.

.

sobota, 4 kwietnia 2015

Strangetown - dodatek "Pogrzeb Lyli"



DODATEK












Pogrzeb Lyli



Uwaga: dodatek ten jest smutny. Nie radziłabym czytać go osobom zamyślonym lub pogrążonym w depresji; im polecam coś weselszego, jak na przykład rozdział dziewiętnasty, Dodatek Halloweenowy lub „Tabliczkę Quija”, ewentualnie „Studniówkę”. Ponadto pojawiają się także obraźliwe określenia, wzmianki o złych relacjach w rodzeństwie, krzyki, zerwanie przyjaźni i złamane serca.
Uwaga: wydarzenia, o których mowa w tym tekście mają miejsce około osiem lat przed akcją głównego opowiadania.

Niebo było czyste, błękitne i jasne. Takie, jakie niebo powinno być.
Złoty piasek także prezentował się okazale w słonecznym blasku padającym z nieba.
Wiał lekki wiatr. Rozwiewał jasne włosy wysokiej, dziewiętnastoletniej dziewczyny, bawił się jej skromną, jasnoszarą sukienką. W swojej ubogiej szafie nie miała niczego czarnego.
W Domu Spotkań było chłodno, ale to nie z tego powodu siedząca w pierwszym rzędzie kobieta drżała. To nie z tego powodu wtulała twarz w koszulę rudowłosego kosmity po jej lewej stronie, to nie z tego powodu miała na sobie czarną spódnicę, bluzkę i sweter, spod którego błyskało coś zielonego...
Obok niej, po prawej stronie, siedzieli dwaj chłopcy, mający nie więcej niż dziewięć lat. Jeden trzymał na kolanach może roczną dziewczynkę z jasnymi włoskami uczesanymi w kucyki, drugi również blondwłosego chłopca, niewiele od niej młodszego. Na drugim końcu ławki, pod ścianą, siedział dziesięciolatek, również ubrany na czarno. Wpatrywał się w przestrzeń niebieskimi, załzawionymi oczami.
Wysoka, dziewiętnastoletnia dziewczyna otworzyła stare, skrzypiące drzwi Domu Spotkań, przeszła przez całe pomieszczenie wąską alejką pomiędzy dwoma rzędami ławek i usiadła w pierwszym, obok chłopca trzymającego na kolanach roczną blondyneczkę.
Wszystko dobrze, Johnny? – spytała cicho. Chłopiec skinął w milczeniu głową. – Jesteś pewien?
Ripp. – szepnął tylko, mrugając desperacko. Dziewczyna przesiadła się i spoczęła na ławce po prawej stronie drugiego z chłopców.
Ten przygryzał wargę do krwi, zaciskając palce wokół małych rączek chłopczyka siedzącego mu na kolanach. Dziewczyna delikatnie wyswobodziła dłonie dziecka i sama wzięła je na ręce.
Ripp, trzymasz się?
Chłopcu zadrżały mięśnie na twarzy, aż w końcu wybuchnął szlochem tak rozpaczliwym, że dziewczynie pękło serce. Objęła dziewięciolatka, pozwalając mu wypłakać się w jej ramię.
Dopiero teraz zobaczyła trumnę, stojącą na podwyższeniu. Była otwarta; miała zostać zamknięta dopiero po ceremonii. Ripp łkał, a od jego łez na sukience dziewczyny wykwitały słone plamy.
Spojrzała w prawo i dostrzegła najstarszego chłopca, ukradkiem ocierającego łzy. Do niego jednak już przysiadła się blondynka w czarnym ubraniu, sama czerwona od płaczu.
Łzy nie są niczym złym – szeptała do niego kojącym głosem. On przytakiwał, pociągając nosem.
Tuż przed rozpoczęciem ceremonii, przed dziewczyną stanął jej brat, patrząc na nią wyczekująco.
Chodź, Erin, zająłem ci miejsce.
Jest Ner? – zrewanżowała się pytaniem.
Nie. Nie wygłupiaj się, chodź!
Ścisnęła dłoń Rippa, chcąc dodać mu otuchy, po czym podążyła do ławki, w której siedziała już Circe.
Wtedy przyszedł Buzz Grunt.
Oczy miał bez wyrazu, twarz bladą. Tylko mięśnie nieznacznie mu drgały.
Zostaw go, Jenny – warknął na kobietę, odsuwając ją od dziesięciolatka.
Ale, Buzz, on...
Powiedziałem, żebyś puściła mojego syna! – podniósł głos. Ripp odwrócił głowę w ich stronę, po czym lekko szturchnął Johnny'ego.
Jenny uległa. Nie potrzebowała awantury na pogrzebie. Przesiadła się z powrotem między męża a syna i ścisnęła przegub tego drugiego.
Wszystko będzie dobrze. – powtarzała cicho, bardziej dla siebie, niż dla niego.

Później ceremonia przebiegła już bez zakłóceń. Nim wszyscy udali się na cmentarz, rodzina i najbliżsi mieli kilkanaście minut na ostateczne pożegnanie się ze zmarłym. Jenny podeszła do trumny, po czym spojrzała na nieruchomą twarz swojej przyjaciółki.
Lyla... umarła tak młodo. Miała tyle przed sobą, nie mówiąc już o wychowaniu trzech synów. Jej jasne włosy schludnie ułożone na poduszce wyglądały znajomo, jednak smukła sylwetka spowita w błękitną suknię wydawała się burzyć ten obraz. Jenny mówiła sobie, że to tylko pusta muszla, że jej przyjaciółka jest już daleko... ale przez tę głupią sukienkę ciało Lyli wyglądało, jakby dusza do końca jeszcze go nie opuściła. Jakby nie mogła się uwolnić, i cierpiała z tego powodu.
Jen zdjęła swój naszyjnik – zieloną cyfrę 9, szczęśliwą liczbę, na srebrnym łańcuszku – i włożyła Lyli w dłoń. Teraz lepiej. Może na to właśnie czekała? Za życia Lyla uwielbiała ten wisiorek. Może on właśnie trzymał ją na Ziemi?
Po co to zrobiłaś? – usłyszała za sobą agresywny głos.
Nie odpowiedziała – wydawało jej się to teraz bardzo głupie – ale odwróciła głowę, choć wiedziała, kto stoi nad trumną obok niej.

No, I can't take one more step towards you
'Cause all that's waiting is regret
And don't you know I'm not your ghost anymore

Buzz miał na sobie, jak przystało, czarny garnitur, białą koszulę oraz ciemnoniebieski krawat. Czyżby sentyment, czy może jedynie szacunek? To był ulubiony kolor Lyli i Rippa.
Brakuje mi jej – szepnęła Jenny, spoglądając na nieruchomą twarz przyjaciółki. Mężczyzna skwitował to milczeniem. Blondynka odkaszlnęła i powiedziała już głośniej: – Jak tam chłopcy?
Co cię to obchodzi? – zaatakował Buzz. Jenny wzdrygnęła się od siły jego głosu.
Jestem matką chrzestną Tanka – odparła ze zdziwieniem. – O co ci chodzi? Obchodziło mnie przez ostatnie dziesięć lat!
Właśnie, najwyższy czas, by przestało! – mężczyzna podniósł głos. – Z moją rodziną łączyła cię Lyla. Teraz niestety już jej nie ma – wskazał na trumnę – więc wynoś się z naszego życia.

You lost the love I loved the most

Jenny nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Ich znajomość rozpoczęła się po szkole podstawowej, gdy rodzice Buzza sprowadzili się do Strangetown, kiedyś nawet umówili się na randkę; z Lylą kobieta przyjaźniła się od maleńkości. Na ich związek, później małżeństwo, patrzyła z perspektywy obserwatora przez cały czas. Dla ich dzieci była trzecim rodzicem. Wiedziała, że w stresujących sytuacjach Buzz zachowywał się jak, nie ukrywając, kawał sukinsyna, ale jeszcze nigdy nie powiedział jej czegoś takiego.

And who do you think you are?
Runnin' 'round leaving scars

Co… – z szoku zdołała wydusić tylko to.
Nie chcę cię już więcej w swoim życiu! – krzyknął. – Nie mam najmniejszej ochoty wysłuchiwać, że to wszystko jest moją winą! Nie chcę, żebyś mi o niej wciąż przypominała! Nie chcę w swoim życiu ani ciebie, ani jej!
Lyla – szepnęła, desperacko powstrzymując łzy. – Chcesz wymazać ją z pamięci swoich dzieci, ponieważ czujesz się winny.

Collecting your jar of hearts
And tearing love apart

Nie czuję się winny!
Ależ oczywiście, że tak! – zawołała. – Jesteś najgorszym ojcem na świecie! Zamiast wspierać swoje dzieci po stracie matki, ty myślisz tylko o sobie, o tym, by ograniczyć swój ból, którego się wstydzisz, do minimum! Wiesz co, Buzz? Jesteś żałosny.

You're gonna catch a cold
From the ice inside your soul

Tym razem to on zaniemówił. Jego konsternacja trwała zaledwie kilka sekund, po czym mężczyzna z powrotem przybrał na twarz pewien wyraz furiackiej determinacji.
Po prostu odpieprz się od mojej rodziny – warknął.
Rodziny? Tak to się dzisiaj nazywa? Trzech nieletnich chłopców i ojciec tylko na papierze, ojciec-generał, ojciec-krytykant, ojciec próbujący zmusić dzieci do zapomnienia matki, ojciec traktujący je jak worki treningowe?
Wypraszam sobie!
Naprawdę, Buzz? – otarła łzę. – Naprawdę myślisz, że będą tacy posłuszni, że dadzą sobie wyprać mózgi? Że jeśli nie znajdą wsparcia u ciebie, pójdą go szukać gdzie indziej?
Daj mi spokój – syknął przez zaciśnięte zęby.
Spojrzała mu prosto w oczy.
Stracisz dzieci.
Buzz wykrzywił twarz, uniósł prawą dłoń i mocno uderzył Jenny w policzek. Kobieta zachwiała się, wpadając na ławkę stojącą w pierwszym rzędzie.
Ciociu Jenny! – pisnął Tank, zrywając się ze swojego miejsca. W pomieszczeniu została tylko ich trójka, Johnny obejmujący Rippa, mały Buck, Hazel Dente, łkająca cicho, oraz jej mąż Dennis, który głaskał ją po włosach.
Zostań tam, Tank! – ryknął na syna Buzz. Buck, wystraszony hałasem, zaczął płakać. Ripp i Johnny podnieśli głowy, a temu drugiemu oczy rozszerzyły się z przerażenia.
Mamo! – krzyknął chłopiec, podbiegając do Jenny.
Tato… – Ripp spojrzał na mężczyznę ze strachem. Przed oczami stanął mu obraz sprzed miesięcy: scena w kuchni, uniesiona ręka ojca, matka upadająca na podłogę. Jej szloch, który słyszał kiedyś spod drzwi sypialni rodziców. Tamta noc, gdy zatrzasnęła za sobą drzwi, zabierając swoją ulubioną, pomarańczową walizkę, a on patrzył z okna, jak szła ulicą, trzęsąc się od szlochu.
Powiedziałem, żebyś tam został!! – Buzz znów krzyknął, ponieważ Tank zdążył już dołączyć do Johnny’ego i pochylał się nad leżącą blondynką.
Hazel oraz Dennis również zerwali się ze swoich miejsc. Kobieta odruchowo porwała płaczącego Bucka na ręce, mężczyzna zaś ukląkł przy Jenny.

So don't come back for me

Wszystko w porządku? – pomógł jej wstać.
W jak najlepszym. – posłała Buzzowi spojrzenie pełne bólu, po czym odwróciła się do wyjścia. – Chodźcie, chłopcy. Nie chcemy dziś więcej rannych.

__________________________________________
Od autorki:
Wpływ auntElisy na mnie naprawdę zaczyna się ujawniać ;o
Taaaak! Następny dodatek! Skończyłam go w ferie, ale byłam leniwa i nie chciało mi się go przejrzeć i w ogóle o tym zapomniałam nastąpiły pewne komplikacje i pojawia się dopiero teraz :3 Wybaczcie kulawe zakończenie, ale naprawdę nie miałam na nie pomysłu. Wiem, że krótki :c
Piosenka to Jar of Hearts Christiny Perri.










9 komentarzy:

  1. W końcu coś o Lyli! Nie wiedziałem, czemu ojciec Tanka tak nie lubi o niej wspominać, chociaż części się domyślałem... Dodatek super!

    Proszę, napiszcie wreszcie (a raczej wyślijcie, bo pewnie po prostu zgubił się w otchłaniach pulpitu...) coś o powstaniu samego Strangetown i jego pierwszych latach. Bardzo jestem ciekaw pochodzenia nazwy...

    Towarzysz Gilotyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha! Napiszcie? Wyślijcie? Nie rób sobie jaj, najpierw musimy to wymyślić. Nazwa nie ma pochodzenia xD Wydaje mi się, że w simsach było coś o wyrośnięciu miasta wokoło bazy wojskowej, ale to zbyt mało strange&creepy jak dla Nas :P
      ~ Smoothie

      Usuń
  2. To i tak brzmi lepiej niż
    ~Władca_Miłosnych_Trapezów

    ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myśl_O_Breanne_Na_Kartkówce_Z_Polskiego?

      Nikt_Mi_Nie_Zabroni_Kochać_Kwasu_Fosforowego

      Pomożesz_mi_jutro_przed_kółkiem_z_durną_kolorowanką_?


      - Myśl_o_Eleri_na_historii_~_zawsze

      Usuń
  3. ~Geometria_panią_miłości
    ~Zzombiony_matematyk
    ~Geometria_łączy_uczniów
    ~Piszę_o_zombie_i_Geometrii

    :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Znasz to uczucie, gdy piszesz komentarz z MEGAŚMIESZNĄ treścią, a on się nie wysyła, po czym orientujesz się, że nie pamiętasz, co w nim było napisane...?

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały i mega wzrusza.

    silverspringsimmer

    OdpowiedzUsuń