.

.

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Strangetown - rozdział piętnasty "Dziwność i czar"

STRANGETOWN
ROZDZIAŁ PIĘTNASTYY
Dziwność i czar


Uwaga: duże ilości piosenek wplecionych w tekst, przekleństwa, drastyczne sceny, elementy mogące przerazić wrażliwszych czytelników, przemoc fizyczna, psychiczna i słowna, a także śmierć. Ej! Nie wolno! Nie przewijać do końca, tylko czytać cały rozdział!

Cała szkoła żyła nagłym wyjazdem Jodie. W gazetce szkolnej pojawił się obszerny artykuł na ten temat (w którym wysunięto teorię, iż dziewczyna opuściła Strangetown w akcie protestu przeciw ciemiężeniu biednych uczniów szkoły średniej), a Ophelia, będąca w redakcji, musiała niemal siłą powstrzymywać Tannera Bervicka z równoległej klasy przed napisaniem, że Jodie odjechała jaskraworóżowym mercedesem z szyber-dachem, kierowanym przez niebieskookiego blondyna wyśpiewującego przez okno hymn państwowy.
Melly była teraz najpopularniejszą osobą w szkole. Wszyscy chcieli dowiedzieć się powodów opuszczenia przez Jodie Strangetown oraz tego, gdzie wyjechała. Dziewczyna pragnęła tylko spokoju, więc skończyło się na tym, że na każdej przerwie uciekała do biblioteki i chowała się za jakimś regałem.
– Mogłam to przewidzieć! – wkurzyła się Ophelia któregoś dnia, gdy razem z Johnnym oraz Rippem siedziała pod murkiem na podwórku szkolnym i dawała im przepisać pracę domową z geografii.
– Co? – zdziwił się Ripp, próbując rozczytać pismo dziewczyny. – To, że Melly jest teraz przyduszana przez ciekawskich uczniów, którzy dotychczas jej nie zauważali?
Ophelia spojrzała na niego z politowaniem.
– To i tak nastąpiłoby wcześniej czy później. Chodzi mi o wyjazd Jo.
– A niby jak mogłabyś to przewidzieć? – zdziwił się Johnny. – Masz jakąś ukrytą moc, o której nie wiemy?
– Tak. Inteligencję – prychnęła Ophelia.
– Możesz po prostu objaśnić nam to zrozumiale? – poprosił Ripp. – Bo wiesz, ja, człowiek prosty, nieposiadający tak przestronnego i szybkiego umysłu jak ty...
– Daruj sobie – przerwał mu Johnny. – Ophelia, o co chodzi?
– O tę piosenkę, którą śpiewała na muzyce – odparła dziewczyna.
– Tę, za którą się na nią obraziłaś?
– Nie obraziłam się na nią! – zawołała Ophelia. – Z resztą nie ważne. Czy twój ciasny i powolny umysł pamięta jeszcze jej słowa, prosty człowieku? – zwróciła się do Rippa.
Chłopak pokręcił głową.
– O matko, to trudniejsze, niż myślałam... – westchnęła dziewczyna. – Naprawdę nic nie kojarzycie? "I just wanna scream and lose control, throw my hands up and let it go, forget about everything and runaway, I just want to fall and lose myself, lauhing so hard, it hurts like hell, forget about everything and runaway".
A no, coś tam pamiętam – przytaknął Johnny. – A co to ma do rzeczy?
Ophelia jęknęła.
"Chcę po prostu krzyczeć i stracić kontrolę, wyrzucić ręce w górę i dać sobie spokój, zapomnieć o wszystkim i uciec, chcę tylko upaść i stracić siebie, śmiejąc się tak głośno, to boli jak cholera, zapomnieć o wszystkim i uciec". Jeszcze ci nie wystarczy?
Ripp nadal patrzył na nią z miną człowieka prostego.
Aaaaa! – zawołał Johnny, na którego spłynęło nagłe oświecenie. – Czyli że wiedziała?
Ophelia pokręciła głową.
Czyli że intuicja.
Twoja? – zdziwił się chłopak.
Jej. I trochę moja.
Zgubiłem się – jęknął Ripp i podsunął dziewczynie pod nos zeszyt. – Co tu jest napisane?
Ophelia walnęła się ręką w czoło.
To jest twój własny bazgroł, kretynie.
E?
Kiedyś dorwałeś się do mojego zeszytu, mając długopis w ręku.
Aaaa.
Ophelia znów walnęła się ręką w czoło.
Nie no, błagam. Zaraz się chyba powieszę.
Ripp wyciągnął sznurówkę ze swojego buta i podał jej.
Masz. Tam jest drzewo – wskazał na rosnący za ogrodzeniem kaktus.
Dziewczyna uniosła brwi.
Chodzi ci o ten szlachetny przykład roślin Cactaceae?
Co?
Dobra Matka Biologia byłaby wielce zawiedziona, gdybym sprofanowała jej dobrego kaktusa, który musiał znosić lata spędzone na dorastaniu w pobliżu szkoły, krzyki niezbyt jeszcze oświeconej młodzieży oraz to, że Panna Lili woli swój szkielet od niego...
Monolog Ophelii przerwał dzwonek.
Co teraz? – rzucił Ripp, zawiązując sznurówkę.
Nasza ukochana lekcja muzyki – odparł Johnny. – Ciekawe, czy Bachus już zainwestował w aparaty słuchowe.
Szczerze wątpię – Ophelia spojrzała w niebo, na którym gromadziły się ciemne chmury. – Chyba będzie burza. Czy Buck nie ma teraz przypadkiem jakiejś klasówki?...

***

Tak naprawdę w zasadzie nikt nie znał bezpośredniej przyczyny opuszczenia Strangetown przez Jo. Chyba tylko Melly była w miarę poinformowana, jednak nie chciała wiele o tym mówić.
Na drugiej lekcji w czwartek, godzinie wychowawczej, Wellert miał wystawić oceny proponowane z zachowania. Wszedł do sali równo z dzwonkiem, zasiadł na krześle i omiótł klasę ciężkim wzrokiem.
Gdzie jest Jodie Jenson?
Nie powiedział tego głośno, jednak wszystkie szepty ucichły. Zoe oraz Melly, które od wycieczki, głównie dzięki Jo, zaprzyjaźniły się ze sobą i tego dnia usiadły razem w ławce, spojrzały na siebie. Johnny uniósł brwi, czekając na reakcję bliższych znajomych dziewczyny.
Spojrzenie Wellerta wędrowało od Melly, przez Zoe, zatrzymując się na Mikeyu. Nauczyciel westchnął.
Słuchajcie, ja jej muszę oceny wystawić. Nie mam pojęcia, co się stało. No, trochę wiem dzieki temu artykułowi w gazetce – przyznał – ale to nie to samo, co informacje z pierwszej ręki. Jodie chodzi do waszej klasy...
Chodziła – poprawiła cicho Melly. Zaraz potem skuliła się pod spojrzeniami wszystkich uczniów plus wychowawcy.
Co to znaczy?
Ja... ona trochę mi mówiła. Znaczy, zadzwoniła do mnie wczoraj i opowiedziała mi... – dziewczyna potrząsnęła głową. – Jest teraz w Belladonnie, tam będzie zdawać maturę. Poza tym klasa może potwierdzić, że... ona już nie wróci.
Co? – na twarzy Wellerta odmalowało się szczere zdziwienie. – Czemu wyjechała?
Melly tylko spuściła wzrok.
Nie powiedziała mi dokładnie.
To ma jakiś związek z Tedem – zabrał głos Johnny. Teraz wszyscy popatrzyli na niego. – Zanim odjechała, wrzeszczała na niego. Coś o tym, że jest pieprzonym kłamcą.
Wyjątkowo, nauczyciel był zbyt zaabsorbowany opowieścią, by zwrócić uwagę na przekleństwo.
I co ja mam teraz zrobić? – zapytał z bezradnością, jakiej nie oczekiwali po nim licealiści. – Muszę przecież wystawić jej oceny, uczyła się w tej szkole trzy lata. Co ze świadectwem, maturą?
Niech pan sobie da spokój – poradził Crispin.
Cris, to nie było konstruktywne – oceniła Danielle.
A masz lepszy pomysł? – odparł Ian.
Przestańcie – uciął Wellert, gdy przedmówczyni chłopaka już otwierała usta, by się odszczeknąć. – To nas nigdzie nie zaprowadzi. Drozdow, masz chyba rację – mężczyzna westchnął. – Dam spokój. To już nie ja będę się martwił.

***

Lisabeth oparła głowę na rękach i poczęła wpatrywać się w przeciwległą ścianę. Słowa Panny Lili gubiły się gdzieś po drodze do jej uszu, a ona myślami była już daleko, w Bridgeport, a konkretniej w studiu nagraniowym. Dopiero dzwonek wyrwał ją z tego dziwnego stanu otępienia.
Hej! – Danielle ze śmiechem dała jej kuksańca.
Co? – spytała nieco nieprzytomnie.
Spałaś na tej lekcji? Lili cały czas się na nas gapiła.
Taak? Nie zauważyłam.
Dobra, dobra. Nieważne. – dziewczyna spakowała wszystkie książki i zawiesiła torbę na ramieniu. – Chcesz dziś do mnie przyjść? Suzie i Samantha zamierzają jeszcze przyciągnąć ze sobą Meg oraz Seana.
Co, jakieś nieoficjalne zebranie zespołu?
Raczej spotkanie zdjęciowo-wycieczkowe. Bill chce się wprosić.
Spoko, o ile weźmie aparat, bo ja fotek nie robiłam. – Lisabeth ziewnęła. – Chyba na serio tam zasnęłam.
O, to teraz się rozruszasz – Danielle wyciągnęła koleżankę z klasy. – Kto ostatni w szatni ten lamus!
Lisa ze śmiechem zarwała się do biegu. Co więcej, ścigała się z nimi połowa klasy. Kristen potknął się o nogę Zayna i wyłożył się jak długi na podłodze. Stella truchcikiem zbiegała już po schodach; Ian tę trasę pokonał, zjeżdżając po poręczy.
Jeszcze jedne schody. Lisabeth, Susan i Zoe biegły łeb w łeb. Niestety, ktoś popchnął Suzie na ostatnim stopniu, więc automatycznie została ona wyeliminowana z finału. Liz wpadła całym ciężarem na okratowane drzwi szatni.
Pierwsza! – krzyknęła równocześnie z Zoe.
Ophelia, będąca tuż za nimi, wyhamowała w ostatniej chwili. Sally nie miała tyle szczęścia i władowała się na kratę z pełną prędkością. Ripp obrócił się w biegu, by ograniczyć straty, w wyniku czego rąbnął w nią prawym ramieniem. Reszta klasy z rozpędu wgniotła ich w drzwi.
Zoe nie zaszczyciła Lisy nawet spojrzeniem. Po prostu minęła ją, wchodząc do szatni za Stellą.
Co blokujesz przejście? – rzucił przez ramię Kevin, widząc, że dziewczyna wciąż stoi w tym sam miejscu, co wcześniej.
Ja... – potrząsnęła głową, lecz chłopak zdążył już zniknąć jej z oczu. Zrezygnowana, dołączyła do ostatnich maruderów wtaczających się do szatni.
Dziesięć minut później ta część szkoły, która kończyła zajęcia po sześciu lekcjach wyległa przed budynek. Stanęły z Danielle oraz siostrami Yokel na uboczu. Po chwili dołączyła do nich reszta zespołu.
Siema! – zawołała radośnie Megan, machając im entuzjastycznie. Sean obejmował ją; wyglądali razem na bardzo szczęśliwych. Lisabeth pomyślała, że o tym może być jej następna piosenka.
No to co, idziemy? – spytała Susan, gdy Bill podszedł do nich i pocałował Lisę na powitanie.
Spoko – Sally wzruszyła ramionami, po czym wskazała na sąsiednią ławkę, gdzie Zayn obściskiwał się ze Stellą. – Zgarnęłabym ich, ale wydają się sobą zajęci.
Hej, możemy pójść do mnie! – zaproponowała Meg. – U Danielle raczej się nie zmieścimy.
Słuszna uwaga – pokiwała głową Samatha. – A więc chodźmy!
A więc poszli.
Lisabeth gwizdała pod nosem jakąś piosenkę. Bill chwycił jej dłoń. Styczniowe, pustynne słońce oświetlało ulicę.
Co ty tam nucisz? – Sally odwróciła się do niej.
And all I really want is some patience, a way to calm the angry voice... – zacytowała dziewczyna.
Znam to! – zawołała Megan. – Do I stress you out? My sweater is on backwards and inside out... To to?
Tak – przytaknął Sean i podchwycił: – And you say, "how appropriatce."
I don't want to dissect everything today, I don't mean to pick you apart you see – dodała Lisabeth. – But I can't help it.
There I go jumping before the gunshot has gone off! – krzyknął Bill, który również znał tę piosenkę. – Slap me with a splintered ruler!
And it would knock me to the floor if I wasn't there already!
If only I could hunt the hunter!


And all I really want is some patience
A way to calm the angry voice!

Tym razem zaśpiewali wszyscy.

And all I really want is deliverance

Whoaaaaaa! – elokwentnie dokończyła Lisa.

***

Było tak pusto. I tak szaro. I tak cicho. Ile czasu już minęło, odkąd wszyscy sobie poszli i zostawili ją samą? Sekunda, godzina, a może rok? Wszędzie było tak nieruchomo i ponuro. Nic prócz niej się nie poruszało – a właściwie to nic się nie poruszało, bo trupy przecież nie oddychają. Emily siedziała w bezruchu z zamglonymi oczami wbitymi w ścianę. Ona jako jedyna nie potrafiła wydostać się z tej klatki, z tego domu. A wszyscy poszli decydować o niesłychanie ważnych rzeczach, zostawiając ją samą. A przecież Emily też powinna móc decydować o niesłychanie ważnych rzeczach. Jej głos też się liczył. Prawda?
Mortuum nullam habent vocem.
Martwi głosu nie mają.
Drwiący głos zachichotał Emily do ucha. Znowu on. Znowu.
W pierwszych latach po swojej śmierci Emily była sama. Słyszała głos. Ironiczny, złośliwy głos, przepełniający jej serce goryczą. Ten głos.
Tu exaudi eorum voces, hę?
Słyszysz ich głosy?
Tu insanis. Insanis et mortuos. Donec immortui.
Jesteś szalona. Szalona i martwa. Zimny trup, wykpił ją głos.
Ale przecież ja żyję, przestraszyła się Emily. Częściowo, ale żyję. Chciała krzyknąć „przestań!”, ale nie potrafiła. Nie czuła własnego ciała, nie widziała nic oczami, które pokryło bielmo. Była głucha i sparaliżowana. Jej własny głos, pełen goryczy, odezwał się w jej głowie chrapliwym szeptem „Jestem karykaturą życia. Zombie. Gorsza od ducha. Cieniem, co nie może odejść”.
Emily nigdy tak bardzo nie chciała odejść. Mroczne myśli krążyły jej po głowie. Jej zmysły wróciły, gdy wrócili pozostali mieszkańcy. Ale on nic nie powiedziała.
Przecież martwi głosu nie mają.

***

Dwa dni później była sobota.
Jenloore Smith stała przed lustrem w salonie. Poprawiła kołnierzyk zielonej koszuli oraz wygładziła spódnicę. Spięła włosy w wymyślny kok, jednak po chwili rozpuściła je i pozwoliła kosmykom spływać w dół pleców w sposób zupełnie niekontrolowany.

Hydrogen in our veins
It cannot hold itself
My blood is boiling

Paznokcie u rąk również pomalowała na zielono. Czarne buty na niskim obcasie były trochę za ciasne, złoty pierścionek za bardzo ściskał serdeczny palec lewej ręki, bransoletka natomiast spadała z prawego nadgarstka.

And the pressure in our bodies
That echoes up above it is exploding

Co więcej, jeszcze wczoraj to wszystko pasowało jak ulał.
Jenny przełknęła ślinę i wrzuciła do ust trzy miętówki – antystresowy patent Moo. Potem wzięła z fotela torebkę.
Johnny! – zawołała. – Jill! Wychodzimy!

And our particles that burn it
All because they yearn for each other

Po chwili ze schodów zbiegła tylko Jill, ubrana w ciemnoróżową sukienkę na ramiączkach oraz biały, cienki sweterek.
Johnny już wyszedł – poinformowała matkę. – Kiedy brałaś prysznic, przyszli po niego Ophelia, Ripp i Buck.
Jasne. No to chodźmy – Jenny wzięła dziewczynkę za rękę, po czym skierowała się do drzwi.

And although we stick together
It seems that we are estranging one another

***

Ratusz powoli zapełniał się ludźmi. Prawnie rozprawę miał prowadzić Duncan, ale po ostatnim procesie sprzed dwóch lat (kiedy to obrońca i prokurator rzucili się na siebie), stwierdził, iż umywa ręce od wszystkiego, co związane z sądownictwem i ławnikiem jest tylko na papierze, natomiast rolę swą powierzył Moo. To znaczy Madeleine Hellen. Ta przyjęła ją z godnością. Dziś, ubrana w czarną koszulę z trzy czwartymi rękawami, szarą spódnicę w pasy oraz ciemne rajstopy, stała przed ławą, za którą zasiadał Duncan, i obserwowała zbierający się w głównej sali tłum spod przymrużonych powiek. Przyszła ponad połowa Strangetown.

Feel it on me, love
Feel it on me, love
Feel it on me, love

W drugim rzędzie po lewej stronie Moo usadowiła się Joan Carter, z nieodłącznym notesikiem, w którym zawzięcie skrobała. Obok niej zajęły miejsce Erin Beaker, Crystal Vu oraz Kristien Loste, natomiast w rzędzie za nimi zasiadła całe starsze pokolenie rodziny Curious-Smith (oprócz Lazla, na którego kolanach siedziała Crystal). Młodsze zajęło rząd czwarty, razem z Rippem, Buckiem i Ophelią, a także Zoe, Aurelią oraz Stevem Vu. W piątym siedziała rodzina Depterów, Dora Duncan, Hoot, Annie, Hazel, Lara i Louis Wellert z siostrą Izydą, natomiast w szóstym – Liliana „Panna Lili” Davins, Ajay Loner, trzy siostry Yokel razem z matką, Megan Swamp, Joel oraz bliźnięta Carter z siostrą Leah.
W pierwszym rzędzie siedziała Olive Specter.

Strangeness and charm

Ławki po prawej stronie natomiast zajmowały głównie rodziny mieszkające w Deatree oraz Centrum – Evansowie, Kellingtonowie, Moralowie, Edwardsowie, lecz także bogaci Drozdowowie. Crispin cały czas zagadywał do Leenie, która skutecznie go ignorowała. W ostatnim rzędzie usiadł Buzz Grunt razem z Tankiem.

See it on me, love
See it on me, love
See it on me, love

Jedna z ławek z pierwszego rzędu po prawej ustawiona była ukosem w rogu pomieszczenia. Dostawiono do niej nawet stolik. Przy owym stoliku siedziało małżeństwo Beakerów oraz Nerwus, w którego Olive wbijała intensywne spojrzenie.

Strangeness and charm
Kiedy już wszyscy usiedli, Duncan uderzył młotkiem sędziowskim w podstawkę, by rozpocząć rozprawę oraz uciszyć rozmowy. Kiedy to nie poskutkowało (w gwarze młotka prawie nie było słychać), spojrzał zmęczonym wzrokiem na Moo.
Możesz...? – poprosił.
Skinęła głową, po czym skinęła na Rippa. Ten wstał i ryknął:
EJ, ROZPRAWA SIĘ ZACZĘŁA!!!
Na sali momentalnie zapadła cisza.
A więc – zabrał głos Duncan – chciałbym rozpocząć rozprawę na temat... eee... to znaczy...
Będziemy decydować o losach Nerwusa – przerwała mu Moo. – Jakieś pytania?
Tak – Joan Carter wyszczerzyła zęby w ohydnym uśmiechu. – A po co?

An atom to atom
Oh, can you feel it on me, love
And a pattern to pattern
Oh, can you see it on me, love

Hmm, pomyślmy – warknęła Jenny, podnosząc się z ławki. – Może dlatego, że Beakerowie się nad nim znęcają?
Wypraszam sobie! – zawołała Circe, również wstając.
Spokój! – krzyknęła Moo. – Jeszcze się na dobre nie zaczęło, a wy już cyrk odstawiacie.
Druga kobieta zmierzyła ją wściekłym spojrzeniem, ale usiadła.
Duncan odkaszlnął.
Ekhem, mamy pewne dowody na... znęcanie, o którym mówiła Jenny...
Jakie? – prychnęła Circe.
Relacja Annabel Felicity Howell – odparła Crystal głosem zimnym jak lód.
Czyja?
Moja.
Wszystkie oczy zwróciły się na Annie, dotychczas siedzącą cicho między Hootem a Hazel Dente. Dziewczyna miała włosy jak zwykle związane w dwa kucyki, jednak dziś wyjątkowo założyła błękitną, kwiecistą oraz niczym niepoplamioną sukienkę.

Atom to atom
Oh, what's the matter with me, love?

Jej? – parsknął Loki. – Tej pokręconej mutantki?
Moo posłała mu spojrzenie zdolne do wysadzenia w powietrze małego pociągu.
Nie daj się im sprowokować, Annie – szepnęła do dziewczyny Dora Duncan.
Ależ ja jestem całkowicie spokojna – odparła Annie, po czym wstała. – Mogę powiedzieć o wszystkim.
Duncan skinął głową, ale nawet, gdyby tego nie zrobił, nikt by nie zauważył, gdyż to Moo tak naprawdę prowadziła rozprawę. Tymczasem dziewczyna zaczęła swoją opowieść.
W miarę tego, jak mówiła, Circe bladła coraz bardziej, a po policzkach Erin popłynęły łzy.

Strangeness and charm

Kiedy skończyła, zapadła cisza. Annie usiadła, otarła oczy wierzchem dłoni i zapatrzyła się w tył głowy siedzącej przed nią Zoe.
To mogło zostać zmyślone – warknął Loki, przerywając milczenie.
Ale nie było – odparła natychmiast Jenny.
Skąd wiesz? – mężczyzna wstał. – Skąd mamy wiedzieć, czy cała ta rozprawa nie jest ustawiona od początku?
No, to chyba ty najlepiej wiesz, czy znęcałeś się nad nim, czy nie!
O tym właśnie mówię! Nie ma żadnych dowodów na moją, naszą winę, tylko historyjki tej psycholki, która zmienia się w owłosionego zwierzaka, kiedy się wkurzy!
O jedno słowo za daleko – warknęła Erin, również wstając. Wszyscy spojrzeli na nią ze zdumieniem, a Joan skrobała w notesie jak szalona. Publiczna kłótnia rodzeństwa Beaker? To było coś!


The static of your arms, it is a catalyst
You're a chemical that burns, there's nothing like this

Erin, siadaj na miejsce i nie zabieraj głosu w sprawie, o jakiej nie masz najmniejszego pojęcia!
A co, jeśli nie? Co, jeśli ja po prostu nie chcę dalej tak żyć?! – krzyknęła. – Loki, po jaką cholerę to miałoby być ustawione, co?! Ja słyszałam tę historię jako pierwsza!
I wierzysz w nią?
Tak!
To jesteś naprawdę głupia, Erin.
Dziewczynie zadrżały wargi.
Przy tobie cegły w tych ścianach mają jakieś uczucia.
Ale ratusz jest drewniany – szepnął Ripp do Zoe. Ta tylko machnęła ręką, sygnalizując, by się zamknął.
Moo i Jenny wymieniły znaczące spojrzenia. Tej pierwszej zaiskrzyły oczy.
A może Nerwus powie nam co nieco o tej sprawie? – rzekła, wpatrując się triumfalnie w Beakerów. – Erin, usiądź, kochana.
Dziewczyna posłusznie zajęła miejsce, po czym rozszlochała się w ramię Kristien. Wstał tymczasem Nerwus.
Dobrze – zgodził się cicho.
A więc, czy to prawda?
Tak – odparł bez wahania. – Oni robili na mnie jakieś testy odkąd... odkąd pamiętam. Jak byłem mały, zabrali mnie od matki ludzie z Opieki Społecznej. Oni zgłosili się jako rodzina zastępcza i...
Hmmm, ciekawe, czemu tej wiedźmie zabrano dziecko – przerwał mu Loki, wskazując na Olive.
Nie uważam, by był to temat dzisiejszego spotkania – odparła zimno Moo.
A co mnie obchodzi, co ty uważasz? – prychnął. – W ogóle nie powinnaś decydować o sprawach tego miasta. Jesteś przyjezdna. Nie urodziłaś się tu, nie znasz całej sytuacji, tak naprawdę nie znasz nikogo.
To miasto jest moim domem – kobieta wbijała w niego spojrzenie pomarańczowych oczu. Temperatura w ratuszu spadła o co najmniej pięć stopni.

It's the purest element but it's so volatile
Zamknij się, Beaker – dobiegło z końca sali. Gimi wstał. – Ona ma większe prawo decydować o tym mieście, niż ty o losach Nerwusa.
Umarli i grabarze głosu nie mają – uciął Loki. – Idź podglądać Bellę.

An equation heaven sent, a drug for angels

Gimi wbił wzrok w podłogę, zaczerwienił się i usiadł.
A więc, skoro na naszą winę nie ma żadnych wiarygodnych dowodów – zaczęła Circe – to możemy chyba zakończyć tę rozprawę oraz rozejść się do domów. Nerwus, idziemy.
Ani się waż.
Annie znów wstała i wyszła na środek sali. Jej oczy płonęły.
O bogowie... – szepnęła Hazel. – Niech ktoś ją powstrzyma!

Strangeness and charm
Hey, aah
Strangeness and charm!
Hey, aah
Strangeness and charm
Hey, aah

Usiądź, dziecko – odezwała się spokojnie Olive, odwracając się do niej. Ogień w oczach dziewczyny zgasł, zastąpiony zdziwieniem.
Ale...
– To nie ma znaczenia... – powiedziała cicho. – Nic już nie ma znaczenia, kiedy on jest tutaj.

Strangeness and charm
Heeey...

Rozległ się ogłuszający huk. Niespotykanie silny wiatr naparł na okna ratusza, wyłamując je z trzaskiem. W środku zaroiło się od piasku i drobnych kawałków szkła.
Ludzie zaczęli krzyczeć, Jill zasłoniła twarz rękami. Moo z przerażeniem rozejrzała się dookoła.
Nagle wiatr ucichł, a ludzie zamilkli. Zewsząd spłynęła szara mgła, spowijając powybijane okna, ściany, ławki. Oddech zamienił się w parę, woda w dzbanku stojącym na biurku Duncana zaczęła zamarzać.
Potem pełną napięcia ciszę zmącił głos. Nie miał źródła, dobiegał z każdego miejsca w sali. Niski, mocny, dudniący, lekko zdenerwowany czy zniecierpliwiony.
– Gdzie jest mój syn?
Olive uśmiechnęła się po raz pierwszy od początku rozprawy.
– Przybył.
Ona jedna nie trzęsła się z zimna. Mgła jakby ją omijała, wirując wokół niej i wprawiając w ruch jej siwe włosy. Kobieta stanęła na środku pomieszczenia, z jej ciemnych oczu tryskało coś niezwykłego, tak czystego oraz mocnego... Nikt z obecnych w tej sali nie widział nigdy czegoś podobnego.
Ophelię nagle zalała fala strachu, obawy o ciotkę. Przeczucie, że coś jest nie tak...
Kłęby szarej mgły uformowały się zakapturzoną postać. Ta podeszła do Olive.
– Jesteś coraz słabsza.
Dziewczynę zaskoczyły nie słowa, ale ton, w jaki sposób zostały wypowiedziane. Ton pełen troski, pewnego rodzaju nadziei i... miłości?
– Wiem – odpowiedziała Olive. – Ale nie skończyłam tego, co musiałam...
Postać zwróciła swe zakapturzone oblicze w stronę Beakerów.
– Wy więzicie mojego syna. Nosicie wiele na sumieniu, ale nie wszystko jest jeszcze stracone. Czekam... wasz zegar tyka.
Olive poczuła satysfakcję, widząc przerażone spojrzenie Circe Beaker. Ale nagle zakręciło jej się w głowie, nogi ugięły się pod nią...

Oh, oh, down, down
Oh, oh, down, down

Szara postać złapała ją tuż nad podłogą. Kobieta z lekkim zdziwieniem spostrzegła, że czas się zatrzymał.
– Co teraz? – zadała odwieczne pytanie.
– Czas do domu, Olive – odparła Śmierć łagodnie.
– Co z naszym synem...? – szepnęła, czując gorące łzy na policzkach.
– Niedługo go stąd zabiorę. Będziemy wreszcie rodziną.
Perspektywa spędzenia nieskończoności u boku jedynego syna oraz ukochanego sprawiła, iż kobieta poczuła się senna, słaba, jakby spadł na nią ciężar całego wszechświata, a ona nie potrafiła go udźwignąć. Stawką było życie tej dwójki.

Oh, oh, down, down, down, down
Oh, oh, down, down, down, down...

W sumie, pomyślała, i to była jej ostatnia myśl, ironicznie jest mówić o życiu Śmierci.

Kłęby szarego dymu pochłonęły ją oraz mroczną postać, niosąc ich do domu, w którym nareszcie mogli być razem na wieki.

Oh!


Przerażony Joel patrzył, jak zakapturzona istota rozwiewa się w powietrzu, a Olive, niczym na zwolnionym filmie, pada na posadzkę. Potem czas jakby się zatrzymał. Twarz Moo, zastygła w wyrazie szoku, wytrzeszczone oczy Ophelii, mała Jill zasłaniająca się rękami, jakby nie chciała, nie mogła na to patrzeć...
I nagle wszystko zaczęło dziać się trzy razy szybciej, niż normalnie. Moo dopadła leżącego na podłodze ciała, Johnny mówił coś kojąco do siostry, a Circe, ku ogólnemu zdumieniu, wymierzyła Lokiemu takiego policzka, że po całym pomieszczeniu poniosło się echo.
Po spojrzeniu, jakie posłała mu Moo, po łzach płynących jej z oczu, Joel wiedział już, że Olive Specter na zawsze odeszła z tego świata.


_______________________________________________________
Od autorki:
Ostatni fragment napisałam gdzieś na jesieni, serio. Och dear, co ja nie przeżyłam, pisząc rozprawę. Miała być dłuższa. Bardziej soczysta. Głośna, wulgarna i w ogóle, a wyszedł jakiś kleik. I jeszcze kompot do tego.
Ale jest, i to się liczy. Piosenki:
Na początku refren Runaway Avril Lavigne, potem All I Really Want Alanis Morisette (<3), a w dwóch ostatnich fragmentach - Strangeness And Charm Florence + The Machine. Radzę słuchać, czytając, efekt gwarantowany.