.

.

środa, 29 czerwca 2016

Strangetown - rozdział dziewiętnasty "Konsekwencje" WERSJA POPRAWIONA

Strangetown - rozdział dziewiętnasty

Konsekwencje

Uwaga: dosadny język, ludzie przeżywający szok, Blues Brothers, niejednoznaczne aluzje, gadanina fanki The White Stripes, knucie intrygi pod przykrywką, kebab.

Okrutne światło słońca wdzierało się przez okno, budząc Jenny z głębokiego snu. Kobieta otworzyła oczy. Bolała ją głowa - chyba miała kaca, bo nie mogła sobie przypomnieć ostatnich chwil przed zaśnięciem. Ale wcale nie to było jej największym problemem.
Jenny rozejrzała się. To nie była jej sypialnia.
A obok, po jej lewej stronie, leżał...
Buzz.
 - O chol...
A teraz otworzył jedno oki i począł wpatrywać się w nią badawczo.
 - Pamiętasz coś? - zapytał.
Pokręciła głową.
 - Czyli twój sposób działa.
 - Jaki sposób?
 - Chciałaś upić się na tyle, by rano nic nie pamiętać.
 - O w mordę. To co ja robiłam?!
 - Eee... zasnęłaś oparta o moją ścianę? - wolał nie wspominać jej o pocałunku.
 - W takim razie czemu leżę w twoim łóżku? Z tobą?!
 - Kanapa była niewygodna. Poza tym - Buzz wskazał na sufit - Tank.
Jenny westchnęła.
 - Naprawdę do niczego... hmm... nie doszło?
 - Możesz mi wierzyć.
Cóż, w sumie to nie mogła.

***

Circe oparła się o drzwi sypialni. Chciała być sama. Po krótkim namyśle sięgnęła do szuflady swojej szafki nocnej i wyciągnęła stamtąd paczkę papierosów. Przypaliła jednego, po czym osunęła się po drzwiach na podłogę.
To była jego wina, że ich małżeństwo się nie układało. Jego wina. Kazał jej kryć go w ratuszu - i tak zrobiła. Wcale nie z miłości, ta wygasła już dawno. Ze strachu.
Po śmierci tej staruchy Specter Duncan naturalnie uznał sprawę za wyjaśnioną - to znaczy nie zrobił nic. Nerwus wciąż mieszkał z nimi, a Circe robiła co mogła, by utrzymać go z dala od Lokiego. Właśnie o to była ich wczorajsza kłótnia. Za to zarobiła dziś śińca na skroni, a jej nos cudem uniknął złamania.
Bogowie, jak ona się stoczyła.
Nienawidziła go od dawna. Pobrali się na studiach ponad dwadzieścia lat temu, była wtedy tak naiwna, tak głupia. Poleciała chyba tylko na jego pieniądze. Potem opieka społeczna przydzieliła im Nerwusa, i Loki zmienił się. Chciał robić na nim eksperymenty - Circe oponowała. Odezwała się w niej natura matki, zawsze pragnęła mieć dziecko. Ale jej mąż nie. Wtedy po raz pierwszy naprawdę się pokłócili. Wtedy też pierwszy raz ją uderzył.
W jej głowie odezwał się głuchy śmiech. Już dawno powinna była ułożyć top listę dziesięciu najczęstszych powodów ich sprzeczek. Na pierwszy miejscu zdecydowanie figurował Nerwus. Na drugim - Erin. Na trzecim przeszłość, Vidcund. Na czwartym...
To bez sensu, powiedziała sobie. Zaciągnęła się papierosem. Wczorajszej nocy, którą Loki spędził na kanapie w salonie, wypaliła dwie paczki. Sięgała po fajkę, kiedy była naprawdę zdenerwowana czy smutna, nawyk ten w pewnym sensie "odziedziczyła" po Vidcundzie. Zamknęła oczy.
Vidcund.
Tylko on mógł jej teraz pomóc. W sumie już dawno powinna to zakończyć.
Wstała. Zgarnęła z szafki kluczyki do auta, telefon, portfel i dokumenty. Po chwili namysłu wyciągnęła jeszcze z szuflady napoczętą paczkę papierosów.

***

Stała przed jego domem. Był w środku - widziała jego sylwetkę w oknie. Odwrócony do niej plecami, pił coś z kubka. Kawę albo herbatę, nie widziała, czy się krzywił. Nigdy nie słodził kawy.
Podeszła do drzwi, po czym, z pewnym wahaniem, nacisnęła dzwonek. Prawie. Zamarła z palcem pół centymetra nad guzikiem.
W czasach, gdy chodzili ze sobą, nigdy nie dzwoniła.
Może to było głupie, ale... zacisnęła dłoń w pięść i zastukała. Dwa razy i raz. Tak, jak kiedyś.
Usłyszała kroki. Biegł. Pamiętał.
Otworzył jej drzwi i zamarł, co dało Circe chwilę czasu na ocenienie jego wyglądu.
Był boso. Miał na sobie dresy - tak, dresy! - i białą koszulkę z napisem "Co się gapisz? Całuj!". Zagapiła się na nią.
 - Eee... Circe?
 - Co? - otrząsnęła się. - A, tak. Ja.
 - Wejdziesz?
Wydała nieokreślony dźwięk, coś pomiędzy zaprzeczeniem, chrząknięciem a westchnieniem. Vidcund uznał to widocznie za odpowiedź twierdzącą, gdyż przesunął się tak, by mogła przejść przez próg.
Kiedy byli już w kuchni, Circe opadła ciężko na jeden ze stołków.
 - Potzebuję twojej pomocy - jęknęła słabo. - I papierosa, ale to bardziej przyziemna potrzeba.
 - Co się dzieje? - zapytał, stając obok niej.
 - Mam głód nikotynowy?
 - I potrzebujesz mojej pomocy w przypaleniu ci fajki? - zgadł.
Westchnęła.
 - Też. Ale nie tylko.
Podał jej papierosa. Włożyła go do ust i zaciągnęła się.
 - Uh. Chyba też wezmę jednego.
 - Lepiej weź - doradziła. - Bo będzie ostro.
Uniósł pytająco brwi.
 - W jakim sensie?
 - Chcę rozwieść się z Lokim - wydusiła. - Z... pewnych powodów.
 - To idź do ratusza. Nie rozumiem, w czym mogę ci pomóc.
Spuściła wzrok.
 - Manipulował mną. Naprawdę. Nie chciałam, żeby tak to wyszło i przysięgam, że nigdy, przenigdy nie miałam zamiaru skrzywdzić Nerwusa.
Vidcund westchnął cicho.
 - Circe... - na chwilę zamilkł, po czym kontynuował - tu nie chodzi tylko o ciebie. Jeśli mamy cokolwiek zdziałać, musimy się go pozbyć do końca.
Skinęła głową, wciąż gapiąc się na jego T-shirt.
 - Jaki jest plan? O ile jakiś jest?
Przygryzł wargę.
 - O piątej. W Lucky Palms, w knajpie "Czarna Karta".
 - W Lucky... Palms?! O piątej?! - wyjąkała, rzucając okiem na zegarek. Dochodziła siódma. - Tam jedzie się trzy godziny! A ja kończę pracę po szesnastej!
 - To najbliższe dyskretne miejsce, gdzie można cokolwiek obgadać - przepraszająco wzruszył ramionami.
 - Wiesz co, może lepiej zatrzymać się na pustyni dwadzieścia kilometrów za miastem - sarknęła.
 Wyszczerzył do niej zęby.
 - Ale w Lucky Palms jest jedyny kebab w okolicy!
 - Czekaj, czekaj - przyjrzała się mu uważnie. - Czy ty właśnie zapraszasz mnie na randkę?
 - Nie - jego uśmiech stał się jeszce szerszy. - Na kebab.

***

Ripp obudził się z tym dziwnym uczuciem podekscytowania. Nie wiedział czemu.
Rozejrzał się. Jego rozmyty wzrok spoczął na wiszącym na ścianie kalendarzu. W swoim nie do końca rozbudzonym mózgu kołotała myśl, iż jest zima, a mimo że kalendarz był rozmazany, dostrzegał tam jakąś dwójkę na początku. Ale to niemożliwe, Wigilia była jakieś dwa miesiące temu!
Chłopak przetarł oczy, po czym jeszcze raz spojrzał na kalendarz. Dwudziesty siódmy lutego.
Miał ochotę wsykoczyć z łóżka i zacząć drzeć się w niebogłosy. Dziś kończył osiemnaście lat.
Powstrzymał się jednak - usiadł na łóżku, przeciągnął się, postawił stopy na podłodze. Ciekawe, czy ojciec pamięta.
Oczywiście, że pamięta, powiedział rozsądek, przecież to twój ojciec.
Nieprawda, zawołało serce, on nas nienawidzi!
Ojciec zawsze kocha swoje dziecko, odezwał się znów rozsądek.
O ile nie jest takim ojcem, odparło serce.
Ripp pozwolił im sprzeczać się przez chwilę, kiedy wybierał dla siebie ubranie. W chwili, gdy nakładał T-shirt, usłyszał ciche pukanie.
 - Tak?
Drzwi otworzyły się - stał w nich Buck, nadal w piżamie - zaczynał dziś na drugą lekcję. W dłoni trzymał owninięte w zielony papier małe pudełeczko.
 - Wszystkiego najlepszego - powiedział cicho. Ripp wstał i przytulił brata.
 - Dziękuję.
Po chwili, by nie robić małemu przykrości, rozpakował prezent. Zdecydowanie wolał robić to na koniec dnia, ze wszystkimi, które dostał - siadał wtedy na podłodze, a gdy skończył, otaczały go strzępki papierów, wstażek i toreb.
Pudełeczko było plastikowe, koloru ciemnoszarego. Wyściełane zwyczajną gąbką, skrywało w sobie trzy kostki do gitary - najgrubsza miała kolor żółty, średnia niebieski, a najcieńsza czarny, oraz białą, wyszczerzoną czaszkę.
 - O rany - szepnął. - Dziękuję, Buck.

Korytarze szkolne były jakoś krótsze tego dnia i Ripp, zanim się obejrzał, stał już przy sali matematycznej obok swojej klasy. Aż kipiał, by powiedzieć im o prezencie od Bucka, lecz coś go powstrzymało.
Nikt nie pamiętał.
Naprawdę. Nikt nie złożył mu życzeń. Ani jedna osoba, nawet Johnny czy Ophelia, czy Zoe - a oni zawsze pamiętali. Jak można zapomnieć o osiemnastce najlepszego kumpla?
Tak więc matma minęła bez odzewu. Podobnie jak następująca po niej biologia, tak jak będąca później informatyka.
Czwarta lekcja, WOS, była równocześnie ich ostatnią. Czterdzieści pięć nudnych minut przesypało się niczym piasek w klepszydrze, a klasa nadal milczała w tej kwestii. To już go irytowało.
Przecież był pewien, że to dziś. Nie mógł pomylić kartek i na przykład wyrwać wczoraj o dwie za dużo. Taka możliwość po prostu nie istniała!
Rozbrzmiał ostatni dzwonek. Uczniowie rzucili się do szatni na łeb na szyję, ale Ripp powlókł się bez zbytniego zaangażowania. Wyglądał tak żałośnie, że zauważyła to nawet Panna Lili. Podeszła do niego. Miała tak wysokie obcasy, iż chłopak musiał zadzierać głowę.
 - Co się stało? - spytała go.
 - Nikt nie pamięta o moich urodzinach - westchnął. - Dziś jest dwudziesty siódmy lutego, prawda?
 - Prawda - przytaknęła nauczycielka. - Osiemnastka?
Tym razem on przytaknął.
 - I nikt nie złożył mi życzeń - westchnął. - Nawet Ophelia i Johnny.
Panna Lili uniosła jedną brew.
 - Cóż, jestem pewna, że jednak nie zapomnieli - rzekła, po czym odwróciła się i odeszła korytarzem.
 - Taa... - mruknął do siebie Ripp, zmierzając do szatni.

***

Circe stanęła przed barem, który bardziej przypominał kasyno. Miał nawet neonowy napis "Czarna Karta" i słyszała, że w środku leci Minnie The Moocher z Blues Brothers.

She had a dream about the king of Sweden
He gave her things that she was needin'
He gave her a home built of gold and steel
A diamond car with platinum wheels

Z wahaniem weszła do środka i zaczęła się rozglądać. Po chwili wytrzeszczyła oczy. Erin machała do niej ze stołka barowego, przystawionego do stołu w jednym z boksów przy ścianie. Obok siedziała Hazel z Pascalem. Za mężczyzną leżała/siedziała/zdychała Jenny - miała podkrążone oczy, bladą twarz, zgarbione plecy i ogólnie wyglądała jak pół dupy zza krzaka. Obok niej rozłożył się Lazlo, w jednej ręce trzymając butelkę Heinekena, a drugą obejmując Crystal. Nawet okazyjnie zmienił szkła z zielonych na różowe i włożył koszulkę z napisem "Pokój z Marychą". Na brzegu ławy usiadł Vidcund, gestykulując żywo. On nosił T-shirt z sloganem "Sikaj Z Wiatrem".
 - Co to ma być? - pisnęła do niego, podchodząc szybko do stolika.
 - Siadaj obok mnie! - zawołał, klepic miejsce pomiędzy sobą a Crystal.
 - Chciałaś pomocy z Lokim... - zaczęła Erin.
 - ...więc zwołaliśmy ekipę ratunkową... - dodał Pascal.
 - I oto jesteśmy. - dokończyła Hazel.
Crystal pokiwała głową a Lazlo zrobił znak pokoju i wymamrotał coś w stylu "Bo pokój jest cool".
 - I masz siniaka - wydusiła z siebie trzeźwo Jenny (a może właśnie nietrzeźwo?).
 - Co?! - zawołał Vidcund. - Kto cię uderzył?!
 - Nie no, ciekawe, kto jest na tyle okropny, sadystyczny i słaby w łóżku, że zgodziłam przywlec się TU?! - zdenerwowała się Circe.
 - Loki jest słaby w łóżku? - zaintersowała się Erin.
 - Nie martw się - powiedział Lazlo. - Vid jest lepszy.  Tak słyszałem.
Jenny jęknęła i walnęła głową o stół. I tak pozostała, pochrapując cicho.
 - Obudzimy ją później - zastrzegła Erin, kiedy Lazlo przymierzył się do sójki w bok dla Jenny.
 - No, opowiadaj! - pisnęła Crystal jak mała dziewczynka, zwracając głowę w kierunku Circe.
 - To takie żenujące - westchnęła kobieta, mierząc morderczym spojrzeniem Vidcunda.
 - Po prostu mów! - poparła koleżankę Hazel.
 - Dobra, ale najpierw niech ktoś da mi papierosa.
Vidcund wyjął z kieszeni spodni lekko wymiętą paczkę. Wyjął z niej dwie fajki, po czym obie przypalił. Jedną podał Circe, a drugą sam wsunął między wargi.
 - Jeeen - zawołał śpiewnym głosem Lazlo - Vidcund paaalii!
To chyba obudziło Jenny, która podniosła rozczochraną głowę i próbowała wyciągnąć bratu papierosa z ust.
 - Co jej się stało? - Circe uniosła brwi.
 - Kac - wymamrotała blondynka.
 - Możemy przejść do rzeczy? - spytała trzeźwo Erin. - Jestem ciekawa twoich pozostałych opinii na temat tego, co mój brat wyczynia w łóżku.
 - To się nie doczekasz - poinformowała kobieta, wypuszczając trochę dymu prosto w jej twarz.
Powiedziała im o wszystkim, zaczynając od prawie samego początku, czyli studiów. Pominęła oczywiście czasy świetności Ekipy - tak sami nazwali się w liceum, ona, Vidcund, jego bracia, Jenny, Lyla, Hazel i Buzz. Ekipa. Ekstra Kopnięci Inteligenci Przed Armagedonem, czy jak to leciało.
Opowiedziała o katastrofie w swoim małżeństwie, o tym, jak musiała kryć Lokiego. O Nerwusie. O wszystkim, z wyjątkiem tego, że wciąż coś drgało w niej na myśl o Vidcundzie.
Kiedy skończyła, Erin jęknęła, zawiedziona.
 - Nie mówiłaś nic o Lokim w sypialni!
 - I nawet nie zamierzałam! - ofuknęła ją.
Dziewczyna zrobiła smutną minkę.
 - Możemy zmienić temat? - zaproponował Lazlo. - Jakoś niespecjalnie interesuje mnie, kto, co, jak i z kim w łóżku, dopóki nie jest to Cry.
Jenny, od jakiegoś czasu wytrzymująca już w pozycji pionowej, przetarła oczy.
 - Dokładnie, pogadajmy o czymś innym. Na przykład jak to zakończyć.
 - Co? - spytali chórem Pascal, Crystal, Hazel i Erin.
 - Moje małżeństwo, nie? - odparła Circe. - Chyba po to tu jesteśmy.
 - Nie tylko o to chodzi - westchnął Vidcund, prostując się na ławie, i jakby przesuwając się trochę bliżej niej. - Stary Beaker nieźle namieszał w wielu sprawach. A ja mam z nim osobiste porachunki do wyrównania...
 - Lepiej przełknij dumę, brachu, i ciesz się tym, co masz - poradził mu Lazlo. - Lepiej na tym wyjdziesz.
 - Tylko że Stary Beaker ukradł mu dziewczynę w liceum - zauważyła Hazel. - Ach, jak mi cholernie brakuje tu Lyli, ona znalazłaby jakiś cięty epitet czy coś.
 - Noo - zgodził się Pascal. - I Buzza. W sensie, nie żebym za nim tęsknił, ale... wiecie, jego głos, ekhm, racjonalności...
 - Słuchajcie, możemy dziś nie gadać o Buzzie? - przerwała mu Jenny słabym głosem. - Proszę.
 - Eee... okej. Ale co się stało?
 - Nieważne. Tylko... proszę.
Erin i Crystal wymieniły zdumione spojrzenia.
 - Wracając do tematu - powiedział Vidcund z naciskiem, uciszając otwierającego już usta Lazla spojrzeniem - macie jakieś pomysły?
 - Pomysły na co? - uniosła brwi Hazel.
 - No... nie wiem. Ogólnie. Przecież jeśli Loki się dowie, a na pewno się dowie, to ją zabije, a nas zaraz potem.
 - Koledzy spiskowcy, przerwa na chwilę - uniosła dłoń Crystal. - Nasz kebab przyszedł.
Circe uderzyła głową o stolik.
 - Knujemy intrygę pod kebabową przykrywką? - jęknęła z niedowierzaniem. - Serio?
 - Bywa - wzruszył ramionami Lazlo i wgryzł się w swoją kanapkę.
 - Nie mam słów.
 - Ferf, pfan fest faki - Erin przełknęła - nie dajesz nic po sobie poznać. Okej? Tylko trochę chroń Nerwusa, naprawdę się o niego boję. - ona i Nerwus praktycznie dorastali jak rodzeństwo, będąc wychowywani przez małżeństwo Beakerów praktycznie od dziecka.
 - Pogadam z Drewem - westchnęła Jenny. - Jak mi minie ten cholerny ból głowy.
 - Czyli mam grzecznie czekać, aż ktoś będzie na tyle miły i zabierze tamtego idiotę sprzed mojego nosa, więc będę mogła już sprzątnąć barykadę blokującą drzwi do sypialni? - zirytowała się Circe. - To zły pomysł.
 - To jedyny sensowny pomysł - odezwał się Pascal.
 - Poza tym zawsze możesz zadzwonić, jeśli będzie się nad tobą znęcać - dodał Vidcund. - Masz mój numer.
Spojrzała mu w oczy na krótką chwilę.
 - Mam.

***

Ripp wskoczył do samochodu Oscara.
 - Mogę prowadzić? - poprosił.
 - Ech, no dobra - westchnął mężczyzna. - Jeśli złapie nas Duncan, mamy przewalone.
 - Nie złapie - zapewnił go nastolatek. - Poza tym kończę dziś osiemnaście lat.
 - O. To zmienia sprawę. Siadaj za kółkiem!
Jechali przez pustynię, mijając zjazd do Deadtree, Paradise Place, by w końcu wjechać do ogólnie zwanego Centrum. Wtedy też odezwał się telefon Rippa.
 - Cholera - westchnął chłopak, zatrzymując się na poboczu. Wyciągnął komórkę z kieszeni. Dzwonił Johnny.
 - Ripp! - zawołał roztrzęsiony. - Musisz szybko do mnie przyjechać, Ophelia źle się czuje.
 - Czekaj, ale co jej jest?
 - Nie wiem, rodziców nie ma, auta też nie, sam jej przecież nie przeniosę!
 - Dobra, już jadę - westchnął. - Trzymaj się.
 - Co, kłopoty? - zgadł Oscar.
 - Taa. Świetne urodziny.
Po chwili stali już pod domem Smithów. Ripp wyskoczył z samochodu i podbiegł do drzwi. Otworzył je.
Nie miał nawet czasu, by się zdziwić.
 - NIESPODZIANKA!!! - zawołało kilka głosów. Błysnął flesz.
 - Zaraz, ale co... - wyjąkał chłopak.
 - Wszystkiego najlepszego! - zawołała Ophelia, rzucają się mu na szyję.
 - Właśnie - dodała Zoe, również go ściskając. - Stu lat i czterech miesięcy.
 - Nie mogę ci życzyć fajnych prezentów, bo zawartość większości znam - wyznał Johnny, pojawiając się obok. - Ale w sumie zostały jeszcze te, których zawartości nie znam...
 - Przestań memłać - zganił go Crispin. - Nikt i tak nie rozumie.
 - Crisp! - zawołał Ripp. - Mikey, Zayn, Kristen, Bill!
 - Ano my - rzekł Bill, przeciskając się przez wianuszek chętnych do składania życzeń. - Nie za bardzo wiedziałem, co ci dać na osiemnastkę, więc Crispin nas sfinansował, a my przemyciliśmy z Aurory... - zawiesił głos. - A z resztą, sam zobaczysz. Giz, dawaj go tutaj!
 - Co ja jestem, żeby wasze prezenty tachać? - odgryzła się stojąca w głębi pokoju Giselle, ale posłusznie podniosła z podłogi duży pakunek i, z niemałym trudem, przeniosła go te pare metrów.
 - Co to jest? - zapytał ostrożnie Ripp.
 - Zobacz! - Kristen próbował stłumić śmiech.
Jubilat ukląkł przed paczką (sięgała mu do ud), po czym począł rozdzierać szary papier w niebieskie kropki. Odwinął zabezpieczającą folię bąbelkową (na widok której Crispinowi zaświeciły się oczy) i jego oczom ukazała się drewniana figura przedstawiająca stereotypowego dziada-wieśniaka. Rzeźba miała głowę większą od reszty ciała, a facecik, którym była, wyglądał, jakby właśnie oddawał mocz - gdyby nie to, że miał podciągnięte spodnie, a w prawym ręku kijek.
Ripp zaniemówił.
 - I gdzie ja mam to postawić? - wydusił w końcu.
 - Cóż... - chłopcy spojrzeli na siebie - o tym nie pomyśleliśmy.
 - Postaw go w toalecie! - zawołał Zayn. Wszyscy na niego popatrzyli.
 - Eeee? - Mikey uniósł brwi.
 - Facet wygląda, jakby właśnie sikał - wyjaśnił cierpliwie chłopak. - Wystarczy umieścić go twarzą do kibla. Właściwa osoba na właściwym miejscu.
 - Cóż... może lepiej rozpakuj inne prezenty - poradziła Ophelia - są na stole w kuchni.
Drewniana figura była podarunkiem przede wszystkim od Crispina i Billa. Zayn podarował Rippowi album AC/DC Stiff Upper Lip, natomiast Mikey - live'a Sex Pistols z koncertu w Winterland. Prezentem od Kristena (pod którym niechętnie podpisała się Leenie) była książka o najpopularniejszych zespołach rockowych i heavy metalowych. Giselle dała mu dwie płyty The White Stripes - Elephant i Get Behind Me Satan.
 - Nie mogłam się powstrzymać - uśmiechnęła się, gdy chłopak rozpakowywał prezent.
 - Widzę, że... ooo! - postukał palcem w tył Elephant. - Seven Nation Army!
 - Oczywiście! Chciałam ci dać De Stijl, ale no wiesz - wzięła drugą płytę - Blue Orchid i te rzeczy.
Przytaknął.
 - A, właśnie! - odłożyła album, przysunęła się do niego i pocałowała go. - Wszystkiego najlepszego.

Crispin skakał po folii bąbelkowej, Bill, widocznie wyrzuciwszy Lisabeth z myśli na ten wieczór, grał z Zaynem, Mikeyem i Johnnym w dwadzieścia pytań, natomiast Zoe okładała Ophelię poduszką wziętą z sofki.
 - Ripp.
Chłopak, przyglądający się bitwie (stawiał na Zoe; Ophelia dobrze parowała ciosy, jednak rzadko udawało jej się udeżyć przeciwniczkę w nieosłonięty punkt), odwrócił się. I ujrzał Sally Carter. Skąd ona się tu wzięła.
 - Eee... Cześć, Sally.
 - Wszystkiego najlepszego. - powiedziała bezbarwnym tonem, wręczając mu małe kartonowe pudełko przewiązane jedynie złotą wstążkę. - Mój prezent nie przebije tego od Zayna, ale w sumie przyszłam tu tylko z grzeczności.
Wzruszył ramionami. Dziewczyna obrzuciła go jeszcze ostatnim spojrzeniem, po czym odeszła.
Otworzył torebkę. W środku znajdował się czerwony kiczowaty kubeczek z białym napisem "Na osiemnastkę dla kogoś głupiego!"
Miał rację, Ophelia przegrała. Podeszła do nigo.
 - Coś jeszcze dostałeś? - zagadnęła. - A, właśnie, rozpakowałeś już prezenty od nas?
 - Nieee - pokręcił głową. - Śmietankę zostawiam na sam koniec.
To mówiąc, wziął ze stołu pudełeczko z prezentem od Johnny'ego i Ophelii.
W środku były... spinki do mankietów. W kształcie trupich czaszek ze skrzyżowanymi piszczelami.
 - Pomyśleliśmy, że przyda ci się coś poważnego, ale w twoim stylu - uśmiechnęła się dziewczyna.
 - Aż chce mi się zanucić You're Gonna Go Far, Kid - przyznał chłopak. - Czyli aprobuję.
Teraz na stole został już tylko prezent od Zoe.
Dała mu trz krawaty - jeden biały w partyturę (przypięła do niego karteczkę "Obiecaj, że nauczysz się tego grać!"), drugi czarny w uśmiechnięte żółte buźki, trzeci natomiast koloru błękitu paryskiego, w abstrakcyjne wzrorki.
 - Jeden masz założyć na rozdanie świadectw! - zastrzegła Zoe, pojawiając się obok nich. - A drugi na maturę.
 - Taa...
 - Ale na serio! Trzymam cię za słowo - zrobiła ruch "mam cię na oku" i odeszła, by powstrzymać Crispina od całkowitego zniszczenia folii.

Mini impreza dobiegła końca około jedenastej. Carterowie zwinęli się pierwsi, następnie do domu pojechał Crispin (pomachał na odchodnym strzępkom folii bąbelkowej*), później Kristen, a na końcu Mikey, który podwiózł Giselle i Zoe.
 - Urodziny się udały? - spytała słabo Jenny, pojawiając się w drzwiach krótko po północy. Nadal wyglądała marnie, jednak o niebo lepiej, jeśli porównywać z jej stanem o poranku.
Ripp przytaknął energicznie.
 - Dostałem nawet krawat w partyturę!
Kobieta zdobyła się na lekki uśmiech.
 - Mam coś dla ciebie.
Podała mu pakunek owinięty białym papierem w błyszczące, kolorowe gwiazdki. Chłopak rozpakował prezent.
Dostał album - zwykły, z zielonymi okładkami (szczerze mówiąc, innego koloru się nie spodziewał). Przekartkował go. Wszędzie były zdjęcia jego rodziców - to w otoczeniu przyjaciół, to samotnie. Przełknął ślinę.
 - Dziękuję - wyszeptał.
Jenny przytuliła go.
 - Wszystkiego najlepszego, Ripp.

______________
Od autorki:
Piosenki chyba wyjaśnione. You're Gonna Go Far, Kid będzie nam towarzyszyć jeszcze prawdopodobnie w dwudziestce... a teraz co myślicie? Proszę, napiszcie chociaż, że przeczytaliście, bo niby od 83 do 39 wyświetleń dziennie, a mi się smutno robi :(
Ps. Za to z The White Stripes przepraszam - musiałam!

2 komentarze:

  1. Z tych późniejszych rozdziałów to był jeden z moich ulubionych. Zrobiony z rozmachem i bardziej profesjonalnie od poprzednich, a niektóre fragmenty śmieszne i z pomysłem. Nie umiem znaleźć wszystkich różnic, ale wcześniej było jakoś ciekawiej. Wam lepiej wychodzi na spontan. Piszcie, dodawajcie i tak zostawiajcie. Poza tym było tu sporo naprawdę fajnych komentarzy, a teraz pusto. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się składa, że tu nic nie dodawałyśmy (chyba, już nie pamiętam xD), jedynie usunęłyśmy wątek nowych, ponieważ nie mogłyśmy go kontynuować.
      ~smooth

      Usuń