DODATEK
Pogrzeb Lyli
Uwaga:
dodatek ten jest smutny. Nie radziłabym czytać go osobom
zamyślonym lub pogrążonym w depresji; im polecam coś weselszego,
jak na przykład rozdział dziewiętnasty, Dodatek Halloweenowy lub
„Tabliczkę Quija”, ewentualnie „Studniówkę”. Ponadto
pojawiają się także obraźliwe określenia, wzmianki o złych
relacjach w rodzeństwie, krzyki, zerwanie przyjaźni i złamane
serca.
Uwaga: wydarzenia, o których mowa w tym tekście mają miejsce około osiem lat przed akcją głównego opowiadania.
Niebo
było czyste, błękitne i jasne. Takie, jakie niebo powinno być.
Złoty
piasek także prezentował się okazale w słonecznym blasku
padającym z nieba.
Wiał
lekki wiatr. Rozwiewał jasne włosy wysokiej, dziewiętnastoletniej
dziewczyny, bawił się jej skromną, jasnoszarą sukienką. W swojej
ubogiej szafie nie miała niczego czarnego.
W
Domu Spotkań było chłodno, ale to nie z tego powodu siedząca w
pierwszym rzędzie kobieta drżała. To nie z tego powodu wtulała
twarz w koszulę rudowłosego kosmity po jej lewej stronie, to nie z
tego powodu miała na sobie czarną spódnicę, bluzkę i sweter,
spod którego błyskało coś zielonego...
Obok
niej, po prawej stronie, siedzieli dwaj chłopcy, mający nie więcej
niż dziewięć lat. Jeden trzymał na kolanach może roczną
dziewczynkę z jasnymi włoskami uczesanymi w kucyki, drugi również
blondwłosego chłopca, niewiele od niej młodszego. Na drugim końcu
ławki, pod ścianą, siedział dziesięciolatek, również ubrany na
czarno. Wpatrywał się w przestrzeń niebieskimi, załzawionymi
oczami.
Wysoka,
dziewiętnastoletnia dziewczyna otworzyła stare, skrzypiące drzwi
Domu Spotkań, przeszła przez całe pomieszczenie wąską alejką
pomiędzy dwoma rzędami ławek i usiadła w pierwszym, obok chłopca
trzymającego na kolanach roczną blondyneczkę.
– Wszystko
dobrze, Johnny? – spytała cicho. Chłopiec skinął w milczeniu
głową. – Jesteś pewien?
– Ripp. – szepnął tylko,
mrugając desperacko. Dziewczyna przesiadła się i spoczęła na
ławce po prawej stronie drugiego z chłopców.
Ten
przygryzał wargę do krwi, zaciskając palce wokół małych rączek
chłopczyka siedzącego mu na kolanach. Dziewczyna delikatnie
wyswobodziła dłonie dziecka i sama wzięła je na ręce.
– Ripp, trzymasz się?
Chłopcu
zadrżały mięśnie na twarzy, aż w końcu wybuchnął szlochem tak
rozpaczliwym, że dziewczynie pękło serce. Objęła
dziewięciolatka, pozwalając mu wypłakać się w jej ramię.
Dopiero
teraz zobaczyła trumnę, stojącą na podwyższeniu. Była otwarta;
miała zostać zamknięta dopiero po ceremonii. Ripp łkał, a od
jego łez na sukience dziewczyny wykwitały słone plamy.
Spojrzała
w prawo i dostrzegła najstarszego chłopca, ukradkiem ocierającego
łzy. Do niego jednak już przysiadła się blondynka w czarnym
ubraniu, sama czerwona od płaczu.
– Łzy nie są niczym złym –
szeptała do niego kojącym głosem. On przytakiwał, pociągając
nosem.
Tuż
przed rozpoczęciem ceremonii, przed dziewczyną stanął jej brat,
patrząc na nią wyczekująco.
– Chodź, Erin, zająłem ci
miejsce.
– Jest Ner? – zrewanżowała
się pytaniem.
– Nie. Nie wygłupiaj się,
chodź!
Ścisnęła
dłoń Rippa, chcąc dodać mu otuchy, po czym podążyła do ławki,
w której siedziała już Circe.
Wtedy
przyszedł Buzz Grunt.
Oczy
miał bez wyrazu, twarz bladą. Tylko mięśnie nieznacznie mu
drgały.
– Zostaw go, Jenny – warknął
na kobietę, odsuwając ją od dziesięciolatka.
– Ale, Buzz, on...
– Powiedziałem, żebyś
puściła mojego syna! – podniósł głos. Ripp odwrócił głowę
w ich stronę, po czym lekko szturchnął Johnny'ego.
Jenny
uległa. Nie potrzebowała awantury na pogrzebie. Przesiadła się z
powrotem między męża a syna i ścisnęła przegub tego drugiego.
– Wszystko będzie dobrze. –
powtarzała cicho, bardziej dla siebie, niż dla niego.
Później
ceremonia przebiegła już bez zakłóceń. Nim wszyscy udali się na
cmentarz, rodzina i najbliżsi mieli kilkanaście minut na ostateczne
pożegnanie się ze zmarłym. Jenny podeszła do trumny, po czym
spojrzała na nieruchomą twarz swojej przyjaciółki.
Lyla...
umarła tak młodo. Miała tyle przed sobą, nie mówiąc już o
wychowaniu trzech synów. Jej jasne włosy schludnie ułożone na
poduszce wyglądały znajomo, jednak smukła sylwetka spowita w
błękitną suknię wydawała się burzyć ten obraz. Jenny mówiła
sobie, że to tylko pusta muszla, że jej przyjaciółka jest już
daleko... ale przez tę głupią sukienkę ciało Lyli wyglądało,
jakby dusza do końca jeszcze go nie opuściła. Jakby nie mogła się
uwolnić, i cierpiała z tego powodu.
Jen
zdjęła swój naszyjnik – zieloną cyfrę 9, szczęśliwą liczbę,
na srebrnym łańcuszku – i włożyła Lyli w dłoń. Teraz lepiej.
Może na to właśnie czekała? Za życia Lyla uwielbiała ten
wisiorek. Może on właśnie trzymał ją na Ziemi?
– Po co to zrobiłaś? –
usłyszała za sobą agresywny głos.
Nie
odpowiedziała – wydawało jej się to teraz bardzo głupie – ale
odwróciła głowę, choć wiedziała, kto stoi nad trumną obok
niej.
No,
I can't take one more step towards you
'Cause all that's waiting is regret
'Cause all that's waiting is regret
And
don't you know I'm not your ghost anymore
Buzz
miał na sobie, jak przystało, czarny garnitur, białą koszulę
oraz ciemnoniebieski krawat. Czyżby sentyment, czy może jedynie
szacunek? To był ulubiony kolor Lyli i Rippa.
– Brakuje mi jej – szepnęła
Jenny, spoglądając na nieruchomą twarz przyjaciółki. Mężczyzna
skwitował to milczeniem. Blondynka odkaszlnęła i powiedziała już
głośniej: – Jak tam chłopcy?
– Co cię to obchodzi? –
zaatakował Buzz. Jenny wzdrygnęła się od siły jego głosu.
– Jestem matką chrzestną
Tanka – odparła ze zdziwieniem. – O co ci chodzi? Obchodziło
mnie przez ostatnie dziesięć lat!
– Właśnie, najwyższy czas,
by przestało! – mężczyzna podniósł głos. – Z moją rodziną
łączyła cię Lyla. Teraz niestety już jej nie ma – wskazał na
trumnę – więc wynoś się z naszego życia.
You
lost the love I loved the most
Jenny
nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Ich znajomość rozpoczęła
się po szkole podstawowej, gdy rodzice Buzza sprowadzili się do
Strangetown, kiedyś nawet umówili się na randkę; z Lylą kobieta
przyjaźniła się od maleńkości. Na ich związek, później
małżeństwo, patrzyła z perspektywy obserwatora przez cały czas.
Dla ich dzieci była trzecim rodzicem. Wiedziała, że w stresujących
sytuacjach Buzz zachowywał się jak, nie ukrywając, kawał
sukinsyna, ale jeszcze nigdy nie powiedział jej czegoś takiego.
And
who do you think you are?
Runnin' 'round leaving scars
Runnin' 'round leaving scars
– Co… – z szoku zdołała
wydusić tylko to.
– Nie chcę cię już więcej w
swoim życiu! – krzyknął. – Nie mam najmniejszej ochoty
wysłuchiwać, że to wszystko jest moją winą! Nie chcę, żebyś
mi o niej wciąż przypominała! Nie chcę w swoim życiu ani ciebie,
ani jej!
– Lyla – szepnęła,
desperacko powstrzymując łzy. – Chcesz wymazać ją z pamięci
swoich dzieci, ponieważ czujesz się winny.
Collecting
your jar of hearts
And tearing love apart
And tearing love apart
– Nie czuję się winny!
– Ależ oczywiście, że tak! –
zawołała. – Jesteś najgorszym ojcem na świecie! Zamiast
wspierać swoje dzieci po stracie matki, ty myślisz tylko o sobie, o
tym, by ograniczyć swój ból, którego się wstydzisz, do minimum!
Wiesz co, Buzz? Jesteś żałosny.
You're
gonna catch a cold
From the ice inside your soul
From the ice inside your soul
Tym
razem to on zaniemówił. Jego konsternacja trwała zaledwie kilka
sekund, po czym mężczyzna z powrotem przybrał na twarz pewien
wyraz furiackiej determinacji.
– Po prostu odpieprz się od
mojej rodziny – warknął.
– Rodziny?
Tak to się dzisiaj nazywa? Trzech nieletnich chłopców i ojciec
tylko na papierze, ojciec-generał, ojciec-krytykant, ojciec
próbujący zmusić dzieci do zapomnienia matki, ojciec traktujący
je jak worki treningowe?
– Wypraszam sobie!
– Naprawdę, Buzz? – otarła
łzę. – Naprawdę myślisz, że będą tacy posłuszni, że dadzą
sobie wyprać mózgi? Że jeśli nie znajdą wsparcia u ciebie, pójdą
go szukać gdzie indziej?
– Daj mi spokój – syknął
przez zaciśnięte zęby.
Spojrzała
mu prosto w oczy.
– Stracisz dzieci.
Buzz
wykrzywił twarz, uniósł prawą dłoń i mocno uderzył Jenny w
policzek. Kobieta zachwiała się, wpadając na ławkę stojącą w
pierwszym rzędzie.
– Ciociu Jenny! – pisnął
Tank, zrywając się ze swojego miejsca. W pomieszczeniu została
tylko ich trójka, Johnny obejmujący Rippa, mały Buck, Hazel Dente,
łkająca cicho, oraz jej mąż Dennis, który głaskał ją po
włosach.
– Zostań tam, Tank! – ryknął
na syna Buzz. Buck, wystraszony hałasem, zaczął płakać. Ripp i
Johnny podnieśli głowy, a temu drugiemu oczy rozszerzyły się z
przerażenia.
– Mamo! – krzyknął
chłopiec, podbiegając do Jenny.
– Tato… – Ripp spojrzał na
mężczyznę ze strachem. Przed oczami stanął mu obraz sprzed
miesięcy: scena w kuchni, uniesiona ręka ojca, matka upadająca na
podłogę. Jej szloch, który słyszał kiedyś spod drzwi sypialni
rodziców. Tamta noc, gdy zatrzasnęła za sobą drzwi, zabierając
swoją ulubioną, pomarańczową walizkę, a on patrzył z okna, jak
szła ulicą, trzęsąc się od szlochu.
– Powiedziałem, żebyś tam
został!! – Buzz znów krzyknął, ponieważ Tank zdążył już
dołączyć do Johnny’ego i pochylał się nad leżącą blondynką.
Hazel
oraz Dennis również zerwali się ze swoich miejsc. Kobieta
odruchowo porwała płaczącego Bucka na ręce, mężczyzna zaś
ukląkł przy Jenny.
So
don't come back for me
– Wszystko w porządku? –
pomógł jej wstać.
– W jak najlepszym. – posłała
Buzzowi spojrzenie pełne bólu, po czym odwróciła się do wyjścia.
– Chodźcie, chłopcy. Nie chcemy dziś więcej rannych.
__________________________________________
Od autorki:
Wpływ auntElisy na mnie naprawdę zaczyna się ujawniać ;o
Taaaak! Następny dodatek! Skończyłam go w ferie, ale byłam leniwa i nie chciało mi się go przejrzeć i w ogóle o tym zapomniałam nastąpiły pewne komplikacje i pojawia się dopiero teraz :3 Wybaczcie kulawe zakończenie, ale naprawdę nie miałam na nie pomysłu. Wiem, że krótki :c
Piosenka to Jar of Hearts Christiny Perri.
W końcu coś o Lyli! Nie wiedziałem, czemu ojciec Tanka tak nie lubi o niej wspominać, chociaż części się domyślałem... Dodatek super!
OdpowiedzUsuńProszę, napiszcie wreszcie (a raczej wyślijcie, bo pewnie po prostu zgubił się w otchłaniach pulpitu...) coś o powstaniu samego Strangetown i jego pierwszych latach. Bardzo jestem ciekaw pochodzenia nazwy...
Towarzysz Gilotyna
Hahaha! Napiszcie? Wyślijcie? Nie rób sobie jaj, najpierw musimy to wymyślić. Nazwa nie ma pochodzenia xD Wydaje mi się, że w simsach było coś o wyrośnięciu miasta wokoło bazy wojskowej, ale to zbyt mało strange&creepy jak dla Nas :P
Usuń~ Smoothie
TOWARZYSZ GILOTYNA
UsuńTo i tak brzmi lepiej niż
OdpowiedzUsuń~Władca_Miłosnych_Trapezów
;)
Myśl_O_Breanne_Na_Kartkówce_Z_Polskiego?
UsuńNikt_Mi_Nie_Zabroni_Kochać_Kwasu_Fosforowego
Pomożesz_mi_jutro_przed_kółkiem_z_durną_kolorowanką_?
- Myśl_o_Eleri_na_historii_~_zawsze
~Geometria_panią_miłości
OdpowiedzUsuń~Zzombiony_matematyk
~Geometria_łączy_uczniów
~Piszę_o_zombie_i_Geometrii
:D
~nienawiść_do_sosu_jest_jak_kartkówka_z_wosu
UsuńZnasz to uczucie, gdy piszesz komentarz z MEGAŚMIESZNĄ treścią, a on się nie wysyła, po czym orientujesz się, że nie pamiętasz, co w nim było napisane...?
OdpowiedzUsuńWspaniały i mega wzrusza.
OdpowiedzUsuńsilverspringsimmer