyć, bo Crystal zatkała mu usta dłonią.
- Mów, Annie.

***

- Co za noc... - westchnął Ted do telefonu. Moo próbowała go jakoś pocieszyć, niestety bezskutecznie – Annie należałoby trzymać pod kluczem.
- To nieludzkie! - zawołała ze śmiechem kobieta, wyobrażając sobie minę Joela – Ale takie kajdanki...
- Taaak... Posłuchaj, muszę już kończyć, Jo wróciła. Do niedługa.
- Do niedługa.
Kobieta odłożyła słuchawkę i nagle zaczęła się wydzierać.
- &%$@**^%@#$*@!!!! Jak ja ich dorwę, to...
Joel wszedł do pokoju akurat w połowie czwartej porcji soczystych przekleństw pod adresem Beakerów.
- Rany, co się...
- CO SIĘ? TY PYTASZ, CO SIĘ?! - wrzasnęła Moo, wymachując szczotką do włosów, którą mu wyrwała – BEAKEROWIE SIĘ!
- Ojć. To coś poważnego, prawda? Może Valtruin...? - na wspomnie swojego pierwszego spotkania z Annie uśmiechnął się do siebie.
- NIE DRWIJ ZE MNIE!! - Joel był pewien, że na górze wyleciała szyba – To POWAŻNE! Naprawdę poważne!
- No dooobra, Moo, wyluuuzuuuj – starał się złagodzić sytuację – Co się właściwie stało?
Czerwona z wściekłości kobieta zaczerpnęła powietrza.
- Kojarzysz Nerwusa? To chłopak Annie. Syn Olive. Beakerowie... przeprowadzają na nim eksperymenty. Całe życie. Jest ich królikiem doświadczalnym... - otarła łzy – Oni go zniszczyli. Widziałeś jego twarz? Słyszałeś, jak mówi? To wszystko ich wina. To przez nich jest taki... taki... o bogowie...
Płacząca Moo. Rany. Joela zmroziło, tak totalnie. Nie mógł się ruszyć. Hmm, co by zrobić w tej sytuacji? Pocieszać ją? Jak?!
Wytężając swój umysł, podał jej chusteczki. Hałaśliwie wydmuchała nos.
- Ughh, po co ja się sprowadzałam do tego miasta?! Ono niszczy mi psychikę!
- Co ty nie powiesz...

***

Erin niepewnie zastukała w metalowe ogrodzenie domu Ajaya. I nic.
Zastukała mocniej.
Nadal nic.
Nie miała już nawet siły, by wyważyć furtkę za pomocą telekinezy. Przywaliła o nią czołem.
Furtka otworzyła się.
- O, chol...
- Jak chcesz wejść, nie musisz tak walić.
Dziewczyna podniosła głowę i potknęła się. Wpadła na stojącego w przejściu Ajaya, prawie go przewróciła.
- Ups, przepraszam – uśmiechęła się nerwowo.
- Nie ma za co – starał się na nią nie patrzeć – Nie odbierz tego jako wyrzut czy niegościnność, i tak nie chodzę spać przed pierwszą, ale zdajesz sobie sprawę, że dochodzi dwudziesta trzecia?
Skinęła głową.
- Tak. A ja mam jutro test zaliczeniowy i muszę zarwać noc, ponieważ nic nie umiem, bo jestem głupia, więc daj mi jakiegoś energetyka, ty zawsze coś masz, proszę! – ostatnie słowa były błaganiem – Jestem na skraju histerii!
- Właśnie widzę – pokiwał głową – Wejdź, coś znajdę.
Dom Ajaya był mały, lecz przytulny. Na kominku stały zdjęcia rodziny i znajomych, w tym jej własne – Erin postanowiła nie pytać. Usiadła na sofce naprzeciwko, podczas gdy gospodarz grzebał w lodówce.
- Przykro mi, nic nie mam – otworzył małe blaszane pudełko stojące na blacie – Ale mogę ci dać miętówkę, pomaga na stres.
- Poproszę.
Ajay usiadł koło niej i zaczął ją pytać o wszystko: studia, znajomych, rodzinę. Rozmawiali jak dobrzy przyjaciele i to się Erin podobało. Co prawda była zbyt śpiąca, by zauważyć lekkie rumieńce na policzkach chłopaka, a może po prostu pomarańczowy blask ognia z kominka tańczył po jego twarzy. W chwili, gdy doszli do omawiania imprezy siedemnastkowej u Zoe, dziewczyna poczuła, że oczy jej się same zamykają. Było tak ciepło, miło, bezpiecznie...
Zasnęła z głową na ramieniu Ajaya.



_______________________________________________________

Od autorki:
Uhuhu, ten rozdział powstał w trzy dni. Hmm, w zasadzie, łącznie trwało to może z pięć-sześć godzin, nie licząc pierwszego podrozdziału o Belli. Och, oczywiście nie byłabym w stanie zrobić tego bez laptopa mojej przyjaciółki Julii (alias Smooth lub BTB). Strangetown się rozkręca i mogę zdradzić jak na razie tak ze... trzy? główne wątki. Pierwszym jest oczywiście afera Nerwusowa oraz co z tego wynikło, a w rezultacie śmierć jednej osoby, Drugim będą święta i wycieczka (spokojnie, dopiero feryjno-zimowa) do Aurora Skies, gdzie rozwiną się uczucia Jodie do Rippa. Jako trzeci, w chwili obecnej najbliżej umieszczony czasowo (a może nie? :P), figuruje związek między Jenny i Buzzem (bez skojarzeń), Lylą i PT (jak obok) oraz okoliczności śmierci tej przedostatniej. Jeśli chodzi o Moo czy Joela - to będzie musiało poczekać. Ale nie zapomniałam, przeciwnie - wizja Madeline w klepsydrze (nie pytajcie, ale przesłuchajcie "Set Fire To The Rain" Adele) prześladuje mnie co najmniej od początku roku szkolnego. Jak nie od wakacji.






4 komentarze:

  1. wreszcie :3 Ale pisaj dalej i to szybko :P i daj coś o Johnnym i Ophelii <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Będzie w następnym rozdziale, obiecuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie pamiętam już, kto jest kim... Ale i tak czyta się świetnie, a to świadczy o naprawdę świetnych umiejętnościach autorki (ek?)

    Qwan

    OdpowiedzUsuń