DODATEK
Pani
i Grabarz
Uwaga:
akcja tego dodatku dzieje się, gdy młodzież ze Strangetown
przebywa na wycieczce w Aurora Skies – czyli teraz. Wydarzenia z
następnych rozdziałów będą z nim ściśle związane.
Czasami, gdy
Bella spoglądała w lustro, w swoich oczach widziała zielony błysk.
Wtedy momentalnie robiło się jej zimno i drżała na całym ciele.
W końcu nauczyła się nie patrzeć w lustro i w kwestii własnego
wyglądu ufać tylko Emily.
Czasami, gdy
Bella wychodziła o północy na werandę, ulicą przejeżdżał
karawan grabarza. Widziała przez okno Gimiego, rada, iż dzieli ich
dość duża odległość – przynajmniej na tyle, by nie mógł
czytać jej w myślach.
Czasami, gdy
Bella siadała na sofie w salonie i włączała radio, słyszała tę
samą piosenkę. Bała się jej, jak i bała się samej siebie. Nie
wiedziała, kim naprawdę jest. Może to Druga Bella wykonywała ów
utwór? Szybko odpychała od siebie tę myśl. Przecież jej głos
tak nie brzmi. A Bella Goth jest tylko jedna.
Gdy jednak
przysłuchiwała się słowom piosenki, zaczynała się
zastanawiać...
Now
there's green light in my eyes
Poczuła, że łzy
napływają jej do oczu, w których – tego była pewna –
rozbłysło właśnie zielone światełko.
And
my lover on my mind
Ukochany? Kto?
Nawiedziła ją rozmyta wizja czarnowłosego mężczyzny, i nie był
to Gimi. Mężczyzny o imieniu Mortimer Goth. Męża Drugiej. Jej
męża.
And
I'll sing from the piano
Tak, od
dzieciństwa lubiła śpiewać przy akompaniamencie pianina... Zaraz,
zaraz! Przecież nie miała żadnych wspomnień z dzieciństwa,
żadnych! Tylko kolejna wizja, tym razem szczupłej brunetki mającej
może z osiem lat, siedzącej obok czarnowłosego chłopca grającego
na czarnym fortepianie. Śpiewała.
Tear
my yellow dress and cry, cry cry...
Bella ukryła
twarz w dłoniach. To nie był przypadek. W jej życiu nic nie było
przypadkiem.
Over
the love with you
W wyobraźni
ujrzała nagle twarz Gimiego, tak wyraźną, jakby stał tuż przed
nią. Jego opaloną od pustynnego słońca skórę, kruczoczarne
włosy przetykane tu i ówdzie srebrzystymi wstęgami siwizny,
nieogolony podbródek, płytkie zmarszczki na czole oraz wokół ust
i ciemne, śmiejące się oczy. Tak ciemne jak... rozgrzany asfalt
polany gorącą czekoladą z dodatkiem cynamonu oraz kakao. Gimi...
czemu musiał zakochać się właśnie w niej? Serce nie sługa, to
prawda, ale jedyną osobą, która wyjdzie z tego zraniona, będzie
on. A Bella nie chciała, żeby Gimi został zraniony.
… Dlaczego?
***
Leżał na
twardej, niewygodnej pryczy w malusieńkim pokoiku w niewiele
większym mieszkaniu, które dzielił z Pitą. Cienki koc dawał
akurat tyle ciepła, by nie zamienić się sopel lodu, a pomimo
trzech takich koców czuł, jak odmarzają mu palce.
Gimi Branko
nienawidził swojego łóżka.
Gdzieś obok, w
ciemności, spała Pita. Mężczyzna patrzył na okrągły księżyc
przez szparę w wystrzępionych zasłonach, myśląc o Belli. Czy,
tak jak on, nie spała, lecz wpatrywała się w nocne niebo? Zaraz
potem przypomniał sobie, iż kobieta panicznie się go boi
(oczywiście nocnego nieba, nie Gimiego). To w takim razie może
leżała pod ciepłą kołdrą, na miękkim łóżku w przestronnej
sypialni i śniła? Jeśli tak, to o czym? O życiu? O śmierci? O
tajemnicy kosmitów czy sekretach własnej przeszłości? Może w jej
koszmarach znów pojawiały się twarze Emily, Duncana, Dennisa oraz
reszty mieszkańców Strangetown, zdeformowane, z wielkimi czarnymi
oczami i zieloną skórą...?
Gimi westchnął
ciężko. Niestety, niezależnie od tego, jak bardzo by pragnął,
nie były to sny o nim.
Czemu Bella nie
mogłaby odwzajemnić jego uczucia? Z pewnością miała oczy i
widziała karawan codziennie przejeżdżający pod jej domem i choć
nie umiała, jak on, czytać w myślach, po prostu musiała
coś podejrzewać!
Może chodziło o
to, że jest grabarzem? Zawsze był dumny ze swojego zawodu –
przynajmniej szanowano go w Strangetown, bo ludzie potrzebowali kogoś
takiego. A Bella bała się duchów, choć mieszkała pod w spólnym
dachem z dwoma martwymi osobami. Bella mogła siedzieć na sofie,
popijając czerwone wino i w środku toczyć walkę z samą sobą,
zachowując jednak spokój na zewnątrz. Bella mogła mieć ściśnięte
serce, mogła płakać, jednak nigdy nie krzyczała, nie pozwalała,
by opanowało ją skrajnie paniczne zachowanie. Mogła być
śmiertelnie przerażona, lecz odczuwał to tylko ktoś, kto ją
dobrze znał – wiedział, że kiedy zatrzyma się na chwile,
przestraszona zieloną refleksją w swoich oczach, mając na twarzy
wyraz strachu, z pewnością się boi. Bardzo boi. A chyba codzienne
obserwowanie jej stojącej na werandzie oraz okazjonalne odwiedziny
podbiegały chyba pod dobre znanie tej osoby.
Z tymi właśnie
myślami biegającymi po jego głowie, Gimi wreszcie zasnął.
Znalazł się w
dziwnym miejscu. Nie potrafił go opisać – może dlatego od razu
wiedział, że to sen. Do niego biegła Bella – czerwona, satynowa
sukienka łopotała wokół jej bosych stóp uderzających o podłoże,
czarne włosy wpadały na twarz; były jakby dłuższe. Biegła,
jakby zależało od tego jej życie. Dopadła wreszcie Gimiego,
prawie zwalając go z nóg.
-
Bella! - zawołał. Nawet we śnie słyszał głos jej myśli.
-
Gimi! - wydyszała Bella.
-
Co stało się z twoim naszyjnikiem? - spytał, dopiero teraz
zauważając jego brak. Starał się znaleźć odpowiedź w jej
głowie, jak zawsze to robił. Jednak nie udało mu się. A przecież
słyszał, słyszał jej myśli!
-
On... ja... oddałam go Jill Smith... - powiedziała cicho.
-
Ach - wciąż szukał odpowiedzi, chociaż teraz, gdy już ją znał,
było to bezsensowne.
-
Boję się, Gimi... - szepnęła Bella, przysuwając się bliżej.
-
Czego? - spytał.
-
Tego, że nie jestem sobą – rzekła jeszcze ciszej – Że nie
jestem jedyna.
Dobrze wiedział,
co ma na myśli.
-
Nie powinnaś się bać.
-
Czemu tak sądzisz?
Jeśli było to w
ogóle możliwe, Bella przysunęła się jeszcze bliżej. Jej oddech
oraz czarne kosmyki łaskotały Gimiego w twarz, a słowa wpadały mu
do uszu, gdzie jego mózg chwytał je w swoje sieci, by móc dłużej
przechowywać je w pamięci, czerpać z nich esencję życia. Istnieć
dzięki nim.
-
Ponieważ... nie wiem, ale czuję, że nie powinnaś się bać. Nie
musisz. Zobacz, ile przez to tracisz – żyjesz w ciągłym strachu
przed czymś, czego istnienia nawet nie jesteś pewna. Niszczysz w
sobie radość, beztroskę. A tak piękna i inteligentna kobieta jak
ty powinna żyć pełnią życia, znaleźć mężczyznę, który
rozumiałby ją – z trudem powstrzymał się przed dodaniem „na
przykład mnie”.
-
Uważasz, że jestem piękna? - spytała niemal bezgłośnie. Ach,
jej głos był najcudowniejszą muzyką, jak miękki dźwięk harfy,
delikatne uderzenia klawiszy pianina, melancholijne brzmienie
skrzypiec.
-
Tak – wyszeptał.
Wiedział, że
nie wolno mu się zastanawiać, lecz zatrzymał wszystkie myśli na
ułamek sekundy, w którym patrzył Belli prosto w oczy. A potem ją
pocałował.
Ciche głosy jej
myśli, szepczące dotychczas w jego głowie, wybuchły, pochłaniając
każdy centymetr świadomości Gimiego. Z siłą tsunami napierały
na bębenki jego uszu, dźwięczały głośniej niż koncert rockowy
– ba, głośniej, niż startujący odrzutowiec!
Jednak samego
Gimiego interesowało epicentrum tej kakofonii, a mianowicie
świadomość Belli. Odepchnął na bok jej wewnętrzny krzyk,
przebił się przez obco brzmiące, zielonkawe głosy z ogromnymi,
czarnymi oczami. Dotarł już do spazmatycznego szlochu, później
zwykłego płaczu, aż wreszcie odnalazł szept. Później była już
tylko cisza.
Tu właśnie
zaczynały się wspomnienia.
Na początku
znajdywały się te najwcześniejsze - karawan przejeżdżający
ulicą, wyborne naleśniki z owocami na kolację, ciemny, opustoszały
salon, sylwetka Jill Smith, naszyjnik leżący na wyciągniętej
ręce. Gimi chciał brnąć dalej, ale aż syknął, poczuł bowiem
ostry ból w głowie i gdzieś w okolicach serca. Cofnął się,
wracając do kakofonii dźwięków, która po martwej ciszy zwaliła
się na niego z łoskotem, zmuszając go do wynurzenia się ze
świadomości Belli.
Wciąż jednak
stała przed nim, a on wiedział, że śni.
- Od momentu,
kiedy oddałaś naszyjnik, twoje wspomnienia są zablokowane -
powiedział niemal z rozpaczą.
- Tak? -
zdziwiła się Bella - Nic o tym nie wiedziałam.
- To zrozumiałe
- mruknął Gimi.
Bella spojrzała
w górę.
- Zbliża się
poranek. Musimy się rozstać, Gimi. Za chwilę oboje się
przebudzimy - i ty, i ja.
- Poczkaj! -
zawołał błagalnie, widząc, że się odwraca - Czemu odrzucasz
mnie, wiedząc, iż cię kocham? Bo kocham cię, Bello!
Spojrzała na
niego, uśmiechając się smutno. Głosy w jej głowie były już
tylko odległymi, cichnącymi szeptami.
- Niedłogo
znajdziesz odpowiedź. I... - popatrzyła mu prosto w oczy, a on
poczuł, jakby się roztapiał - świetnie całujesz.
Tak, ona naprawdę
to powiedziała. Gimi obudził się o trzeciej nad ranem, z owymi
słowami błądzącymi gdzieś na krańcach jego umysłu. Zdał sobie
sprawę z dwóch rzeczy - raz, że właśnie śniła mu się Bella
Goth, więc jeśli za chwilę nie zobaczy się z nią, to zwariuje, a
dwa - że w końcu, po tylu próbach, udało mu się znaleźć kłódkę
zamykającą jej najstarsze wspomnienia. I chyba wiedział, jak
zdobyć klucz.
Co oznaczało, że
natychmiast musi pojechać do Paradise Place.
***
Bella leżała
pod kołdrą z nogami podciągniętymi pod brodę. Spała niewiele -
zasnęła gdzieś koło pierwszej, a obudziła się dwie godziny
później, zlana potem i zapłakana. Teraz próbowała poradzić
sobie z każdym pojedynczym wspomnieniem, z każdą troską, każdym
życiowym problemem. Jej pełne obaw myśli krążyły od Emily do
Gimiego i z powrotem, mijając po drodze Mortimera.
Usłyszała pełen
zgorszenia głos Emily.
- Panno Bello! -
zawołała dziewczyna, wbiegając do sypialni z wyrazem oburzenia na
twarzy - Ktoś bezceremonialnie burzy spokój tego domu w pół do
czwartej nad ranem!
- Kto to jest
ten ktoś? - westchnęła Bella. Cóż, przynajmniej miała już
jakiś bodziec poza własnymi koszmarami.
- Gimi Branko.
- Co?! -
wykrztusiła - On?! Teraz?! O czwartej nad ranem?!
- Próbowałam
go wygonić, ale powiedział, iż wyjdzie tylko, jeśli jego obecność
przeszkadza pani Belli. Więc odparłam mu, że pani Belli bardzo
przeszkadza, gdy ktoś od tak sobie wchodzi do jej domu w porze, w
której każdy przyzwoity człowiek powinien spać. Na to on wzruszył
tylko ramionami i wyszedł.
- Nie! -
krzyknęła Bella - Natychmiast go zatrzymaj!
- Co? - teraz
Emily wydawała się lekko skołowana - Jak? Nie mogę przejść
przez drzwi frontowe.
Bella zerwała
się z łóżka, odpychając dziewczynę. Przebiegła przez pokój,
ignorując chłodne "dzień dobry" Dennisa. Wypadła na
mały dziedziniec, okrążyła fontannę, otworzyła z impetem furtkę
i wybiegła na ścieżkę prowadzącą do jej domu. Jej
domu. Od kiedy Espiritu Estate stało się jej domem?
- Gimi,
zaczekaj! - zawołała, chwytając go za koszulę.
- B...Bella? -
wykrztusił i spojrzał na jej rozczochrane włosy oraz długą, lecz
cienką białą suknię, w której sypiała.
Kobieta zaraz się
opanowała. Puściła tył jego beżowej koszuli i przygładziła
trochę włosy.
- Czemu mnie
zatrzymałaś? - spytał po chwili milczenia.
- Ponieważ
gdybyś nie chciał ode mnie czegoś ważnego, nie budziłbyś mnie o
tej porze. Nie martw się - dodała, zanim zdążył otworzyć usta -
I tak nie spałam.
- Bella... -
przygryzł wargę, jakby wypowiedzenie tych słów sprawiało mu
trudność - Wiem, jak ci pomóc. To znaczy odblokować wspomnienia.
- Naprawdę? -
rozpromieniła się kobieta - Jak?
- To... eee...
dłuższa historia. W każdym razie miałem sen, w którym... -
zarumienił się - W którym tak jakby dostałem się do twojej
świadomości.
- Tak zupełnie?
- zdziwiła się Bella.
- Tak zupełnie
- zgodził się Gimi i poczerwieniał jeszcze bardziej.
- A jak?
- Zadałaś
niewłaściwe pytanie - mruknął.
Bella przewróciła
oczami.
- Daj spokój.
Po kosmitach, Emily i Dennisie zniosę wszystko.
- Ehm... no
dobra, pocałowałem cię - westchnął ciężko - Zadowolona?
Pokiwała
gorliwie głową.
- Szczerze
mówiąc, spodziewałam się czegoś gorszego.
- Serio? - Gimi
uniósł brwi - A czego?
- Małej
wycieczki do tych opętańców z Czterdziestki Siódemki, grzebania
mi w mózgu i tak dalej.
Pokiwał głową,
niemal bezwiednie. Mógł tak łatwo przeczytać jej myśli, mógł
znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania. Ale nie wiedział, czy
chce znów zostać zraniony, otrzymując rzetelne potwierdzenie braku
jej uczuć w stosunku do niego. Nie, to zbyt mocne stwierdzenie -
Bella, mimo wielu przeczących temu pozorów, czuła zdecydowanie
więcej niż najwrażliwsza osoba z miasta. Nikt nie wątpił
również, że była jedną z najtragiczniejszych postaci w
Strangetown, łącznie z Annie Howell, Lylą Grunt i Olive Specter.
A sama Bella
czekała. W ciemnościach nocy widziała tarczę księżyca
odbijającą się w jego oczach. Był tak blisko. Uważała, iż to
niesprawiedliwe - tyle dla niej zrobił, a ona nie mogła nawet
odwzajemnić jego uczucia...
Tak, Bella
wiedziała, że z miłością nie ma żartów. Jeśli rzeczywiście
była Drugą, to zakochała się raz w życiu - w Mortimerze. Jeśli
była jej klonem, to istniała od około trzech lat, więc raczej nie
zdążyła jeszcze kogoś pokochać.
A gdyby tak...
zaryzykować? Z pewnością kiedyś zakocha się w końcu w Gimim -
może za rok, może za dwa, może za pięć, ale na pewno grabarz
osiągnie swój cel. Tylko czy naprawdę tego chciała?
- Jeśli mamy
się dowiedzieć, od czego tak naprawdę wszystko się zaczęło,
wolałabym to zrobić teraz - westchnęła. Nagle z całą mocą
uświadomiła sobie własne przerażenie.
- Jesteś
gotowa? - spytał.
- Nie - odparła
- I nigdy nie będę... Boję się.
"Ja też",
dodał w myślach, jednak nie powiedział tego. Ujął jej twarz w
swoje dłonie i pocałował ją delikatnie.
"Cholera
jasna, nie wiedziałam, że on tak świetnie całuje" - jęknęły
myśli Belli. Gimi chciał się uśmiechnąć, jednak w uszach
dudniły mu już głosy z jej głowy, a on przedzierał się przez
uczucia kobiety, starannie omijając te dotyczące jego osoby. Nie
chciał wiedzieć... a może chciał?
Dotarł wreszcie
do wspomnień. Salon, Jill, naszyjnik. Tak jak się spodziewał,
wcale nie poczuł bólu ze swojego snu. Mijał poszczególne dni,
tygodnie, miesiące. Lata.
Ostatnim, a
właściwie pierwszym wspomnieniem Belli były sylwetki i głosy
kosmitów. Potem się zatrzymał. Nie mógł brnąć dalej. Z
niechęcią wynurzył się z jej myśli, jednak z lekkim zdziwieniem
odkrył, że wciąż ją całuje. Szybko się odsunął.
- Kosmici -
wyjaśnił, starając się na nią nie patrzeć - To twoje pierwsze
wspomnienie.
- Czyli to
znaczy, że jestem... klonem - wyszeptała, powstrzymując łzy. Nie
wiedziała, czego bała się bardziej - bycia Drugą, jedyną Bellą,
czy jej klonem, z cudzymi wspomnieniami zawieszonymi na szyi.
Gimi w milczeniu
pokiwał głową.
Bella
wreszcie zrozumiała. Nigdy się nie urodziła, lecz została
stworzona. Ba - stworzona na bazie innej kobiety! Kobiety, która
może nie przeżyła katastrofy. A miała rodzinę, dom, przyjaciół.
Bella poczuła się nagle napiętnowana przeklęta. Nie powinna
istnieć! Nie miała! Stworzyły ją istoty, których się bała,
istoty, które porwały Drugą, by ona mogła żyć. Była klonem.
Była sobowtórem kogoś. Nie miała własnej historii, dzieciństwa
i rodziców, tylko nieżywych współlokatorów i naszyjnik pełen
cudzych wspomnień.
-
Nie jestem sobą - szepnęła - Nigdy nie urodziła się dziewczynka
o imieniu Bella, istniała tylko Druga. Nie powinnam w ogóle zostać
stworzona.
Gimi pokręcił
głową.
- Nie mów tak.
Jesteś... jesteś jedyna w swoim rodzaju. Ktoś na tym świecie cię
potrzebuje. Jesteś człowiekiem, tak samo jak ja.
Jednak Bella
spuściła głowę.
- Nie. Nie
jestem człowiekiem, tylko klonem. I kto niby mnie potrzebuje -
Emily?
- Ja cię
potrzebuję! - zawołał, próbując powstrzymać łzy - Kocham cię,
odkąd pojawiłaś się w tym mieście, słaba i zagubiona!
Poprosiłem Emily, by przyjęła cię pod swój dach. Pomagałem ci.
Co noc obserwowałem cię stojącą na werandzie. Miałem nadzieję,
że któregoś dnia ty również mnie pokochasz!
Z oczu Belli
popłynęły łzy.
- Gimi, nie chcę
cię zranić. Naprawdę, najlepiej dla ciebie będzie, jeśli dasz
sobie spokój! Nie mogę odpowiadać za własne uczucia, kiedy nie
wiem, jakie one są... - dodała cicho.
- Boisz się -
stwierdził, czując, jak powstrzymywany szloch pali mu gardło -
Boisz się, że nie jesteś jedyną Bellą, że nie będziesz
potrafiła ułożyć sobie normalnego życia. Że nie znajdziesz
nikogo, kto cię pokocha.
Wreszcie
spojrzała na niego, a on od razu utonął w jej załzawionych,
brązowych oczach. Milczała.
- Ja cię
kocham! - jęknął, pozwalając dwóm łzom spłynąć po jego
policzkach. Potem następnym dwóm. I kolejnym.
- Naprawdę
chcesz mnie kochać? - spytała w końcu - Nie zdajesz sobie
nawet sprawy, jakie to trudne.
Uśmiechnął się
przez łzy.
- Jeśli nie
spróbuję, nigdy się nie przekonamy.
I właśnie wtedy
Bella pojęła całkowicie własne uczucia. Zrozumiała, że w jej
sercu od dawna było już miejsce dla Gimiego, jednak za bardzo się
bała, by zdać sobie z tego sprawę, by to zaakceptować. Zaczęła
szlochać, a on przyciągnął ją do siebie i przytulił.
- Ciii - szepnął
jej do ucha - Już dobrze. Oddałaś wspomnienia. Zaczniesz wszystko
od nowa.
Now
to unsee what I've seen
To
undo what has been done
Turn
off all the lights
Let
the morning come, come...
"Tak - pomyślała Bella, ocierając łzy i patrząc na ciemne sylwetki
domów stojących wokół okrągłego cmentarza - zdecydowanie
powinnam mu zaufać. Przecież to grabarz - jej wzrok zatrzymał się
na małym cmentarzu - a grabarz zajmie się tobą nawet po śmierci."
____________________________
Od autorki:
Piosenka użyta w dodatku to kolejny utwór Florence + The Machine - Over The Love. Napisałam go w około trzy wieczory podczas moich wakacji na Teneryfie (wróciłam dzisiaj nad ranem). Oczywiście każdy dzień wyglądał tak samo - o 21:30 odpalałam laptopa i pisałam do północy, wiec spodziewajcie się szturmu dodatków i stukniętego początku trzynastego rozdziału, z "wczorajszą kolacją wyrzyganą przez psa" w roli głównej :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz