STRANGETOWN
ROZDZIAŁ PIĘTNASTYY
Dziwność i czar
Uwaga:
duże ilości piosenek wplecionych w tekst, przekleństwa, drastyczne
sceny, elementy mogące przerazić wrażliwszych czytelników, przemoc fizyczna, psychiczna i słowna, a także śmierć. Ej!
Nie wolno! Nie przewijać do końca, tylko czytać cały rozdział!
Cała szkoła żyła
nagłym wyjazdem Jodie. W gazetce szkolnej pojawił się obszerny
artykuł na ten temat (w którym wysunięto teorię, iż dziewczyna
opuściła Strangetown w akcie protestu przeciw ciemiężeniu
biednych uczniów szkoły średniej), a Ophelia, będąca w redakcji,
musiała niemal siłą powstrzymywać Tannera Bervicka z równoległej
klasy przed napisaniem, że Jodie odjechała jaskraworóżowym
mercedesem z szyber-dachem, kierowanym przez niebieskookiego blondyna
wyśpiewującego przez okno hymn państwowy.
Melly była teraz
najpopularniejszą osobą w szkole. Wszyscy chcieli dowiedzieć się
powodów opuszczenia przez Jodie Strangetown oraz tego, gdzie
wyjechała. Dziewczyna pragnęła tylko spokoju, więc skończyło
się na tym, że na każdej przerwie uciekała do biblioteki i
chowała się za jakimś regałem.
– Mogłam to
przewidzieć! – wkurzyła się Ophelia któregoś dnia, gdy razem z
Johnnym oraz Rippem siedziała pod murkiem na podwórku szkolnym i
dawała im przepisać pracę domową z geografii.
– Co? – zdziwił się
Ripp, próbując rozczytać pismo dziewczyny. – To, że Melly jest
teraz przyduszana przez ciekawskich uczniów, którzy dotychczas jej
nie zauważali?
Ophelia spojrzała na
niego z politowaniem.
– To i tak nastąpiłoby
wcześniej czy później. Chodzi mi o wyjazd Jo.
– A niby jak mogłabyś
to przewidzieć? – zdziwił się Johnny. – Masz jakąś ukrytą
moc, o której nie wiemy?
– Tak. Inteligencję –
prychnęła Ophelia.
– Możesz po prostu
objaśnić nam to zrozumiale? – poprosił Ripp. – Bo wiesz, ja,
człowiek prosty, nieposiadający tak przestronnego i szybkiego
umysłu jak ty...
– Daruj sobie –
przerwał mu Johnny. – Ophelia, o co chodzi?
– O tę piosenkę,
którą śpiewała na muzyce – odparła dziewczyna.
– Tę, za którą się
na nią obraziłaś?
– Nie obraziłam się
na nią! – zawołała Ophelia. – Z resztą nie ważne. Czy twój
ciasny i powolny umysł pamięta jeszcze jej słowa, prosty
człowieku? – zwróciła się do Rippa.
Chłopak pokręcił głową.
– O matko, to
trudniejsze, niż myślałam... – westchnęła dziewczyna. –
Naprawdę nic nie kojarzycie? "I
just
wanna scream and lose control, throw my hands up and let it go,
forget about everything and runaway, I just want to fall and lose
myself, lauhing so hard, it hurts like hell, forget about everything
and runaway".
– A
no, coś tam pamiętam – przytaknął Johnny. – A co to ma do
rzeczy?
Ophelia
jęknęła.
–
"Chcę po
prostu krzyczeć i stracić kontrolę, wyrzucić ręce w górę i dać
sobie spokój, zapomnieć o wszystkim i uciec, chcę tylko upaść i
stracić siebie, śmiejąc się tak głośno, to boli jak cholera,
zapomnieć o wszystkim i uciec". Jeszcze ci nie wystarczy?
Ripp
nadal patrzył na nią z miną człowieka prostego.
–
Aaaaa! – zawołał
Johnny, na którego spłynęło nagłe oświecenie. – Czyli że
wiedziała?
Ophelia
pokręciła głową.
–
Czyli że intuicja.
–
Twoja? – zdziwił
się chłopak.
– Jej.
I trochę moja.
–
Zgubiłem się –
jęknął Ripp i podsunął dziewczynie pod nos zeszyt. – Co tu
jest napisane?
Ophelia
walnęła się ręką w czoło.
– To
jest twój własny bazgroł, kretynie.
– E?
–
Kiedyś dorwałeś
się do mojego zeszytu, mając długopis w ręku.
–
Aaaa.
Ophelia
znów walnęła się ręką w czoło.
– Nie
no, błagam. Zaraz się chyba powieszę.
Ripp
wyciągnął sznurówkę ze swojego buta i podał jej.
–
Masz. Tam jest
drzewo – wskazał na rosnący za ogrodzeniem kaktus.
Dziewczyna
uniosła brwi.
– Chodzi
ci o ten szlachetny przykład roślin Cactaceae?
– Co?
–
Dobra Matka Biologia
byłaby wielce zawiedziona, gdybym sprofanowała jej dobrego kaktusa,
który musiał znosić lata spędzone na dorastaniu w pobliżu
szkoły, krzyki niezbyt jeszcze oświeconej młodzieży oraz to, że
Panna Lili woli swój szkielet od niego...
Monolog
Ophelii przerwał dzwonek.
– Co
teraz? – rzucił Ripp, zawiązując sznurówkę.
–
Nasza ukochana
lekcja muzyki – odparł Johnny. – Ciekawe, czy Bachus już
zainwestował w aparaty słuchowe.
–
Szczerze wątpię –
Ophelia spojrzała w niebo, na którym gromadziły się ciemne
chmury. – Chyba będzie burza. Czy Buck nie ma teraz przypadkiem
jakiejś klasówki?...
***
Tak
naprawdę w zasadzie nikt nie znał bezpośredniej przyczyny
opuszczenia Strangetown przez Jo. Chyba tylko Melly była w miarę
poinformowana, jednak nie chciała wiele o tym mówić.
Na
drugiej lekcji w czwartek, godzinie wychowawczej, Wellert miał
wystawić oceny proponowane z zachowania. Wszedł do sali równo z
dzwonkiem, zasiadł na krześle i omiótł klasę ciężkim wzrokiem.
–
Gdzie jest Jodie
Jenson?
Nie
powiedział tego głośno, jednak wszystkie szepty ucichły. Zoe oraz
Melly, które od wycieczki, głównie dzięki Jo, zaprzyjaźniły się
ze sobą i tego dnia usiadły razem w ławce, spojrzały na siebie.
Johnny uniósł brwi, czekając na reakcję bliższych znajomych
dziewczyny.
Spojrzenie
Wellerta wędrowało od Melly, przez Zoe, zatrzymując się na
Mikeyu. Nauczyciel westchnął.
–
Słuchajcie, ja jej
muszę oceny wystawić. Nie mam pojęcia, co się stało. No, trochę
wiem dzieki temu artykułowi w gazetce – przyznał – ale to nie
to samo, co informacje z pierwszej ręki. Jodie chodzi do waszej
klasy...
–
Chodziła –
poprawiła cicho Melly. Zaraz potem skuliła się pod spojrzeniami
wszystkich uczniów plus wychowawcy.
– Co
to znaczy?
–
Ja... ona trochę mi
mówiła. Znaczy, zadzwoniła do mnie wczoraj i opowiedziała mi... –
dziewczyna potrząsnęła głową. – Jest teraz w Belladonnie, tam
będzie zdawać maturę. Poza tym klasa może potwierdzić, że...
ona już nie wróci.
– Co?
– na twarzy Wellerta odmalowało się szczere zdziwienie. – Czemu
wyjechała?
Melly
tylko spuściła wzrok.
– Nie
powiedziała mi dokładnie.
– To
ma jakiś związek z Tedem – zabrał głos Johnny. Teraz wszyscy
popatrzyli na niego. – Zanim odjechała, wrzeszczała na niego. Coś
o tym, że jest pieprzonym kłamcą.
Wyjątkowo,
nauczyciel był zbyt zaabsorbowany opowieścią, by zwrócić uwagę
na przekleństwo.
– I
co ja mam teraz zrobić? – zapytał z bezradnością, jakiej nie
oczekiwali po nim licealiści. – Muszę przecież wystawić jej
oceny, uczyła się w tej szkole trzy lata. Co ze świadectwem,
maturą?
–
Niech pan sobie da
spokój – poradził Crispin.
–
Cris, to nie było
konstruktywne – oceniła Danielle.
– A
masz lepszy pomysł? – odparł Ian.
–
Przestańcie –
uciął Wellert, gdy przedmówczyni chłopaka już otwierała usta,
by się odszczeknąć. – To nas nigdzie nie zaprowadzi. Drozdow,
masz chyba rację – mężczyzna westchnął. – Dam spokój. To
już nie ja będę się martwił.
***
Lisabeth
oparła głowę na rękach i poczęła wpatrywać się w przeciwległą
ścianę. Słowa Panny Lili gubiły się gdzieś po drodze do jej
uszu, a ona myślami była już daleko, w Bridgeport, a konkretniej w
studiu nagraniowym. Dopiero dzwonek wyrwał ją z tego dziwnego stanu
otępienia.
– Hej!
– Danielle ze śmiechem dała jej kuksańca.
– Co?
– spytała nieco nieprzytomnie.
–
Spałaś na tej
lekcji? Lili cały czas się na nas gapiła.
–
Taak? Nie
zauważyłam.
–
Dobra, dobra.
Nieważne. – dziewczyna spakowała wszystkie książki i zawiesiła
torbę na ramieniu. – Chcesz dziś do mnie przyjść? Suzie i
Samantha zamierzają jeszcze przyciągnąć ze sobą Meg oraz Seana.
– Co,
jakieś nieoficjalne zebranie zespołu?
–
Raczej spotkanie
zdjęciowo-wycieczkowe. Bill chce się wprosić.
–
Spoko, o ile weźmie
aparat, bo ja fotek nie robiłam. – Lisabeth ziewnęła. – Chyba
na serio tam zasnęłam.
– O,
to teraz się rozruszasz – Danielle wyciągnęła koleżankę z
klasy. – Kto ostatni w szatni ten lamus!
Lisa
ze śmiechem zarwała się do biegu. Co więcej, ścigała się z
nimi połowa klasy. Kristen potknął się o nogę Zayna i wyłożył
się jak długi na podłodze. Stella truchcikiem zbiegała już po
schodach; Ian tę trasę pokonał, zjeżdżając po poręczy.
Jeszcze
jedne schody. Lisabeth, Susan i Zoe biegły łeb w łeb. Niestety,
ktoś popchnął Suzie na ostatnim stopniu, więc automatycznie
została ona wyeliminowana z finału. Liz wpadła całym ciężarem
na okratowane drzwi szatni.
–
Pierwsza! –
krzyknęła równocześnie z Zoe.
Ophelia,
będąca tuż za nimi, wyhamowała w ostatniej chwili. Sally nie
miała tyle szczęścia i władowała się na kratę z pełną
prędkością. Ripp obrócił się w biegu, by ograniczyć straty, w
wyniku czego rąbnął w nią prawym ramieniem. Reszta klasy z
rozpędu wgniotła ich w drzwi.
Zoe
nie zaszczyciła Lisy nawet spojrzeniem. Po prostu minęła ją,
wchodząc do szatni za Stellą.
– Co
blokujesz przejście? – rzucił przez ramię Kevin, widząc, że
dziewczyna wciąż stoi w tym sam miejscu, co wcześniej.
–
Ja... –
potrząsnęła głową, lecz chłopak zdążył już zniknąć jej z
oczu. Zrezygnowana, dołączyła do ostatnich maruderów wtaczających
się do szatni.
Dziesięć
minut później ta część szkoły, która kończyła zajęcia po
sześciu lekcjach wyległa przed budynek. Stanęły z Danielle oraz
siostrami Yokel na uboczu. Po chwili dołączyła do nich reszta
zespołu.
–
Siema! – zawołała
radośnie Megan, machając im entuzjastycznie. Sean obejmował ją;
wyglądali razem na bardzo szczęśliwych. Lisabeth pomyślała, że
o tym może być jej następna piosenka.
– No
to co, idziemy? – spytała Susan, gdy Bill podszedł do nich i
pocałował Lisę na powitanie.
–
Spoko – Sally
wzruszyła ramionami, po czym wskazała na sąsiednią ławkę, gdzie
Zayn obściskiwał się ze Stellą. – Zgarnęłabym ich, ale wydają
się sobą zajęci.
– Hej,
możemy pójść do mnie! – zaproponowała Meg. – U Danielle
raczej się nie zmieścimy.
–
Słuszna uwaga –
pokiwała głową Samatha. – A więc chodźmy!
A
więc poszli.
Lisabeth
gwizdała pod nosem jakąś piosenkę. Bill chwycił jej dłoń.
Styczniowe, pustynne słońce oświetlało ulicę.
– Co
ty tam nucisz? – Sally odwróciła się do niej.
– And all I really want is some patience, a way to
calm the angry voice... –
zacytowała dziewczyna.
– Znam
to! – zawołała Megan. – Do
I stress you out? My sweater is on backwards and inside out... To
to?
– Tak
– przytaknął Sean i podchwycił: – And
you say, "how appropriatce."
– I don't want to dissect everything today, I
don't mean to pick you apart you see – dodała Lisabeth. –
But I can't help it.
–
There I go jumping before the gunshot has gone off!
– krzyknął Bill, który również znał tę piosenkę. –
Slap me with a splintered ruler!
– And it would knock me to the floor if I wasn't
there already!
– If only I could hunt the hunter!
And
all I really want is some patience
A way to calm the angry voice!
A way to calm the angry voice!
Tym
razem zaśpiewali wszyscy.
And
all I really want is deliverance
–
Whoaaaaaa! –
elokwentnie dokończyła Lisa.
***
Było
tak pusto. I tak szaro. I tak cicho. Ile czasu już minęło, odkąd
wszyscy sobie poszli i zostawili ją samą? Sekunda, godzina, a może
rok? Wszędzie było tak nieruchomo i ponuro. Nic prócz niej się
nie poruszało – a właściwie to nic się nie poruszało, bo trupy
przecież nie oddychają. Emily siedziała w bezruchu z zamglonymi
oczami wbitymi w ścianę. Ona jako jedyna nie potrafiła wydostać
się z tej klatki, z tego domu. A wszyscy poszli decydować o
niesłychanie ważnych rzeczach, zostawiając ją samą. A przecież
Emily też powinna móc decydować o niesłychanie ważnych rzeczach.
Jej głos też się liczył. Prawda?
Mortuum nullam habent vocem.
Martwi głosu nie mają.
Drwiący głos zachichotał Emily do ucha. Znowu on. Znowu.
W pierwszych latach po swojej śmierci Emily była sama. Słyszała głos. Ironiczny, złośliwy głos, przepełniający jej serce goryczą. Ten głos.
Tu exaudi eorum voces, hę?
Słyszysz ich głosy?
Tu insanis. Insanis et mortuos. Donec immortui.
Jesteś szalona. Szalona i martwa. Zimny trup, wykpił ją głos.
Ale przecież ja żyję, przestraszyła się Emily. Częściowo, ale żyję. Chciała krzyknąć „przestań!”, ale nie potrafiła. Nie czuła własnego ciała, nie widziała nic oczami, które pokryło bielmo. Była głucha i sparaliżowana. Jej własny głos, pełen goryczy, odezwał się w jej głowie chrapliwym szeptem „Jestem karykaturą życia. Zombie. Gorsza od ducha. Cieniem, co nie może odejść”.
Emily nigdy tak bardzo nie chciała odejść. Mroczne myśli krążyły jej po głowie. Jej zmysły wróciły, gdy wrócili pozostali mieszkańcy. Ale on nic nie powiedziała.
Przecież martwi głosu nie mają.
Mortuum nullam habent vocem.
Martwi głosu nie mają.
Drwiący głos zachichotał Emily do ucha. Znowu on. Znowu.
W pierwszych latach po swojej śmierci Emily była sama. Słyszała głos. Ironiczny, złośliwy głos, przepełniający jej serce goryczą. Ten głos.
Tu exaudi eorum voces, hę?
Słyszysz ich głosy?
Tu insanis. Insanis et mortuos. Donec immortui.
Jesteś szalona. Szalona i martwa. Zimny trup, wykpił ją głos.
Ale przecież ja żyję, przestraszyła się Emily. Częściowo, ale żyję. Chciała krzyknąć „przestań!”, ale nie potrafiła. Nie czuła własnego ciała, nie widziała nic oczami, które pokryło bielmo. Była głucha i sparaliżowana. Jej własny głos, pełen goryczy, odezwał się w jej głowie chrapliwym szeptem „Jestem karykaturą życia. Zombie. Gorsza od ducha. Cieniem, co nie może odejść”.
Emily nigdy tak bardzo nie chciała odejść. Mroczne myśli krążyły jej po głowie. Jej zmysły wróciły, gdy wrócili pozostali mieszkańcy. Ale on nic nie powiedziała.
Przecież martwi głosu nie mają.
***
Dwa
dni później była sobota.
Jenloore
Smith stała przed lustrem w salonie. Poprawiła kołnierzyk zielonej
koszuli oraz wygładziła spódnicę. Spięła włosy w wymyślny
kok, jednak po chwili rozpuściła je i pozwoliła kosmykom spływać
w dół pleców w sposób zupełnie niekontrolowany.
Hydrogen
in our veins
It
cannot hold itself
My
blood is boiling
Paznokcie
u rąk również pomalowała na zielono. Czarne buty na niskim
obcasie były trochę za ciasne, złoty pierścionek za bardzo
ściskał serdeczny palec lewej ręki, bransoletka natomiast spadała
z prawego nadgarstka.
And
the pressure in our bodies
That
echoes up above it is exploding
Co
więcej, jeszcze wczoraj to wszystko pasowało jak ulał.
Jenny
przełknęła ślinę i wrzuciła do ust trzy miętówki –
antystresowy patent Moo. Potem wzięła z fotela torebkę.
–
Johnny! –
zawołała. – Jill! Wychodzimy!
And
our particles that burn it
All
because they yearn for each other
Po
chwili ze schodów zbiegła tylko Jill, ubrana w ciemnoróżową
sukienkę na ramiączkach oraz biały, cienki sweterek.
–
Johnny już wyszedł
– poinformowała matkę. – Kiedy brałaś prysznic, przyszli po
niego Ophelia, Ripp i Buck.
–
Jasne. No to chodźmy
– Jenny wzięła dziewczynkę za rękę, po czym skierowała się
do drzwi.
And
although we stick together
It
seems that we are estranging one another
***
Ratusz
powoli zapełniał się ludźmi. Prawnie rozprawę miał prowadzić
Duncan, ale po ostatnim procesie sprzed dwóch lat (kiedy to obrońca
i prokurator rzucili się na siebie), stwierdził, iż umywa ręce od
wszystkiego, co związane z sądownictwem i ławnikiem jest tylko na
papierze, natomiast rolę swą powierzył Moo. To znaczy Madeleine
Hellen. Ta przyjęła ją z godnością. Dziś, ubrana w czarną
koszulę z trzy czwartymi rękawami, szarą spódnicę w pasy oraz
ciemne rajstopy, stała przed ławą, za którą zasiadał Duncan, i
obserwowała zbierający się w głównej sali tłum spod
przymrużonych powiek. Przyszła ponad połowa Strangetown.
Feel
it on me, love
Feel it on me, love
Feel it on me, love
Feel it on me, love
Feel it on me, love
W
drugim rzędzie po lewej stronie Moo usadowiła się Joan Carter, z
nieodłącznym notesikiem, w którym zawzięcie skrobała. Obok niej
zajęły miejsce Erin Beaker, Crystal Vu oraz Kristien Loste,
natomiast w rzędzie za nimi zasiadła całe starsze pokolenie
rodziny Curious-Smith (oprócz Lazla, na którego kolanach siedziała
Crystal). Młodsze zajęło rząd czwarty, razem z Rippem, Buckiem i
Ophelią, a także Zoe, Aurelią oraz Stevem Vu. W piątym siedziała
rodzina Depterów, Dora Duncan, Hoot, Annie, Hazel, Lara i Louis
Wellert z siostrą Izydą, natomiast w szóstym – Liliana „Panna
Lili” Davins, Ajay Loner, trzy siostry Yokel razem z matką, Megan
Swamp, Joel oraz bliźnięta Carter z siostrą Leah.
W
pierwszym rzędzie siedziała Olive Specter.
Strangeness
and charm
Ławki
po prawej stronie natomiast zajmowały głównie rodziny mieszkające
w Deatree oraz Centrum – Evansowie, Kellingtonowie, Moralowie,
Edwardsowie, lecz także bogaci Drozdowowie. Crispin cały czas
zagadywał do Leenie, która skutecznie go ignorowała. W ostatnim
rzędzie usiadł Buzz Grunt razem z Tankiem.
See
it on me, love
See it on me, love
See it on me, love
See it on me, love
See it on me, love
Jedna
z ławek z pierwszego rzędu po prawej ustawiona była ukosem w rogu
pomieszczenia. Dostawiono do niej nawet stolik. Przy owym stoliku
siedziało małżeństwo Beakerów oraz Nerwus, w którego Olive
wbijała intensywne spojrzenie.
Strangeness
and charm
Kiedy
już wszyscy usiedli, Duncan uderzył młotkiem sędziowskim w
podstawkę, by rozpocząć rozprawę oraz uciszyć rozmowy. Kiedy to
nie poskutkowało (w gwarze młotka prawie nie było słychać),
spojrzał zmęczonym wzrokiem na Moo.
–
Możesz...? –
poprosił.
Skinęła
głową, po czym skinęła na Rippa. Ten wstał i ryknął:
– EJ,
ROZPRAWA SIĘ ZACZĘŁA!!!
Na
sali momentalnie zapadła cisza.
– A
więc – zabrał głos Duncan – chciałbym rozpocząć rozprawę
na temat... eee... to znaczy...
–
Będziemy decydować
o losach Nerwusa – przerwała mu Moo. – Jakieś pytania?
– Tak
– Joan Carter wyszczerzyła zęby w ohydnym uśmiechu. – A po co?
An
atom to atom
Oh,
can you feel it on me, love
And
a pattern to pattern
Oh,
can you see it on me, love
– Hmm,
pomyślmy – warknęła Jenny, podnosząc się z ławki. – Może
dlatego, że Beakerowie się nad nim znęcają?
–
Wypraszam sobie! –
zawołała Circe, również wstając.
–
Spokój! –
krzyknęła Moo. – Jeszcze się na dobre nie zaczęło, a wy już
cyrk odstawiacie.
Druga
kobieta zmierzyła ją wściekłym spojrzeniem, ale usiadła.
Duncan
odkaszlnął.
–
Ekhem, mamy pewne
dowody na... znęcanie, o którym mówiła Jenny...
–
Jakie? – prychnęła
Circe.
– Relacja
Annabel Felicity Howell – odparła Crystal głosem zimnym jak lód.
–
Czyja?
–
Moja.
Wszystkie
oczy zwróciły się na Annie, dotychczas siedzącą cicho między
Hootem a Hazel Dente. Dziewczyna miała włosy jak zwykle związane w
dwa kucyki, jednak dziś wyjątkowo założyła błękitną,
kwiecistą oraz niczym niepoplamioną sukienkę.
Atom
to atom
Oh,
what's the matter with me, love?
– Jej?
– parsknął Loki. – Tej pokręconej mutantki?
Moo
posłała mu spojrzenie zdolne do wysadzenia w powietrze małego
pociągu.
– Nie
daj się im sprowokować, Annie – szepnęła do dziewczyny Dora
Duncan.
– Ależ
ja jestem całkowicie spokojna – odparła Annie, po czym wstała. –
Mogę powiedzieć o wszystkim.
Duncan
skinął głową, ale nawet, gdyby tego nie zrobił, nikt by nie
zauważył, gdyż to Moo tak naprawdę prowadziła rozprawę.
Tymczasem dziewczyna zaczęła swoją opowieść.
W
miarę tego, jak mówiła, Circe bladła coraz bardziej, a po
policzkach Erin popłynęły łzy.
Strangeness
and charm
Kiedy
skończyła, zapadła cisza. Annie usiadła, otarła oczy wierzchem
dłoni i zapatrzyła się w tył głowy siedzącej przed nią Zoe.
– To
mogło zostać zmyślone – warknął Loki, przerywając milczenie.
– Ale
nie było – odparła natychmiast Jenny.
– Skąd
wiesz? – mężczyzna wstał. – Skąd mamy wiedzieć, czy cała ta
rozprawa nie jest ustawiona od początku?
– No,
to chyba ty najlepiej wiesz, czy znęcałeś się nad nim, czy
nie!
– O
tym właśnie mówię! Nie ma żadnych dowodów na moją, naszą
winę, tylko historyjki tej psycholki, która zmienia się w
owłosionego zwierzaka, kiedy się wkurzy!
– O
jedno słowo za daleko – warknęła Erin, również wstając.
Wszyscy spojrzeli na nią ze zdumieniem, a Joan skrobała w notesie
jak szalona. Publiczna kłótnia rodzeństwa Beaker? To było coś!
The static of your arms, it is a catalyst
You're a chemical that burns, there's nothing like this
–
Erin, siadaj na
miejsce i nie zabieraj głosu w sprawie, o jakiej nie masz
najmniejszego pojęcia!
– A
co, jeśli nie? Co, jeśli ja po prostu nie chcę dalej tak żyć?! –
krzyknęła. – Loki, po jaką cholerę to miałoby być ustawione,
co?! Ja słyszałam tę historię jako pierwsza!
– I
wierzysz w nią?
– Tak!
– To
jesteś naprawdę głupia, Erin.
Dziewczynie
zadrżały wargi.
– Przy
tobie cegły w tych ścianach mają jakieś uczucia.
– Ale
ratusz jest drewniany – szepnął Ripp do Zoe. Ta tylko machnęła
ręką, sygnalizując, by się zamknął.
Moo
i Jenny wymieniły znaczące spojrzenia. Tej pierwszej zaiskrzyły
oczy.
– A
może Nerwus powie nam co nieco o tej sprawie? – rzekła, wpatrując
się triumfalnie w Beakerów. – Erin, usiądź, kochana.
Dziewczyna
posłusznie zajęła miejsce, po czym rozszlochała się w ramię
Kristien. Wstał tymczasem Nerwus.
–
Dobrze – zgodził
się cicho.
– A
więc, czy to prawda?
– Tak
– odparł bez wahania. – Oni robili na mnie jakieś testy
odkąd... odkąd pamiętam. Jak byłem mały, zabrali mnie od matki
ludzie z Opieki Społecznej. Oni zgłosili się jako rodzina
zastępcza i...
–
Hmmm, ciekawe, czemu
tej wiedźmie zabrano dziecko – przerwał mu Loki, wskazując na
Olive.
– Nie
uważam, by był to temat dzisiejszego spotkania – odparła zimno
Moo.
– A
co mnie obchodzi, co ty uważasz? – prychnął. – W ogóle nie
powinnaś decydować o sprawach tego miasta. Jesteś przyjezdna. Nie
urodziłaś się tu, nie znasz całej sytuacji, tak naprawdę nie
znasz nikogo.
– To
miasto jest moim domem – kobieta wbijała w niego spojrzenie
pomarańczowych oczu. Temperatura w ratuszu spadła o co najmniej
pięć stopni.
It's
the purest element but it's so volatile
–
Zamknij się, Beaker
– dobiegło z końca sali. Gimi wstał. – Ona ma większe prawo
decydować o tym mieście, niż ty o losach Nerwusa.
–
Umarli i grabarze
głosu nie mają – uciął Loki. – Idź podglądać Bellę.
An
equation heaven sent, a drug for angels
Gimi
wbił wzrok w podłogę, zaczerwienił się i usiadł.
– A
więc, skoro na naszą winę nie ma żadnych wiarygodnych
dowodów – zaczęła Circe – to możemy chyba zakończyć tę
rozprawę oraz rozejść się do domów. Nerwus, idziemy.
– Ani
się waż.
Annie
znów wstała i wyszła na środek sali. Jej oczy płonęły.
– O
bogowie... – szepnęła Hazel. – Niech ktoś ją powstrzyma!
Strangeness
and charm
Hey,
aah
Strangeness
and charm!
Hey,
aah
Strangeness
and charm
Hey,
aah
–
Usiądź, dziecko –
odezwała się spokojnie Olive, odwracając się do niej. Ogień w
oczach dziewczyny zgasł, zastąpiony zdziwieniem.
–
Ale...
– To nie ma znaczenia...
– powiedziała cicho. – Nic już nie ma znaczenia, kiedy on jest
tutaj.
Strangeness and charm
Heeey...
Rozległ się ogłuszający huk.
Niespotykanie silny wiatr naparł na okna ratusza, wyłamując je z
trzaskiem. W środku zaroiło się od piasku i drobnych kawałków
szkła.
Ludzie zaczęli krzyczeć, Jill
zasłoniła twarz rękami. Moo z przerażeniem rozejrzała się
dookoła.
Nagle wiatr ucichł, a ludzie zamilkli.
Zewsząd spłynęła szara mgła, spowijając powybijane okna,
ściany, ławki. Oddech zamienił się w parę, woda w dzbanku
stojącym na biurku Duncana zaczęła zamarzać.
Potem pełną napięcia ciszę zmącił
głos. Nie miał źródła, dobiegał z każdego miejsca w sali.
Niski, mocny, dudniący, lekko zdenerwowany czy zniecierpliwiony.
– Gdzie jest mój syn?
Olive uśmiechnęła się po raz
pierwszy od początku rozprawy.
– Przybył.
Ona jedna nie trzęsła się z zimna.
Mgła jakby ją omijała, wirując wokół niej i wprawiając w ruch
jej siwe włosy. Kobieta stanęła na środku pomieszczenia, z jej
ciemnych oczu tryskało coś niezwykłego, tak czystego oraz
mocnego... Nikt z obecnych w tej sali nie widział nigdy czegoś
podobnego.
Ophelię nagle zalała fala strachu,
obawy o ciotkę. Przeczucie, że coś jest nie tak...
Kłęby szarej mgły uformowały się
zakapturzoną postać. Ta podeszła do Olive.
– Jesteś coraz słabsza.
Dziewczynę zaskoczyły nie słowa, ale
ton, w jaki sposób zostały wypowiedziane. Ton pełen troski,
pewnego rodzaju nadziei i... miłości?
– Wiem – odpowiedziała Olive. –
Ale nie skończyłam tego, co musiałam...
Postać zwróciła swe zakapturzone
oblicze w stronę Beakerów.
– Wy więzicie mojego syna. Nosicie
wiele na sumieniu, ale nie wszystko jest jeszcze stracone. Czekam...
wasz zegar tyka.
Olive poczuła satysfakcję, widząc
przerażone spojrzenie Circe Beaker. Ale nagle zakręciło jej się w
głowie, nogi ugięły się pod nią...
Oh, oh, down, down
Oh, oh, down, down
Szara postać złapała ją tuż nad
podłogą. Kobieta z lekkim zdziwieniem spostrzegła, że czas się
zatrzymał.
– Co teraz? – zadała odwieczne
pytanie.
– Czas do domu, Olive – odparła
Śmierć łagodnie.
– Co z naszym synem...? –
szepnęła, czując gorące łzy na policzkach.
– Niedługo go stąd zabiorę.
Będziemy wreszcie rodziną.
Perspektywa spędzenia nieskończoności
u boku jedynego syna oraz ukochanego sprawiła, iż kobieta poczuła
się senna, słaba, jakby spadł na nią ciężar całego
wszechświata, a ona nie potrafiła go udźwignąć. Stawką było
życie tej dwójki.
Oh, oh, down, down,
down, down
Oh, oh, down, down,
down, down...
W sumie, pomyślała, i to była jej
ostatnia myśl, ironicznie jest mówić o życiu Śmierci.
Kłęby szarego dymu pochłonęły ją
oraz mroczną postać, niosąc ich do domu, w którym nareszcie mogli
być razem na wieki.
Oh!
Przerażony Joel patrzył, jak
zakapturzona istota rozwiewa się w powietrzu, a Olive, niczym na
zwolnionym filmie, pada na posadzkę. Potem czas jakby się
zatrzymał. Twarz Moo, zastygła w wyrazie szoku, wytrzeszczone oczy
Ophelii, mała Jill zasłaniająca się rękami, jakby nie chciała,
nie mogła na to patrzeć...
I nagle wszystko zaczęło dziać się
trzy razy szybciej, niż normalnie. Moo dopadła leżącego na
podłodze ciała, Johnny mówił coś kojąco do siostry, a Circe, ku
ogólnemu zdumieniu, wymierzyła Lokiemu takiego policzka, że po
całym pomieszczeniu poniosło się echo.
Po
spojrzeniu, jakie posłała mu Moo, po łzach płynących jej z oczu,
Joel wiedział już, że Olive Specter na zawsze odeszła z tego
świata.
_______________________________________________________
Od autorki:
Ostatni fragment napisałam gdzieś na jesieni, serio. Och dear, co ja nie przeżyłam, pisząc rozprawę. Miała być dłuższa. Bardziej soczysta. Głośna, wulgarna i w ogóle, a wyszedł jakiś kleik. I jeszcze kompot do tego.
Ale jest, i to się liczy. Piosenki:
Na początku refren Runaway Avril Lavigne, potem All I Really Want Alanis Morisette (<3), a w dwóch ostatnich fragmentach - Strangeness And Charm Florence + The Machine. Radzę słuchać, czytając, efekt gwarantowany.