.

.

piątek, 28 lutego 2014

Strangetown - dodatek "Pani i Grabarz"






DODATEK






Pani i Grabarz


Uwaga: akcja tego dodatku dzieje się, gdy młodzież ze Strangetown przebywa na wycieczce w Aurora Skies – czyli teraz. Wydarzenia z następnych rozdziałów będą z nim ściśle związane.

Czasami, gdy Bella spoglądała w lustro, w swoich oczach widziała zielony błysk. Wtedy momentalnie robiło się jej zimno i drżała na całym ciele. W końcu nauczyła się nie patrzeć w lustro i w kwestii własnego wyglądu ufać tylko Emily.
Czasami, gdy Bella wychodziła o północy na werandę, ulicą przejeżdżał karawan grabarza. Widziała przez okno Gimiego, rada, iż dzieli ich dość duża odległość – przynajmniej na tyle, by nie mógł czytać jej w myślach.
Czasami, gdy Bella siadała na sofie w salonie i włączała radio, słyszała tę samą piosenkę. Bała się jej, jak i bała się samej siebie. Nie wiedziała, kim naprawdę jest. Może to Druga Bella wykonywała ów utwór? Szybko odpychała od siebie tę myśl. Przecież jej głos tak nie brzmi. A Bella Goth jest tylko jedna.
Gdy jednak przysłuchiwała się słowom piosenki, zaczynała się zastanawiać...

Now there's green light in my eyes

Poczuła, że łzy napływają jej do oczu, w których – tego była pewna – rozbłysło właśnie zielone światełko.

And my lover on my mind

Ukochany? Kto? Nawiedziła ją rozmyta wizja czarnowłosego mężczyzny, i nie był to Gimi. Mężczyzny o imieniu Mortimer Goth. Męża Drugiej. Jej męża.

And I'll sing from the piano

Tak, od dzieciństwa lubiła śpiewać przy akompaniamencie pianina... Zaraz, zaraz! Przecież nie miała żadnych wspomnień z dzieciństwa, żadnych! Tylko kolejna wizja, tym razem szczupłej brunetki mającej może z osiem lat, siedzącej obok czarnowłosego chłopca grającego na czarnym fortepianie. Śpiewała.

Tear my yellow dress and cry, cry cry...

Bella ukryła twarz w dłoniach. To nie był przypadek. W jej życiu nic nie było przypadkiem.

Over the love with you

W wyobraźni ujrzała nagle twarz Gimiego, tak wyraźną, jakby stał tuż przed nią. Jego opaloną od pustynnego słońca skórę, kruczoczarne włosy przetykane tu i ówdzie srebrzystymi wstęgami siwizny, nieogolony podbródek, płytkie zmarszczki na czole oraz wokół ust i ciemne, śmiejące się oczy. Tak ciemne jak... rozgrzany asfalt polany gorącą czekoladą z dodatkiem cynamonu oraz kakao. Gimi... czemu musiał zakochać się właśnie w niej? Serce nie sługa, to prawda, ale jedyną osobą, która wyjdzie z tego zraniona, będzie on. A Bella nie chciała, żeby Gimi został zraniony.
Dlaczego?

***


Leżał na twardej, niewygodnej pryczy w malusieńkim pokoiku w niewiele większym mieszkaniu, które dzielił z Pitą. Cienki koc dawał akurat tyle ciepła, by nie zamienić się sopel lodu, a pomimo trzech takich koców czuł, jak odmarzają mu palce.
Gimi Branko nienawidził swojego łóżka.
Gdzieś obok, w ciemności, spała Pita. Mężczyzna patrzył na okrągły księżyc przez szparę w wystrzępionych zasłonach, myśląc o Belli. Czy, tak jak on, nie spała, lecz wpatrywała się w nocne niebo? Zaraz potem przypomniał sobie, iż kobieta panicznie się go boi (oczywiście nocnego nieba, nie Gimiego). To w takim razie może leżała pod ciepłą kołdrą, na miękkim łóżku w przestronnej sypialni i śniła? Jeśli tak, to o czym? O życiu? O śmierci? O tajemnicy kosmitów czy sekretach własnej przeszłości? Może w jej koszmarach znów pojawiały się twarze Emily, Duncana, Dennisa oraz reszty mieszkańców Strangetown, zdeformowane, z wielkimi czarnymi oczami i zieloną skórą...?
Gimi westchnął ciężko. Niestety, niezależnie od tego, jak bardzo by pragnął, nie były to sny o nim.
Czemu Bella nie mogłaby odwzajemnić jego uczucia? Z pewnością miała oczy i widziała karawan codziennie przejeżdżający pod jej domem i choć nie umiała, jak on, czytać w myślach, po prostu musiała coś podejrzewać!
Może chodziło o to, że jest grabarzem? Zawsze był dumny ze swojego zawodu – przynajmniej szanowano go w Strangetown, bo ludzie potrzebowali kogoś takiego. A Bella bała się duchów, choć mieszkała pod w spólnym dachem z dwoma martwymi osobami. Bella mogła siedzieć na sofie, popijając czerwone wino i w środku toczyć walkę z samą sobą, zachowując jednak spokój na zewnątrz. Bella mogła mieć ściśnięte serce, mogła płakać, jednak nigdy nie krzyczała, nie pozwalała, by opanowało ją skrajnie paniczne zachowanie. Mogła być śmiertelnie przerażona, lecz odczuwał to tylko ktoś, kto ją dobrze znał – wiedział, że kiedy zatrzyma się na chwile, przestraszona zieloną refleksją w swoich oczach, mając na twarzy wyraz strachu, z pewnością się boi. Bardzo boi. A chyba codzienne obserwowanie jej stojącej na werandzie oraz okazjonalne odwiedziny podbiegały chyba pod dobre znanie tej osoby.
Z tymi właśnie myślami biegającymi po jego głowie, Gimi wreszcie zasnął.


Znalazł się w dziwnym miejscu. Nie potrafił go opisać – może dlatego od razu wiedział, że to sen. Do niego biegła Bella – czerwona, satynowa sukienka łopotała wokół jej bosych stóp uderzających o podłoże, czarne włosy wpadały na twarz; były jakby dłuższe. Biegła, jakby zależało od tego jej życie. Dopadła wreszcie Gimiego, prawie zwalając go z nóg.
- Bella! - zawołał. Nawet we śnie słyszał głos jej myśli.
- Gimi! - wydyszała Bella.
- Co stało się z twoim naszyjnikiem? - spytał, dopiero teraz zauważając jego brak. Starał się znaleźć odpowiedź w jej głowie, jak zawsze to robił. Jednak nie udało mu się. A przecież słyszał, słyszał jej myśli!
- On... ja... oddałam go Jill Smith... - powiedziała cicho.
- Ach - wciąż szukał odpowiedzi, chociaż teraz, gdy już ją znał, było to bezsensowne.
- Boję się, Gimi... - szepnęła Bella, przysuwając się bliżej.
- Czego? - spytał.
- Tego, że nie jestem sobą – rzekła jeszcze ciszej – Że nie jestem jedyna.
Dobrze wiedział, co ma na myśli.
- Nie powinnaś się bać.
- Czemu tak sądzisz?
Jeśli było to w ogóle możliwe, Bella przysunęła się jeszcze bliżej. Jej oddech oraz czarne kosmyki łaskotały Gimiego w twarz, a słowa wpadały mu do uszu, gdzie jego mózg chwytał je w swoje sieci, by móc dłużej przechowywać je w pamięci, czerpać z nich esencję życia. Istnieć dzięki nim.
- Ponieważ... nie wiem, ale czuję, że nie powinnaś się bać. Nie musisz. Zobacz, ile przez to tracisz – żyjesz w ciągłym strachu przed czymś, czego istnienia nawet nie jesteś pewna. Niszczysz w sobie radość, beztroskę. A tak piękna i inteligentna kobieta jak ty powinna żyć pełnią życia, znaleźć mężczyznę, który rozumiałby ją – z trudem powstrzymał się przed dodaniem „na przykład mnie”.
- Uważasz, że jestem piękna? - spytała niemal bezgłośnie. Ach, jej głos był najcudowniejszą muzyką, jak miękki dźwięk harfy, delikatne uderzenia klawiszy pianina, melancholijne brzmienie skrzypiec.
- Tak – wyszeptał.
Wiedział, że nie wolno mu się zastanawiać, lecz zatrzymał wszystkie myśli na ułamek sekundy, w którym patrzył Belli prosto w oczy. A potem ją pocałował.
Ciche głosy jej myśli, szepczące dotychczas w jego głowie, wybuchły, pochłaniając każdy centymetr świadomości Gimiego. Z siłą tsunami napierały na bębenki jego uszu, dźwięczały głośniej niż koncert rockowy – ba, głośniej, niż startujący odrzutowiec!
Jednak samego Gimiego interesowało epicentrum tej kakofonii, a mianowicie świadomość Belli. Odepchnął na bok jej wewnętrzny krzyk, przebił się przez obco brzmiące, zielonkawe głosy z ogromnymi, czarnymi oczami. Dotarł już do spazmatycznego szlochu, później zwykłego płaczu, aż wreszcie odnalazł szept. Później była już tylko cisza.
Tu właśnie zaczynały się wspomnienia.
Na początku znajdywały się te najwcześniejsze - karawan przejeżdżający ulicą, wyborne naleśniki z owocami na kolację, ciemny, opustoszały salon, sylwetka Jill Smith, naszyjnik leżący na wyciągniętej ręce. Gimi chciał brnąć dalej, ale aż syknął, poczuł bowiem ostry ból w głowie i gdzieś w okolicach serca. Cofnął się, wracając do kakofonii dźwięków, która po martwej ciszy zwaliła się na niego z łoskotem, zmuszając go do wynurzenia się ze świadomości Belli.
Wciąż jednak stała przed nim, a on wiedział, że śni.
- Od momentu, kiedy oddałaś naszyjnik, twoje wspomnienia są zablokowane - powiedział niemal z rozpaczą.
- Tak? - zdziwiła się Bella - Nic o tym nie wiedziałam.
- To zrozumiałe - mruknął Gimi.
Bella spojrzała w górę.
- Zbliża się poranek. Musimy się rozstać, Gimi. Za chwilę oboje się przebudzimy - i ty, i ja.
- Poczkaj! - zawołał błagalnie, widząc, że się odwraca - Czemu odrzucasz mnie, wiedząc, iż cię kocham? Bo kocham cię, Bello!
Spojrzała na niego, uśmiechając się smutno. Głosy w jej głowie były już tylko odległymi, cichnącymi szeptami.
- Niedłogo znajdziesz odpowiedź. I... - popatrzyła mu prosto w oczy, a on poczuł, jakby się roztapiał - świetnie całujesz.


Tak, ona naprawdę to powiedziała. Gimi obudził się o trzeciej nad ranem, z owymi słowami błądzącymi gdzieś na krańcach jego umysłu. Zdał sobie sprawę z dwóch rzeczy - raz, że właśnie śniła mu się Bella Goth, więc jeśli za chwilę nie zobaczy się z nią, to zwariuje, a dwa - że w końcu, po tylu próbach, udało mu się znaleźć kłódkę zamykającą jej najstarsze wspomnienia. I chyba wiedział, jak zdobyć klucz.
Co oznaczało, że natychmiast musi pojechać do Paradise Place.


***


Bella leżała pod kołdrą z nogami podciągniętymi pod brodę. Spała niewiele - zasnęła gdzieś koło pierwszej, a obudziła się dwie godziny później, zlana potem i zapłakana. Teraz próbowała poradzić sobie z każdym pojedynczym wspomnieniem, z każdą troską, każdym życiowym problemem. Jej pełne obaw myśli krążyły od Emily do Gimiego i z powrotem, mijając po drodze Mortimera.
Usłyszała pełen zgorszenia głos Emily.
- Panno Bello! - zawołała dziewczyna, wbiegając do sypialni z wyrazem oburzenia na twarzy - Ktoś bezceremonialnie burzy spokój tego domu w pół do czwartej nad ranem!
- Kto to jest ten ktoś? - westchnęła Bella. Cóż, przynajmniej miała już jakiś bodziec poza własnymi koszmarami.
- Gimi Branko.
- Co?! - wykrztusiła - On?! Teraz?! O czwartej nad ranem?!
- Próbowałam go wygonić, ale powiedział, iż wyjdzie tylko, jeśli jego obecność przeszkadza pani Belli. Więc odparłam mu, że pani Belli bardzo przeszkadza, gdy ktoś od tak sobie wchodzi do jej domu w porze, w której każdy przyzwoity człowiek powinien spać. Na to on wzruszył tylko ramionami i wyszedł.
- Nie! - krzyknęła Bella - Natychmiast go zatrzymaj!
- Co? - teraz Emily wydawała się lekko skołowana - Jak? Nie mogę przejść przez drzwi frontowe.
Bella zerwała się z łóżka, odpychając dziewczynę. Przebiegła przez pokój, ignorując chłodne "dzień dobry" Dennisa. Wypadła na mały dziedziniec, okrążyła fontannę, otworzyła z impetem furtkę i wybiegła na ścieżkę prowadzącą do jej domu. Jej domu. Od kiedy Espiritu Estate stało się jej domem?
- Gimi, zaczekaj! - zawołała, chwytając go za koszulę.
- B...Bella? - wykrztusił i spojrzał na jej rozczochrane włosy oraz długą, lecz cienką białą suknię, w której sypiała.
Kobieta zaraz się opanowała. Puściła tył jego beżowej koszuli i przygładziła trochę włosy.
- Czemu mnie zatrzymałaś? - spytał po chwili milczenia.
- Ponieważ gdybyś nie chciał ode mnie czegoś ważnego, nie budziłbyś mnie o tej porze. Nie martw się - dodała, zanim zdążył otworzyć usta - I tak nie spałam.
- Bella... - przygryzł wargę, jakby wypowiedzenie tych słów sprawiało mu trudność - Wiem, jak ci pomóc. To znaczy odblokować wspomnienia.
- Naprawdę? - rozpromieniła się kobieta - Jak?
- To... eee... dłuższa historia. W każdym razie miałem sen, w którym... - zarumienił się - W którym tak jakby dostałem się do twojej świadomości.
- Tak zupełnie? - zdziwiła się Bella.
- Tak zupełnie - zgodził się Gimi i poczerwieniał jeszcze bardziej.
- A jak?
- Zadałaś niewłaściwe pytanie - mruknął.
Bella przewróciła oczami.
- Daj spokój. Po kosmitach, Emily i Dennisie zniosę wszystko.
- Ehm... no dobra, pocałowałem cię - westchnął ciężko - Zadowolona?
Pokiwała gorliwie głową.
- Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś gorszego.
- Serio? - Gimi uniósł brwi - A czego?
- Małej wycieczki do tych opętańców z Czterdziestki Siódemki, grzebania mi w mózgu i tak dalej.
Pokiwał głową, niemal bezwiednie. Mógł tak łatwo przeczytać jej myśli, mógł znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania. Ale nie wiedział, czy chce znów zostać zraniony, otrzymując rzetelne potwierdzenie braku jej uczuć w stosunku do niego. Nie, to zbyt mocne stwierdzenie - Bella, mimo wielu przeczących temu pozorów, czuła zdecydowanie więcej niż najwrażliwsza osoba z miasta. Nikt nie wątpił również, że była jedną z najtragiczniejszych postaci w Strangetown, łącznie z Annie Howell, Lylą Grunt i Olive Specter.
A sama Bella czekała. W ciemnościach nocy widziała tarczę księżyca odbijającą się w jego oczach. Był tak blisko. Uważała, iż to niesprawiedliwe - tyle dla niej zrobił, a ona nie mogła nawet odwzajemnić jego uczucia...
Tak, Bella wiedziała, że z miłością nie ma żartów. Jeśli rzeczywiście była Drugą, to zakochała się raz w życiu - w Mortimerze. Jeśli była jej klonem, to istniała od około trzech lat, więc raczej nie zdążyła jeszcze kogoś pokochać.
A gdyby tak... zaryzykować? Z pewnością kiedyś zakocha się w końcu w Gimim - może za rok, może za dwa, może za pięć, ale na pewno grabarz osiągnie swój cel. Tylko czy naprawdę tego chciała?
- Jeśli mamy się dowiedzieć, od czego tak naprawdę wszystko się zaczęło, wolałabym to zrobić teraz - westchnęła. Nagle z całą mocą uświadomiła sobie własne przerażenie.
- Jesteś gotowa? - spytał.
- Nie - odparła - I nigdy nie będę... Boję się.
"Ja też", dodał w myślach, jednak nie powiedział tego. Ujął jej twarz w swoje dłonie i pocałował ją delikatnie.
"Cholera jasna, nie wiedziałam, że on tak świetnie całuje" - jęknęły myśli Belli. Gimi chciał się uśmiechnąć, jednak w uszach dudniły mu już głosy z jej głowy, a on przedzierał się przez uczucia kobiety, starannie omijając te dotyczące jego osoby. Nie chciał wiedzieć... a może chciał?
Dotarł wreszcie do wspomnień. Salon, Jill, naszyjnik. Tak jak się spodziewał, wcale nie poczuł bólu ze swojego snu. Mijał poszczególne dni, tygodnie, miesiące. Lata.
Ostatnim, a właściwie pierwszym wspomnieniem Belli były sylwetki i głosy kosmitów. Potem się zatrzymał. Nie mógł brnąć dalej. Z niechęcią wynurzył się z jej myśli, jednak z lekkim zdziwieniem odkrył, że wciąż ją całuje. Szybko się odsunął.
- Kosmici - wyjaśnił, starając się na nią nie patrzeć - To twoje pierwsze wspomnienie.
- Czyli to znaczy, że jestem... klonem - wyszeptała, powstrzymując łzy. Nie wiedziała, czego bała się bardziej - bycia Drugą, jedyną Bellą, czy jej klonem, z cudzymi wspomnieniami zawieszonymi na szyi.
Gimi w milczeniu pokiwał głową.
Bella wreszcie zrozumiała. Nigdy się nie urodziła, lecz została stworzona. Ba - stworzona na bazie innej kobiety! Kobiety, która może nie przeżyła katastrofy. A miała rodzinę, dom, przyjaciół. Bella poczuła się nagle napiętnowana przeklęta. Nie powinna istnieć! Nie miała! Stworzyły ją istoty, których się bała, istoty, które porwały Drugą, by ona mogła żyć. Była klonem. Była sobowtórem kogoś. Nie miała własnej historii, dzieciństwa i rodziców, tylko nieżywych współlokatorów i naszyjnik pełen cudzych wspomnień.
- Nie jestem sobą - szepnęła - Nigdy nie urodziła się dziewczynka o imieniu Bella, istniała tylko Druga. Nie powinnam w ogóle zostać stworzona.
Gimi pokręcił głową.
- Nie mów tak. Jesteś... jesteś jedyna w swoim rodzaju. Ktoś na tym świecie cię potrzebuje. Jesteś człowiekiem, tak samo jak ja.
Jednak Bella spuściła głowę.
- Nie. Nie jestem człowiekiem, tylko klonem. I kto niby mnie potrzebuje - Emily?
- Ja cię potrzebuję! - zawołał, próbując powstrzymać łzy - Kocham cię, odkąd pojawiłaś się w tym mieście, słaba i zagubiona! Poprosiłem Emily, by przyjęła cię pod swój dach. Pomagałem ci. Co noc obserwowałem cię stojącą na werandzie. Miałem nadzieję, że któregoś dnia ty również mnie pokochasz!
Z oczu Belli popłynęły łzy.
- Gimi, nie chcę cię zranić. Naprawdę, najlepiej dla ciebie będzie, jeśli dasz sobie spokój! Nie mogę odpowiadać za własne uczucia, kiedy nie wiem, jakie one są... - dodała cicho.
- Boisz się - stwierdził, czując, jak powstrzymywany szloch pali mu gardło - Boisz się, że nie jesteś jedyną Bellą, że nie będziesz potrafiła ułożyć sobie normalnego życia. Że nie znajdziesz nikogo, kto cię pokocha.
Wreszcie spojrzała na niego, a on od razu utonął w jej załzawionych, brązowych oczach. Milczała.
- Ja cię kocham! - jęknął, pozwalając dwóm łzom spłynąć po jego policzkach. Potem następnym dwóm. I kolejnym.
- Naprawdę chcesz mnie kochać? - spytała w końcu - Nie zdajesz sobie nawet sprawy, jakie to trudne.
Uśmiechnął się przez łzy.
- Jeśli nie spróbuję, nigdy się nie przekonamy.
I właśnie wtedy Bella pojęła całkowicie własne uczucia. Zrozumiała, że w jej sercu od dawna było już miejsce dla Gimiego, jednak za bardzo się bała, by zdać sobie z tego sprawę, by to zaakceptować. Zaczęła szlochać, a on przyciągnął ją do siebie i przytulił.
- Ciii - szepnął jej do ucha - Już dobrze. Oddałaś wspomnienia. Zaczniesz wszystko od nowa.


Now to unsee what I've seen
To undo what has been done
Turn off all the lights
Let the morning come, come...


"Tak - pomyślała Bella, ocierając łzy i patrząc na ciemne sylwetki domów stojących wokół okrągłego cmentarza - zdecydowanie powinnam mu zaufać. Przecież to grabarz - jej wzrok zatrzymał się na małym cmentarzu - a grabarz zajmie się tobą nawet po śmierci."

____________________________
Od autorki:
Piosenka użyta w dodatku to kolejny utwór Florence + The Machine - Over The Love. Napisałam go w około trzy wieczory podczas moich wakacji na Teneryfie (wróciłam dzisiaj nad ranem). Oczywiście każdy dzień wyglądał tak samo - o 21:30 odpalałam laptopa i pisałam do północy, wiec spodziewajcie się szturmu dodatków i stukniętego początku trzynastego rozdziału, z "wczorajszą kolacją wyrzyganą przez psa" w roli głównej :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz