.

.

poniedziałek, 2 września 2013

Strangetown - rozdział piąty "Jenson i browary"

STRANGETOWN
ROZDZIAŁ PIĄTY
Jenson i browary






Uwaga: niejednoznaczne sytuacje i teksty, Wojenny Taniec Tanka itp.
Uwaga: osoby o słabych nerwach lub wrażliwym poczuciem estetyki prosimy o nieczytanie poniższego rozdziału! Mogę zrobić streszczenie (bez zbędnych rewelacji).



Kroki zabrzmiały na wysłużonej podłodze. Zachrobotał wsuwany do zamka wytrych. Kliknęło i drzwi otworzyły się, skrzypiąc.
Ophelia jak cień wślizgnęła się do pokoju. Na szczęście ciotki w nim nie było. Szczerze mówiąc, sypialnia stała pusta od soboty rano, gdy siedemnastolatka zauważyła zniknięcie kobiety.
Nieobecność ciotki była korzystna pod wieloma względami. Pierwszym była siedemnastka Zoe i (prawie pewna) obecność alkoholu wśród napojów. Drugim możliwość przeglądania (i przymierzania) biżuterii kobiety, a trzecim - jej szafa.
Ophelię już dawno przestało dziwić, jak w tak małym meblu mogło zmieścić się tyle ubrań. Niezliczone sukienki we wszystkich barwach, wzorach i materiałach, od fioletowego atłasu do zwiewnego niebieskiego jedwabiu. Szale, torebki, rękawiczki bez palców, a nawet maski.
Uwagę dziewczyny przykuła długa, zielona suknia wiązana na szyi, z odkrytymi plecami. Z zafascynowaniem przyjrzała się materiałowemu kwiatowi umiejscowionemu w pasie, którego środek stanowiła srebrna sprzączka. Po chwili wahania wyciągnęła sukienkę z szafy.
Pasowała jak ulał. Ophelia poszperała jeszcze w szafce z butami (najbardziej spodobały jej się zielone pantofelki na niskim obcasie), a potem przeszła do toaletki ciotki. Otworzyła kasetkę z biżuterią.
Zaświeciły się jej oczy - tu było wszystko. Długie kolczyki, misternie wykonane złote broszki, drogie pierścionki i olbrzymi sygnet z trupią czaszką na środku. W końcu zdecydowała się na złoty naszyjnik z zielonym kamieniem wplecionym między pnącza czegoś, co przypominało gałęzie winorośli. Dobrała jeszcze złote kolczyki w kształcie cieniutkich linek dzwoniących przy każdym ruchu.
Nie potrzebowała torebki ani szala, więc szuflady z tymi częściami garderoby zostawiła w spokoju. Zdążyła spojrzeć na zegarek, zamknąć wytrychem drzwi i wejść do holu, gdy na zewnątrz usłyszała głośny huk, potem skrzyp otwieranej furtki, kroki oraz stukanie do drzwi. Rzuciła okiem na swoje odbicie w szybie okiennej. Była śliczna, zniewalająca i (jak dodała sobie w myśli) niezwykle skromna.
***
Jodie spojrzała ostatni raz w lustro. Dziewczyna była dość drobna i szczupła, przez co ludzie brali ją za młodszą, niż w istocie. Teraz jednak wydawała się dosyć wysoka. Miała na sobie czarną mini bez ramiączek i skórzane obcasy bez pięt Simi'ego&Shoo. Długie ciemne włosy rozpuściła, więc opadały jej swobodnie na ramiona, pokryte warstewką rozjaśniacza. Zdecydowanie nie służył jej makijaż A la Szop Pracz, jej był delikatny i subtelny. Po tym jak pożyczyła Lisabeth („Ooo... bogowie, ale ty masz ciuchów!”) swoje ulubione bolerko, czarne ze srebrnym brokatem, postanowiła zostawić odkryte ramiona. Złapała kluczyki i poszła do auta. W innym mieście, na innym świecie, Ripp przyjechał by po nią, ale to było Strangetown. Nie rozmawiali o tym, ale wątpiła, czy Ripp wpadłby na coś takiego. Otworzyła drzwi domu, kiedy jakieś nieznane auto podjechało pod dom. Rozpoznała samochód chłopaka.
-O bogowie, stał się cud! - mruknęła pod nosem. Z wahaniem podeszła do pojazdu i wsiadła.
-Czee...Oooo! - Ripp dosłownie olśnił Jodie swoją elokwencją, wytrzeszczając na nią oczy.
-Cześć! - odpowiedziała, zmuszając się, by się nie zarumienić. W tym konkretnym przypadku nie musiała się obawiać, że to reakcja z serii „Jaka ona brzydka!”. Jodie jednego była pewna: Miała talent do takich rzeczy jak makijaż i robienie fryzury, miała też poczucie stylu. Pod tym względem nie istnieli lepsi od niej - nie w tym mieście. Nawet w Belladonna Cove szkolni znajomi jej nie dorównywali. Uśmiechnęła się lekko, na myśl o czekającej ich zabawie. Cieszyłaby się nawet zaproszona na zwykłą imprezę (na miarę Strangetown), a ta z pewnością nie będzie zwykła. Jodie zaproponowała Zoe, że przywiezie jej browar i lepiej. Był to nieco szalony pomysł, ale nic wielkiego nie mogło się stać. Dziewczyna sumiennie wywiązała się z zadania i przywiozła wczoraj jubilatce alkohol. Wykradła go Tedowi, który trzymał mały zapas na specjalne okazje (takie skutki nazywania jej sztywniaczką).
- Jedziemy?
***
Zoe od godziny była już kompletnie ubrana. Teraz, razem z ciotką i swoją najlepszą przyjaciółką Jadyn Ewlow, przenosiła na stół ostatnie przekąski i poprawiała ostatnie serpentyny.
Zadzwonił dzwonek. Crystal teatralnie oddaliła się w stronę garażu, a dziewczyny pobiegły otworzyć gościom, czyli Ophelii (w ZNIEWALAJĄCEJ zielonej sukni) i Johnny'emu (on klasycznie, w czarnych spodniach w kancik i białej koszuli, z czarną muchą do kompletu). Ledwo zamknęły się za nimi drzwi, znów rozległ się dzwonek. Kolejno weszli: Danielle Evans pod rękę z Ianem Brownserem, siostry Yokel w towarzystwie Billa Ousona, Tank Grunt (który zaszczycił jubilatkę spojrzeniem mogącym uchodzić za przyjazne. Tamta podniosła brwi i uśmiechnęła się do niego), Lisabeth Depter (w tym momencie męska część towarzystwa cicho gwizdnęła, a damska rzuciła zazdrosne spojrzenie na jej kreację), Stella McFlue, ściskając dłoń brata Sally Carter, Zayn'a, sama Sally, przy wejściu od razu rzucając się Zoe na szyję i wręczając olbrzymią torbę z prezentem, oraz kilka(naście) innych osób. Jubilatce wydawało się, że w tłumie dostrzegła gdzieś długie włosy brata Tanka, Rippa, ale nie była całkowicie pewna.
***
Susan zajrzała na zaplecze. Pełniła funkcję menadżerki zespołu Lisabeth, w którym grała między innymi Samantha. Sally Carter zwijała teraz kabel od mikrofonu, a może nagłośnienia gitary, trudno było stwierdzić. Występ rozpoczynał się za trzy minuty, a na horyzoncie wciąż nie było widać wokalistki. W końcu, z rozmazaną szminką i rumieńcem na policzkach, wbiegła do środka i o mało co nie wyrżnęła się o świeżo zwinięty kabel. Sally jęknęła.
- Lisa, gdzie ty do cholery jasnej byłaś?! - warknęła Susan.
- Ach... - Lisabeth zarumieniła się jeszcze bardziej - Ee... Billy życzył nam szczęścia.
- ...A ty oczywiście musiałaś się z nim lizać - dokończyła tamta.
- Ej, dziewczyny, spokój! - zawołała Danielle, gitarzystka zespołu - Za minutę jesteśmy na scenie!
Kiedy wyszły z zaplecza, rozległy się owacje przeszło trzydziestki szesnasto-, siedemnasto- i osiemnastolatków. Susan chwyciła mikrofon.
- Witamy na wielkim wieczorze siedemnastkowym u Zoe Vu! - zawołała - Mnie znacie, jestem Susan Yokel, menadżerka zespołu Brains&Bones! Tak, dzisiaj swoim śpiewem Lisabeth Depter wypruje wam mózgownice i potłucze kości jak olbrzymim młotem! Przy mikrofonie stoi właśnie ona - brawa dla Lizzie!
Rozległy się oklaski i gwizdy.
- Rzępolić na gitarze będzie Danielle Evans, na basie - Sally Carter, a na perkusji - moja siostra Samantha! Klawisze należą dziś do Seana Twerlicka, a druga gitara - do Megan Swamp!!!
Susan została siłą ściągnięta ze sceny, a gitara Meg wydała kilka basowych dźwięków. Koncert rozpoczął się od delikatnego kawałka „Hold me closer”. Na parkiecie zaroiło się od par.
***
Jodie zauważyła zarumienionego Tanka obejmującego Zoe, Ophelię całującą Johnny'ego i Stellę McFlue tańczącą z Zaynem Carterem, gdy Ripp lekko stuknął ją w ramię. Odwróciła się.
- Czy... ee... zatańczysz ze mną? - silił się na luzacki ton.
- Jasne - o ile Ripp musiał udawać, Jodie była w swoim żywiole - na imprezie nie umiała się jąkać, odebrała wyszkolenie imprezowe w Belladonna Cove. Tam jąkanie  i tym podobne było nie do pomyślenia!
 Chłopak poprowadził ją tuż pod scenę w chwili, gdy zabrzmiał refren.

Oh, please, just let me get a little closer

Hear your heart beating next to mine, it isn't over

I beg, hold me closer one more time

One more time and I will be fine...
***
Z każdym łykiem piwa Zoe robiło się coraz goręcej. Wreszcie zrzuciła z siebie ubranie i została w samej bieliźnie. Nikogo to nie dziwiło, bo wszyscy byli równie pijani, jak ona, a nawet bardziej.
Usłyszała trzask. Ktoś wyrzucił przez okno łazienki na piętrze wannę i teraz leżała ona na trawniku. Zoe z troską postawiła ją na nogi w wlała doń trzy wiadra wody z fontanny. Nadal było jej upiornie gorąco, więc zanurzyła się w chłodnej cieczy. Natychmiast przyszła ulga, a wraz z nią Tank (tylko w majtkach) , niosący w objęciach kilka puszek piwa. Rzucił jej jedną, cudem ją złapała. Jak gdy nigdy nic wlazł do wanny i otworzył kolejną puszkę. Siorbali w milczeniu.
***
Ripp spojrzał z ciekawością na Jodie. Widział nieostro, może to z powodu tych sześciu puszek piwa i połowie butelki wódki. Dziewczyna była rozczochrana, ale chyba jako jedyna niczym się nie zalała i nadal miała na sobie ubranie. A szkoda...
W jej oczach tańczyły kolorowe błyski - wyraźnie była w swoim żywiole. Nie bardzo przypominała tamtą szkolną Jodie - ta przywodziła mu na myśl tych rasowych imprezowiczów z wielkich miast. Przywodziła też kilka innych, zdecydowanie bardziej nie przyzwoitych rzeczy...
Gdzieś obok stała Ophelia, która wydawała się być najbliżej zdrowych zmysłów z całego towarzystwa - wcale się nie chwiała. Również tańczyła w kole.
 Przez chwilę nie był pewny co robi, chyba powiedział coś do Jodie, w każdym razie dziewczyna wyszła z koła i zaczęła z nim tańczyć. Zastanawiał się czy nie zrobić czegoś póki jego partnerka jest w takim stanie... Ta jednak najwyraźniej podjęła decyzję za niego, bo pochyliła się gwałtownie i... tak za bardzo nie wiedział co się stało. Zaczęli się obściskiwać. Ophelia pokazała mu uniesiony kciuk, po czym została przewrócona przez Sally, która goniła Zayna, uciekającego z paczką papierosów w ręku. Dziewczyna nie wyglądała najlepiej - gęste i drobne loczki teraz najprawdopodobniej zostały oblane gęstym sosem do pizzy (nad uchem dyndał nawet kawałek pieczarki), naszyjnik gdzieś zgubiła, a sukienka przeszła kilka level down'ów i teraz przypominała ścierkę do podłogi. Ech, co alkohol robi z ludźmi...
***
Ripp wyśliznął się z objęć Jodie i powlókł się do kuchni po kolejną szklankę piwa. Przy barze zobaczył Samanthę Yokel, zamarłą z butelką wódki w ręku. Na blacie, tyłem do niej, tańczył Tank. Wyśpiewywał przy tym jakieś pijackie piosenki, w których podejrzanie często występowało imię Zoe, która również przypominała woskową figurę, zamrożona w drzwiach wiodących do salonu. Na jej twarzy widniał wyraz głębokiego szoku (może z niedoboru piwa?).
Ripp pomyślał trzeźwo (zaledwie przez chwilę) o jednej rzeczy. Wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął robić zdjęcia.
***
O trzeciej w nocy Crystal postanowiła sprawdzić, w jakim stanie aktualnie znajdował się jej dom. Ledwo weszła na ścieżkę wiodącą do drzwi, ujrzała wybite okno łazienkowe i wannę wypełnioną do połowy brudną wodą stojącą na trawie.
„Jest źle” - pomyślała.
Pełna najgorszych obaw, weszła do środka.
Na ziemi w salonie walały się zgniecione (lub nie) i do połowy wypełnione puszki po piwie, z których wypływała żółtawa zawartość. Na schodach grupka siedemnastolatków grała w rozbieranego pokera. Ktoś zakręcił butelką.
Jakaś postać nagle zasłoniła kobiecie widok. Była to zataczająca się Rainelle, choć trudno ją było rozpoznać. Śmierdziała (jak wszystko) alkoholem, i wyglądało na to, że w tym stanie próbowała się przebrać. Nie miała jednego buta (drugi był czerwoną szpilką z połamanym obcasem), a bluzkę nosiła tył na przód. Obecnie Nelly zatoczyła się po pijacku, wykonała coś w rodzaju meksykańskiej fali, czknęła, i zaczęła pod kątem zmierzać ku krańcowi pola widzenia Crystal. Zakręciła biodrami, ramionami i głową. Jednocześnie powiedziała:
- Heeej, Cryyyyy! Kooopeeee lat, hik! - wykrzyknęła, coraz bardziej wyginając się ku podłodze; nadal próbowała wyjść z kadru - Jak sieee ma...hik! no!
Crystal otworzyła oczy ze zdumienia. Jej siostrzenica czknęła jeszcze dwa razy, po czym zwaliła się ciężko na ziemię i zaczęła chrapać.
Kobieta rozejrzała się po domu. Jeden z chłopaków siedzących na schodach chyba już przegrał wszystko, co miał. Nie chciała tego oglądać, więc gdy pomachał jej z pijackim uśmiechem, wykonała klasyczny facepalm i wyszła z pokoju.
***
Jodie niewiele pamiętała z imprezy. Najwyraźniejszym wspomnieniem (trudno było się zorientować, jakie osoby wówczas przebywały w pokoju) był widok Tanka kręcącego biodrami na blacie kuchennym oraz oczywiście sam początek, pierwszy taniec z Rippem itd.
No właśnie, Ripp.
Obudziła się na niegdyś nieskazitelnie białej sofie w domu ciotki Zoe, zdumiał ją fakt, że nie miała kaca, puki nie przypomniała sobie brania leków na kaca przed imprezą. Obok niej leżał on, Ripp Grunt, w koszuli zalanej piwem. O...
Dziewczyna, najciszej jak mogła, zsunęła się z kanapy. Dookoła leżały bezwładne ciała, często chrapiące wniebogłosy. Ale nie wszyscy - Ophelia miała otwarte oczy, leżała z głową na piersi Johnny'ego i gapiła się w sufit. Na widok Jodie podniosła się.
- Pamiętasz coś z imprezy? - zaczęła Ophelia bez ogródek.
- Taak - zastanowiła się - Tanka, rozbieranego pokera i pierwsze kilka chwil. Ktoś w połowie imprezki dolał czegoś do bezalkoholowego ponczu, bo wtedy urwał mi się film, a piłam tylko to. A ty?
- Pamiętam mniej więcej to samo... no i twoją przemianę w dziką imprezowiczkę...
- Co?
- Ech, mam ochotę odpowiedzieć „gówno w zoo”, ale nie będę chamska - wzruszyła ramionami Ophelia - gdzieś ty się wychowała, w klubie tanecznym?!
- Maybe, maybe...
Susan Yokel, leżąca pod regałem z książkami, jęknęła, otworzyła oczy i podniosła się z ziemi. Zachwiała się i upadła z powrotem na ziemię, a konkretniej na plecy chrapiącej w najlepsze Fryzjerki Danielle. Dziewczyna przebudziła się z krzykiem, strząsając z siebie koleżankę. Tamta stanęła na nogi, przeprosiła i podeszła do Ophelii stojącej z Jodie.
- Siema - powiedziała od niechcenia - Też macie kaca?
Ophelia pokiwała głową. Jodie milczała.
- Ech - westchnęła - Chyba wyjdę na papierosa. Palicie?
Tym razem obie zaprzeczyły.
Susan wzruszyła ramionami i wyszła do ogrodu. Nie zapomniała o trzaśnięciu drzwiami, od którego Ripp zleciał z kanapy, budząc się z krzykiem.
- HEJ!!
Ophelia, pamiętająca jeszcze incydent z brwiami, zamiast tego przewróciła oczami, a Jodie ostentacyjnie wbiła wzrok w sufit.



___________________________________________________________________________________

Od autorki:
Ten rozdział powstał przy duuuużej pomocy Smooth (ach, ta korekta), więc trochę się namejlowałyśmy, a opóźnienie sobie. No, nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam fajnego roku szkolnego (wiem, wiem...) i cierpliwości! Szósty ma dopiero pierwszy podrozdział, i to tak autorstwa Smoothie xD

I KOMENTUJCIE!!! Bo Was inaczej Nocna Bestia zje :P


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz